Personalna wyliczanka Mariusza Kamińskiego, który pogroził znanym biznesmenom, niepokoi przedsiębiorców. Czy to inkwizycja?
Jeszcze nie powstał urząd, a już zawrzało. Wbrew pozorom, powodem gorączki nie było samo przyjęcie przez rząd projektu ustawy o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym (CBA) — nowym urzędzie o uprawnieniach służb specjalnych, który ma ścigać korupcję, ale wypowiedź Mariusza Kamińskiego, jego przyszłego szefa.
— Chcemy jasno powiedzieć, że są w Polsce tzw. wielcy biznesmeni, którzy kolekcjonują na swoich stołkach byłych ministrów, byłych posłów. Widzimy to zjawisko, dostrzegamy to zjawisko, monitorujemy i chcemy powiedzieć takim panom, jak pan Kulczyk, jak pan Gudzowaty, jak pan Krauze: że jeśli liczą na to, że dzięki temu będą oni odnosili z tego korzyści w biznesie, to są w wielkim błędzie — poinformował Mariusz Kamiński.
— To jest wypowiedź jak z czasów inkwizycji. Jeżeli państwo ma opierać się na prawie i sprawiedliwości, to nie wolno rzucać bezpodstawnych podejrzeń co do uczciwości urzędników państwowych. Zatrudnianie byłych ministrów czy polityków w strukturach firmy to praktyka stosowana przecież na całym świecie. Wypowiedzi pana Kamińskiego natomiast mogą zaszkodzić całej gospodarce, są niepoważne i obrzydliwe. Dziwię się panu Kaczyńskiemu, że na to pozwala — mówi Aleksander Gudzowaty, dyrektor naczelny Bartimpeksu.
W ciszy i w skupieniu
Podobnego zdania są przedstawiciele organizacji biznesowych.
— Będąc politykiem, byłbym bardziej ostrożny. Jeżeli wymienionym biznesmenom niczego się prawnie nie udowodni, to poszkodowani mogą nawet wytoczyć proces o zniesławienie — mówi Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej.
Dodaje, że sytuacja przypomina działalność komisji śledczych, które — obnażając prawdę — wykorzystywały ją do walki propagandowej.
— Jeżeli takie urzędy mają powstawać, wolałbym, by pracowały w ciszy i skupieniu. CBA miało kontrolować urzędników, a nie biznes. Czegoś tu nie rozumiem — konkluduje Andrzej Arendarski.
Marek Goliszewski, prezes BCC, uważa wypowiedź Mariusza Kamińskiego za wyjątkowo niefortunną, określając ją mianem zagrywki pod publiczkę.
— Jeśli pan Kamiński podejrzewa biznesmenów o działania korupcyjne i ma na to dowody, to powinien jak najszybciej złożyć zawiadomienie do prokuratury. Jeżeli ich nie ma, to premier powinien wyciągnąć konsekwencje — uważa Marek Goliszewski.
Ostrożnie wypowiada się w tej sprawie Wiesław Walendziak, były poseł PiS, a obecnie prawa ręka Ryszarda Krauzego.
— Każde działanie, które sprzyja transparentności, obniża koszty działalności gospodarczej i sprawia, że przedsiębiorcy nie będą uwikłani w finansowanie klasy politycznej, jest korzystne — komentuje.
Dużo urzędów, mało rynku
Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha zauważa jednak, że tego typu wypowiedzi są na porządku dziennym, choćby w parlamencie. Przypomina też, że korupcja powstaje z dalekosiężnej władzy urzędników.
— Nowy urząd powinien być powołany na okres przejściowy do czasu, kiedy zjawisko nie będzie znacznie ograniczone i uznane za przestępstwo najbardziej ścigane — podkreśla.