Lokalne zakłady mogą nie przeżyć przełomu
Małe i średnie cegielnie tracą rynek
Przy obecnym stanie rynku małe i średnie cegielnie przetrwają najwyżej 3-4 lata. Zastąpią je duże zakłady. Pozostałą część rynku zajmą producenci materiałów budowlanych nowej generacji — na przykład ytongu.
Właściciele cegielni skarżą się, że ich produkcja z roku na rok staje się mniej opłacalna. Ten rok nazywają przełomowym.
Kłpoty najmniejszych
— Wszystkie materiały budowlane drożeją, a cena cegły wciąż stoi w miejscu. Od trzech lat jest taka sama, a momentami nawet niższa — wyjaśnia Jan Jeż, współwłaściciel cegielni Różewo z Radzymina.
Wspomina lata 80., gdy jego głównym odbiorcą byli rolnicy. Pierwsze objawy załamania wystąpiły na początku lat 90. Później było już coraz gorzej.
— Teraz wieś nie ma pieniędzy i nic nie kupuje. Naszymi klientami są spółdzielnie, ale i one niewiele biorą — wyjaśnia Jan Jeż.
Twierdzi, że niepewnie współpracuje się ze spółdzielniami. Zdarza się, że nie dotrzymują terminów płatności. Kilka razy w ogóle nie uiściły zaległości.
— Procesuję się z dwiema spółdzielniami. Choć jest to niepewny interes, nie mam wyboru. W obecnej sytuacji każdy odbiorca jest cenny — tłumaczy Jan Jeż.
W tym roku jego cegielnia wyprodukowała 8 mln cegieł. Około 1,5 mln wciąż leży na placu. Jan Jeż złą sytuację tłumaczy patem w budownictwie jednorodzinnym i na wsi.
— Na załamanie rynku wpłynęła też nieuczciwa konkurencja. Cegielnie, które powstawały pomiędzy 1985-89 rokiem, korzystały z 10-letniej ulgi. Nie płaciły podatku. Mogły pozwolić sobie na sztuczne obniżanie ceny za cegłę — wyjaśnia Jan Jeż.
Kiepski marketing
Cegielnia Bożeny Tometczak z Nowego Dworu Mazowieckiego nie upadnie do końca tego roku, ale jeżeli nic się nie zmieni, to może nie przetrwać następnej zimy.
— Już bardziej ceny obniżyć nie mogę. Cegła nie jest w modzie. Od stycznia tego roku popyt spadł o blisko 80 proc. Jest to upadek tego rzemiosła — żali się Bożenia Tometczak.
Według Krzysztofa Ryńskiego, właściciela firmy Procebud, małe cegielnie znikną w ciągu 3-4 lat. Na rynku zaczęły dominować duże firmy z obcym kapitałem. Opanowuje go Wieneberger, firma z udziałem austriackiego kapitału.
— Oni mają lepsze maszyny i technologie, a przede wszystkim lepsze zaplecze marketingowe — uważa Krzysztof Ryński.
Nie rozumie, dlaczego w wielu projektach budowlanych zaznacza się, że domy powinny być wybudowne z cegły Wienebergera.
— Prawdopodobnie mają układy z architektami i inżynierami, którzy mają wpływ na rynek budowlany. Ich produkty są o wiele droższe, a sprzedają się wspaniale — twierdzi Krzysztof Ryński.
— Nasz wyrób sam potrafi się obronić. Produkujemy cegły nowej generacji — porotermy — wyjaśnia Jerzy Klim z Wienebergera.
Firma w 1997 roku wyprodukowała 80 mln jednostek ceramicznych. W tym roku 130 mln. Pod względem produkcji wyprzedzą ich zapewne cegielnie krotoszyńskie.
— W przyszłym roku z planowaną produkcją 430 mln jednostek ceramicznych staniemy się liderem na rynku. Mamy zakład w Lęborku. We wrześniu otwarto fabryki w Zielonce i Koninie. Już budujemy następne — w Koninie o mocy 140 mln. jednostek i w Dobrem z potencjałem 150 mln — stwierdza Mirosław Jaroszewicz z Wienebergera.
Jego zdaniem ich cegły w przyszłości będą dominowały na rynku. Przyznaje, że ten rok nie był najlepszy dla producentów materiałów budowlanych, ale oni nie mogą narzekać.
— Małe cegielnie nie mają nowoczesnych maszyn i zaplecza marketingowego. Nie można ich z nami porównywać — mówi Mirosław Jaroszewicz.
Będą zmiany
Cegielniom klientów zabierają również producenci ytongu. Na zbyt nie narzekają w ostrołęckiej fabryce tego materiału. W tym roku nie nastarczali z produkcją.
Do rynku próbują dostosować się większe cegielnie. Myślą o modernizacji lub zmianie produkcji.
— Planujemy przejść na klinkier. Jego produkcja jest bardziej opłacalna. Najważniejsze, że interesują się nim klienci — wyjaśnia krzysztof Ryński.
Średnie zakłady posiłkują się kredytami.
— Jakoś jeszcze trwamy. Zysk jest niewielki. Za duży by umrzeć, za mały by żyć — żali się Jan Jeż.