LEKTURY
Biznes po uważaniu
Koncesjonowanie gospodarki to nieporozumienie. Ale to, co zrobiło Ministerstwo Gospodarki przywracając koncesje na import paliw, jest kabaretem. Wróciły one po półtora miesiąca, z początkiem lutego. Resort tłumaczy, że to z powodu braku rozróżnienia w prawie między handlem detalicznym a hurtowym. Importerzy z kolei wskazują na chorą sytuację, kiedy na pozwolenie sprowadzenia paliwa muszą czekać 30 dni. To uniemożliwia im szybką reakcję na ruchy cen na zagranicznych rynkach. Rozumiemy koncesjonowanie importu broni, ale benzyny?
Podobnie rzecz się ma z nadawcami radiowymi i telewizyjnymi. Mamy prawo, które mówi co można, a czego nie. Po co więc koncesje? Znamy ich szkodliwy i korupcjogenny wpływ na gospodarkę. Do likwidacji koncesji nawołują wszystkie organizacje biznesowe i niezależne instytuty ekonomiczne. Rząd i Sejm ich bronią.
Nie stworzymy silnej gospodarki po uważaniu. Wiadomo, że nic tak nie ożywia rynku, jak konkurencja. A koncesje tak się mają do konkurencji, jak pięść do nosa. Politykom trzeba jednak stale przypominać, że gospodarka przeżyje bez ministerstwa, w przeciwieństwie do sytuacji odwrotnej.
„Businessman Magazine“
Państwo w państwie
Udział sektora publicznego, czyli państwowych przedsiębiorstw, w tworzeniu PKB wciąż wynosi w Polsce około 40 proc. Jest więc dwukrotnie wyższy niż w Afryce, czterokrotnie wyższy niż w Ameryce Południowej, osiem razy wyższy niż w krajach Unii Europejskiej oraz trzynaście razy wyższy niż w USA oraz krajach Dalekiego Wschodu. Istnienie tak rozległego sektora publicznego powoduje, że osiągamy mniej więcej o 2 proc. niższy wzrost gospodarczy niż moglibyśmy, gdyby firmy państwowe sprywatyzowano. Firmy państwowe nie muszą dbać o zyski, inwestują bez potrzeby i praktycznie poza kontrolą, bez problemów mogą zwiększać zatrudnienie i płace, łatwo popadają w długi i równie łatwo mogą liczyć na umorzenie zobowiązań wobec skarbu lub innych państwowych podmiotów. Jakby tego było mało, państwowe firmy posiadają ogromny nieefektywny majątek w postaci mieszkań zakładowych, ośrodków wczasowych, stołówek, terenów rekreacyjno-sportowych etc.
Praktycznie nie wiadomo, kto jest właścicielem państwowej firmy. Formalnie jest nim podatnik, ale nie może on zbyć swojego udziału w tej firmie. Rząd — jako przedstawiciel podatników — nie może szczegółowo kontrolować poszczególnych zakładów, toteż ogromną władzę mają zarządy przedsiębiorstw.
„Wprost“