Królowa sportu w roli służącej

Jacek Zalewski
opublikowano: 2009-08-26 00:00

Osiem medali lekkoatletów przywiezionych z mistrzostw świata już się zwielokrotniło na piersiach tych, którzy wiatr marketingu sportowego łapią w żagle polityczne. Najszybszy był premier Donald Tusk, który do dyspozycji miał premie i resortowe błyskotki. Wkrótce prawdziwymi orderami dla medalistów przebije go prezydent Lech Kaczyński. Zwłaszcza że sukces w Berlinie zyskał okolicznościową wartość dodaną — oto w przeddzień 70. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej zostawiliśmy z tyłu Niemcy, i to na stadionie wzniesionym na hitlerowskie igrzyska olimpijskie w 1936 r.

Na świętowaniu kładzie się cieniem okoliczność, iż w Polsce "królowa sportu" już dawno została zdetronizowana i na przykład w kontekście inwestycyjnym sytuuje się na poziomie służącej u piłki kopanej. Lekkoatleci ciężko przeżyli prestiżową klęskę, jaką było pozbawienie ich dyscypliny choćby teoretycznego wstępu na budowany za miliard Stadion Narodowy. Po upadku Skry stolica nie ma i chyba długo nie będzie miała stadionu nadającego się na dużą imprezę lekkoatletyczną. Kameralny obiekt Orła jest świetny sportowo, ale oprawą pasuje raczej na zawody juniorów.

Przykład idzie z góry i trudno się dziwić, że skutkuje podobnymi decyzjami inwestycyjnymi na szczeblu gminnym. Oto w bliskiej mi szkole właśnie budowane jest dumnie boisko Orlik 2012 ze sztuczną nawierzchnią. Z tej okazji sprute zostały asfaltowe pamiątki z lat siedemdziesiątych — boisko i takaż bieżnia. Ale przy okazji nowoczesny piłkarski Orlik w ogóle wyrzucił lekkoatletykę, bo został tak fatalnie zaplanowany, że na niewielkiej szkolnej działce nie zmieści się już choćby czterotorowa bieżnia sprinterska. I ten sygnał z podstawy piramidy polskiego sportu postrzegam jako znacznie ważniejszy niż poczucie dyskryminacji na lekkoatletycznych szczytach.