W czasie kryzysu humanitarnego sprawna logistyka jest na wagę złota. Od ponad miesiąca przy granicy z Ukrainą tysiące przedstawicieli służb państwowych, organizacji pozarządowych i zwykłych wolontariuszy pracuje w pocie czoła, by przyjąć uchodźców i w miarę możliwości pomóc ludziom, którzy zostali w kraju najechanym przez Rosję.
Większość pomagających to Polacy, kecz na granicy szybko zjawili się też przedstawiciele międzynarodowych organizacji wyspecjalizowanych w niesieniu pomocy podczas kryzysów humanitarnych. Jedną z nich jest amerykańska Global Empowerment Mission (GEM) kierowana przez Michaela Capponiego.
– Dotychczas amerykańskie firmy zadeklarowały udzielenie za naszym pośrednictwem pomocy o wartości 85 mln USD. Chodzi o żywność, materiały opatrunkowe, podstawowe leki bez recepty, koce, śpiwory itp. Przy współpracy z firmą Fulfillment Hub USA zabezpieczyliśmy trzy magazyny, do których spływa pomoc: w Warszawie, Rzeszowie i Tatanbanyi na Węgrzech. Mamy też magazyny we Lwowie i Równem oraz kilka mniejszych, sekretnych miejsc na Ukrainie – wylicza Michael Capponi, założyciel GEM.

Jak to działa? Amerykańska organizacja zbiera zamówienia od poszczególnych ministerstw i lokalnych samorządów w Ukrainie. Zapewnia, że jest w stanie dostarczyć około 200 ciężarówek z pomocą tygodniowo.
– Jedni potrzebują śpiworów, inni wody, makaronów itp. Większość przysyła własne ciężarówki po odbiór – albo do Polski i Węgier, albo do magazynów w Ukrainie, do których dostarczamy zapasy. Jako organizacja mamy wypracowane mechanizmy niesienia pomocy, potrzebujemy natomiast wsparcia firm, które mogą dostarczyć żywność, materiały opatrunkowe czy artykuły higieniczne – mówi Michael Capponi.
Pogłębiający się kryzys
Amerykańska organizacja ma spore doświadczenie w niesieniu pomocy w sytuacjach kryzysowych. Jej założyciel ma z kolei filmową biografię: pierwsze pieniądze zarabiał w latach 80. w Miami jako „organizator życia nocnego”, czyli menedżer klubów w tętniącym życiem mieście. Potem zmagał się z uzależnieniem od narkotyków, ale wyszedł na prostą i zaczął zarabiać na działalności deweloperskiej na Florydzie. A następnie – zaczął pomagać.
– Po raz pierwszy włączyłem się w działania pomocowe w 1999 r. podczas kryzysu w Kosowie. Potem był m.in. 11 września, huragan Katrina, huragan Irma, trzęsienia ziemi, inne katastrofy naturalne... Staramy się w każdym z miejsc, w których dzieje się coś złego, pojawić się w ciągu 24-48 godzin i od razu ruszyć z pomocą – mówi Michael Capponi.

Na przejściu granicznym w Medyce szef GEM i pierwsi pracownicy organizacji pojawili się 25 lutego, dzień po inwazji rosyjskiej na Ukrainę.
– Od razu było widać, że skala kryzysu będzie ogromna. Jeśli drugiego dnia wojny na granicy pojawiają się tysiące ludzi, to należy liczyć się z tym, że szybko będzie ich kilka milionów. Dlatego trzeba pomagać szybko, przede wszystkim ludziom, którzy zostali w kraju mimo inwazji, bo inaczej kryzys się pogłębi. Jeśli ludziom w Ukrainie zabraknie jedzenia i podstawowych produktów, to jeszcze więcej z nich i jeszcze szybciej ucieknie. Trzeba więc ich zaopatrywać, a jednocześnie ludzi, którzy już trafili do Polski, szybko i sprawnie przenosić do innych krajów. W Polsce będzie potrzebne miejsce na kolejną, jeszcze większą falę uchodźców, jestem o tym przekonany – twierdzi Michael Capponi.
Pomocowy maraton
Szef GEM zdaje sobie sprawę, że im dłużej będzie trwał kryzys, tym entuzjazm do niesienia pomocy będzie mniejszy, a obciążenie systemu – większe.
– Przy katastrofach naturalnych plus jest taki, że każdy kolejny dzień jest lepszy od poprzedniego. Tu jest odwrotnie – robi się coraz gorzej, a niesienie pomocy to nie sprint, tylko maraton. Jesteśmy przygotowani, by udzielać pomocy co najmniej przez dwa lata, bo niezależnie od tego, jak potoczą się działania wojenne, sytuacja humanitarna jeszcze bardzo długo będzie trudna – zapowiada Michael Capponi.
Amerykańska organizacja i jej szef przez ponad dwie dekady pomagali przy prawie 300 katastrofach naturalnych i innych kryzysach humanitarnych. Przyznają, że skala trudności w przypadku wojny w Ukrainie jest bardzo wysoka – ale są pod wrażeniem tego, co już udało się zrobić.

– Ja już wiem, że w Polsce lubi się narzekać, a politycy z jednej i drugiej strony krytykują się nawzajem. Po tych kilku tygodniach mogę jednak powiedzieć, że to jedna z najlepiej zorganizowanych odpowiedzi na kryzys humanitarny, jaką w życiu widziałem – a widziałem sporo. Oczywiście jak zawsze i wszędzie sporo rzeczy można poprawić i zrobić lepiej, ale wydaje mi się, że i władze, i organizacje pozarządowe stają na wysokości zadania – uważa Michael Capponi.
Apel do przedsiębiorców
GEM apeluje o pomoc do polskich przedsiębiorców. By nawiązać z nimi kontakty i przekonać do siebie, rozpoczęła współpracę m.in. z Fundacją Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie bez Barier”.

– Idę do mediów po to, żeby polskie firmy się o nas dowiedziały i zaufały nam, uwierzyły, że jesteśmy w stanie ogarnąć logistykę. Przy takim kryzysie nikt w pojedynkę sobie z nim nie poradzi, niezbędna jest jak najszersza współpraca. Potrzebna jest przede wszystkim pomoc dużych producentów napojów i żywności o długim terminie trwałości. Nawet dwie ciężarówki makaronu czy ryżu zmieniają sytuację na lepsze. Potrzebujemy też zapasów materiałów opatrunkowych, bandaży, rękawiczek itp., a także artykułów higienicznych. Koców czy śpiworów mamy sporo od dostawców z USA, takich jak Walmart – wylicza Michael Capponi.
Na razie organizacja polega na pomocy firm z USA, a także z Wielkiej Brytanii.
– Ta pomoc cały czas do nas spływa, więc na pewno nie zaszkodziłoby, gdyby któraś z tutejszych firm logistycznych udzieliła nam wsparcia i zapewniła np. kilka ciężarówek do odbioru pomocy z Wielkiej Brytanii czy innych miejsc na zachodzie Europy – kończy szef GEM.