Mundialowa tradycja namaszcza na mistrza nie tyle konkretną drużynę, ile kontynent. Od pierwszego turnieju zorganizowanego przez FIFA w 1930 r. zawsze, gdy finały przyjmuje Ameryka, wszystko jedno która — wygrywa reprezentacja latynoamerykańska. Notabene Europa u siebie wcale nie jest mniej zaborcza, odpuściła tej zasadzie jedyny raz w 1958 r., gdy w Sztokholmie gospodarze nie mieli w finale szans z Brazylią.



Dla gospodarzy jubileuszowego mundialu problem wytypowania zwycięzcy w ogóle nie istnieje. Dodanie szóstej mistrzowskiej gwiazdki do pięciu już umieszczanych na koszulkach reprezentacji Brazylii to oczywistość. Niewyobrażalna jest zwłaszcza sytuacja, że złoty puchar trafia do… któregoś z sąsiadów. Również szokiem, ale jednak ciut mniejszym, byłoby złamanie kontynentalnej tradycji i wywiezienie mistrzostwa przez Europę. Do tej pory Brazylia odczuwa kompleks roku 1950, kiedy decydująca o tytule porażka 1:2 z Urugwajem na 200-tysięcznej wówczas Maracanie (było dokładnie 199 954 widzów) stała się największym — spowodowanym przez sport — narodowym nieszczęściem w dziejach świata. Aspekt piłkarski pogłębiony został przez historyczno-polityczny — hiszpańskojęzyczny Urugwaj wybił się na niepodległość z portugalskojęzycznego cesarstwa Brazylii.
Po obaleniu cesarstwa w brazylijskiej fladze umieszczona została dewiza republiki „Ordem e progresso”, czyli „Ład i postęp”. Z owym szczytnym hasłem zdecydowanie nie współgrały jednak przygotowania infrastrukturalne do tegorocznego mundialu. Brazylia jest państwem tak wielkim, że ze względu na gospodarczą masę należy do grupy G20, podobnie zresztą jak Argentyna. Ta sąsiedzka para nie ma jednak szans na szybkie spełnienie kryteriów członkostwa w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), zrzeszającej państwa wysoko rozwinięte i demokratyczne. Z Ameryki Południowej do OECD należy tylko Chile, a kandyduje Kolumbia. Te regionalne realia potwierdzają wyniki naszego mundialu gospodarczego na stronach 10-11.
Sytuacja społeczna Brazylii wręcz wymusza na piłkarzach zdobycie mistrzostwa. Organizatorzy takich imprez zawsze oczekują jak najlepszego wyniku własnej reprezentacji, gospodarskie triumfy mieli szczęście hucznie świętować Włosi, Anglicy, Niemcy czy Francuzi. Przypadkiem szczególnym był rok 1978, gdy w Argentynie zdobycie piłkarskiego mistrzostwa świata umacniało i legitymizowało krwawą juntę. Ale pod tak ogromną presją, jak obecnie ekipa Brazylii, nie znajdowała się żadna sportowa drużyna od… wspomnianego już roku 1950. Jeśli 13 lipca na przebudowanej Maracanie to rzeczywiście Brazylijczycy wzniosą wyśniony puchar — nawet biedacy z faweli wybaczą wielomiliardowe wydatki na mundial. Ale jeśli piłkarze zawiodą — a zostanie tak ocenione nawet miejsce drugie — to społecznego spokoju nie będzie i za dwa lata z niezrównanie poważniejszymi problemami zderzą się w Rio de Janeiro organizatorzy Igrzysk XXXI Olimpiady.