Ministra rodziny i pracy, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, zapowiedziała pilotażowy program skrócenia czasu pracy w polskich firmach i instytucjach. Pilotaż ma ruszyć w 2026 roku i jego zakres raczej nie będzie szeroki – budżet na niego to jedynie 10 mln zł – ale sam pomysł już wywołuje kontrowersje. "Za" są związki zawodowe, ostrożny sceptycyzm wykazują przedstawiciele pracodawców, natomiast "przeciw" jest koleżanka z rządu ministry Dziemianowicz-Bąk, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej.
Zwolennicy i przeciwnicy pomysłu krótszego czasu pracy mają swoje argumenty. Ci pierwsi mówią, że polska gospodarka jest już na takim etapie rozwoju, że można sobie pozwolić na rozwiązanie, na którym skorzystają zarówno pracownicy (którzy będą bardziej wypoczęci, a przez zdrowsi i bardziej wydajni), jak i przedsiębiorcy. Przeciwnicy podnoszą, że jednak nadal jesteśmy krajem dopiero aspirującym do statusu kraju rozwiniętego. I że skracanie czasu pracy przy tak dużych niedoborach pracowników, to szaleństwo.
Pomysł skrócenia czasu pracy został podchwycony przez Magdalenę Biejat, kandydatkę Lewicy w wyborach prezydenckich. Ale to nie jedyny temat kampanii, zahaczający o gospodarkę, inne to choćby tania energia, czy zwiększanie wydatków na bezpieczeństwo. Są też hasła, które godzą wszystkich kandydatów, na przykład niechęć do podwyżek podatków. No i większość z nich chciałaby tańszego kredytu.
Co do tego, że Rada Polityki Pieniężnej w środę 7 maja obniży stopy procentowe, dzięki czemu kredyt stanie się tańszy, jest zgodna większość ekonomistów. Pytanie jednak do jakiego poziomu stóp dojdziemy w całym cyklu obniżek. Bo na powrót do sytuacji, w której cena pieniądza jest bliska zeru, nie ma co liczyć.
Za to minister finansów policzył deficyt na ten rok. Wygląda na to, że nadal będzie on duży, rzędu 6,3 proc. PKB. I to przy dość optymistycznych prognozach wzrostu gospodarczego (3,7 proc.) i wysokiej inflacji (4,5 proc.). Wysoki deficyt to duże potrzeby pożyczkowe, które trzeba będzie sfinansować obligacjami. W Polsce chętnie kupują je banki, dla których to bardziej opłacalne i mniej ryzykowne aktywo, niż kredyt inwestycyjny dla firm. Prognozy MF to jeden z naszych minusów tygodnia, obok widma recesji w amerykańskiej gospodarce.
Ale w długi majowy weekend nie mogło też zabraknąć plusów. Mamy pierwsze sygnały ożywienia aktywności inwestycyjnej w dużych firmach, w tym u eksporterów. No i WIG po raz pierwszy w historii przekroczył poziom 100 tysięcy punktów.