30 października weszły w życie nowe stawki w cenniku opłat lotniskowych w Warszawie. Główną zmianą jest większa zniżka dla podróżnych przesiadających się na Lotnisku Chopina — opłata spadła z 30 zł do 10 zł.

— Gdyby nie zmiana cennika, bardzo trudno byłoby osiągnąć zakładany poziom ruchu tranzytowego — zwraca uwagę Mariusz Szpikowski, dyrektor Lotniska Chopina.
Podstawowa opłata pasażerska, którą linie uiszczają za każdego pasażera odlatującego z Warszawy, wynosi nadal 60 zł. Jedynym beneficjentem tej zmiany jest LOT, który w 2017 r. może zaoszczędzić 26-28 mln zł. Według naszych wyliczeń, w 2015 r. linia zapłaciła portowi ponad 100 mln zł z tytułu opłaty pasażerskiej (przed uwzględnieniem zniżek, m.in. za nowe trasy). Gdyby obowiązywał wtedy obecny cennik, rachunek byłby niższy o ok. 20 mln zł. W tym roku oszczędności wyniosłyby 24-25 mln zł.
— Udzielanie pomocy LOT-owi poprzez zniżki w ruchu przesiadkowym jest skazane na niepowodzenie. Lotnisko Chopina jest w dużej części niewykorzystane. Liczba oferowanych tras jest stosunkowo niska, a wielkość oferty jest nieadekwatna do popytu. PPL powinien promować rozwój ruchu pasażerskiego poprzez system zachęt premiujący nowe kierunki — komentuje Olga Pawlonka, dyrektor sprzedaży i marketingu Ryanaira na Europę Środkową i Wschodnią.
Szef lotniska zapewnia jednak, że nowy cennik to nie wsparcie dla LOT-u, ale efekt zmiany strategii.
— Zależy nam na innej strukturze ruchu, chcemy wspierać ruch tranzytowy. Dlatego traktujemy tę zmianę jako inwestycję, która w ciągu kilku lat się zwróci — mówi Mariusz Szpikowski. Zgodnie z planem prezesa Rafała Milczarskiego, do 2020 r. LOT ma przewozić 10 mln pasażerów — większość z i do Warszawy.
Połowa podróżnych ma się tylko przesiadać w stolicy. Jeśli LOT zrealizuje plany, to w 2020 r. może zapłacić lotnisku z tytułu opłaty pasażerskiej, bez zniżek za nowe trasy, nawet 175 mln zł. PPL może sobie pozwolić na obniżkę, bo idzie na rekord pod względem liczby odprawionych pasażerów — w tym roku będzie ich ponad 12 mln, o 800 tys. więcej niż rok temu.
Do tego po dziewięciumiesiącach firma zarobiła ponad 200 mln zł. Koniec roku zwykle jest nieco gorszy, bo ruch lotniczy maleje, a rosną koszty utrzymania infrastruktury (np. odśnieżania). Mimo to zysk za 2016 r. przekroczy ubiegłoroczne 139 mln zł netto. Plany mogą się skomplikować, jeśli w firmie wybuchnie strajk.
Grożą nim cztery z siedmiu działających w PPL związków, zrzeszające około połowy załogi (niektórzy pracownicy należą do kilku związków). Domagają się przywrócenia warunków układu zbiorowego sprzed restrukturyzacji, czyli m.in. odpraw w wysokości trzyletnich zarobków dla pracowników z ponaddziesięcioletnim stażem.
Do tego szefowie związków chcą, by przez pięć lat spółka nie mogła nikogo zwolnić. — Ruch rośnie i cały czas szukamy nowych pracowników, a nie zwalniamy. Odprawy dotyczyłyby więc tylko najgorszych pracowników — zwraca uwagę Mariusz Szpikowski.
Udział kosztów pracy w kosztach firmy wynosił jeszcze w 2013 r. ponad 50 proc., co przełożyło się na 258 mln zł wydatków. Dlatego konieczna była restrukturyzacja. Po kosztującym 300 mln zł programie dobrowolnych odejść wskaźnik spadł do ok. 35 proc., czyli 148 mln zł w 2015 r. Mariusz Szpikowski nie wyklucza jednak zmian w strukturze wynagrodzeń „poprzez wprowadzenie po okresie przejściowym przejrzystego, sprawiedliwegosystemu opartego o model kompetencyjny”.
Co prawda, średnia płaca wynosi obecnie ok. 9,2 tys. zł miesięcznie, z czego niemal połowa to dodatki, ale część osób zarabia znacznie poniżej średniej. Dyrektor myśli o podwyżkach m.in. w Straży Ochrony Lotniska i służbach operacyjnych. © Ⓟ