Sześć lat temu również Traktem Królewskim przemaszerowała żądna władzy wielotysięczna opozycja. Jedynie hasło brzmiało wtedy ciut inaczej — nie „Obudź się Polsko”, lecz „Tu jest Polska”. Zestresowany porażką wyborczą Donald Tusk adresował prawdę Platformy Obywatelskiej do braci Kaczyńskich, prezydenta Lecha i premiera Jarosława. Różnica polega na tym, że wtedy rządzące Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało kontrwiec przed Pałacem Kultury i Nauki. Ba, po mieście krążył jeszcze pochód Ligi Polskich Rodzin. Dzisiaj władza ufna w siłę koalicyjnych głosów ogranicza polityczną konfrontację do sali sejmowej.
W końcu po to mamy struktury demokratyczne, a wybory odbyły się dopiero rok temu. Układ sił w parlamencie wieszczy stabilność władzy aż do roku 2015. Koalicja interesów PO z PSL będzie trwała do ostatniej kropli poselskiej krwi, na dodatek prezydent zawsze rozepnie parasol — zatem wszelkie podchody konstytucyjne są z góry skazane na niepowodzenie. Dlatego próba wymiany szefa rządu w trybie tzw. konstruktywnego wotum nieufności to żart, bez względu na osobę iluzorycznego premiera pozaparlamentarnego. Sześć lat temu wszystko wyglądało jednak podobnie, od przypomnianych manifestacji musiał upłynąć cały rok, ale w końcu Sejm zgodnie skrócił swoją kadencję.
Na początku listy rządowych zbrodni Jarosław Kaczyński wymienił w sobotę „aferę taśmową”. Zawsze robi nam się miło, że ktoś pamięta publikację „PB”, która wysadziła jednego ministra i tąpnęła rządem. Na końcu listy prezes PiS umieścił jednak ostatnie smoleńskie ekshumacje. No cóż, ujawniając w lipcu mechanizmy spółek skarbu państwa o tak szerokim kontekście taśm naprawdę nie myśleliśmy…