Łosoś płynie ku stabilizacji

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2017-08-06 22:00
zaktualizowano: 2017-08-06 16:28

Odbiorcy albo się wykruszyli, albo przyzwyczaili do wysokich cen. Spadek przerobu surowca nie będzie już się pogłębiał, a stawki raczej mocno nie spadną.

Zeszłoroczny, kolejny już rekord Norwegów w eksporcie ryb i owoców morza miał też słabą stronę. Wzrost wartości nie pociągnął za sobą proporcjonalnego wzrostu wolumenu. W przypadku łososia, który odpowiada za zdecydowaną większość norweskiej sprzedaży zagranicznej tego sektora, nastąpił spadek dostaw do Europy — i to o 6 proc.

Najważniejszym odbiorcą tej ryby jest Polska. Po pierwszych siedmiu miesiącach tego roku Norweska Rada ds. Ryb i Owoców Morza chwali się 8-procentowym wzrostem eksportu całej branży do 53,1 mld NOK i 5-procentowym wzrostem wolumenu. Polacy utrzymali w tym czasie swoją pozycję największego odbiorcy Norwegów, a kupili towar za 5,01 mld NOK, względem 5 mld NOK od stycznia do lipca 2016 r. Inne spośród 10 największych rynków rosły w tym czasie mocniej wartościowo z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Francji, w których nastąpił spadek.

— Część dystrybutorów miała problemy z ulokowaniem produktu i nie zaakceptowała kolejnych podwyżek cen. Z ich powodu wykruszyła się część odbiorców. Naturalnie doprowadziło to do dostosowań na poziomie produkcji, tzn. mniejszego przerobu, a więc także ograniczenia zakupów surowca. Nie spodziewam się jednak, żeby spadek miał znacząco się pogłębić — mówi Jon Gunnarsson, prezes BG Production, spółki, która zajmuje się łososiem i dorszem, a niedawno zdecydowała się zainwestować w drugi zakład przetwórczy w Polsce. Jego zdaniem, wiele czynników sprawia, że łosoś pozostaje ciekawym produktem.

— Na rynku nastąpiły przetasowania w konsumpcji, ale grupa dystrybutorów i konsumentów,która została, jest stała w swoich wyborach tej właśnie ryby i atrakcyjna dla przetwórcy. Wyższe ceny przestały już wywoływać opór rynku, ta grupa się do nich przyzwyczaiła i powtarza zakupy, a pozostali szukają innych, tańszych produktów, czyli sięgają po inne gatunki ryb — twierdzi Jon Gunnarsson.

M.in. z tego względu nie przypuszcza, że łosoś potanieje i wróci do dawnych stawek, niższych o kilkadziesiąt procent. — Być może to kiedyś zainteresowanie łososiem było ponadnaturalnie duże, a obecny poziom jest po prostu normalny — dodaje prezes BG Production.

Przypomina, że niedawny zakup Milareksu, start-upu przetwarzającego łososia, założonego przez legendę branży — Jerzego Malka, dowodzi, że również inwestorzy finansowi wierzą w perspektywy sektora.

— Długoterminowo można się natomiast zastanawiać, jakie perspektywy ma wytwarzanie wyłącznie prostych produktów, w których specjalizują się zakłady w Polsce. Mówimy o mało przetworzonym towarze, np. łososiu w porcjach, pakowanym w modyfikowanej atmosferze, którego jest w stanie zaoferować mnóstwo firm przetwórczych, bo mają wolne moce. Brakuje porządnej wartości dodanej, nowości i wszystkiego, co z tym związane. Pytanie więc, czy zwłaszcza na rynku z drogim surowcem nie nadszedł czas na budowę portfela np. dań gotowych z łososiem i innych produktów o większym stopniu przetworzenia — mówi Jon Gunnarsson.

Przetasowania

W obszarze fuzji i przejęć wśród naszych przetwórców łososia w ostatnich kilkunastu miesiącach nie brakowało fajerwerków. Fundusz Abris zainwestował w Graala, z którym zapowiedział akwizycje, również zagraniczne. Pod koniec lipca nowy norweski fundusz Summa Equity kupił natomiast od Jerzego Malka większość udziałów w Milareksie ze Słupska. W 2013 r. ten biznesmen sprzedał resztę akcji notowanego w Oslo Morpolu, którego stworzył od zera i uczynił jednym z największych przetwórców łososia na świecie.

Zarządzający Summa Equity tłumaczył, że widzi dobre perspektywy dla branży mimo wzrostu cen, spadku marż i pytań o dalszy popyt na rybę. Przekonywał, że po przetwórczej stronie jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, bo nie nadążyła za rozwojem części surowcowej i choć działa w niej wiele zakładów, są małe lub nienowoczesne.