Niskie notowania ropy zmusiły Lotos do ponownego przeanalizowania projektów inwestycyjnych, zwłaszcza wydobywczych. W jednym przypadku, czyli inwestycji w złoże B8 na Bałtyku, zaowocowało to przemodelowaniem przedsięwzięcia.

— Zmieniliśmy zakres prac technologicznych, co spowoduje zmniejszenie planowanych kosztów o ok. 200 mln zł — szacuje Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu. W efekcie projekt, który w pierwotnej wersji nie dawał szans na zarobek przy dzisiejszych cenach ropy, czyli ok. 50 USD za baryłkę, teraz takie daje.
— W obecnym kształcie projekt jest ekonomiczny nawet przy cenach poniżej 50 USD za baryłkę — zapewnia Paweł Olechnowicz.
Takiego scenariusza prezes Lotosu jednak nie przewiduje. Przekonuje, że na rynku ropy doszło już do odbicia, choć to nie oznacza, że cena będzie się dynamicznie piąć. Będzie raczej oscylować wokół 60 USD. Ten poziom, zdaniem Pawła Olechnowicza, nie zachęca do przejęć.
— Rynek jest niepewny i nie sprzyja transakcjom. Poczekamy, aż ujawnią się atrakcyjne oferty, i zobaczymy — twierdzi Paweł Olechnowicz. Inaczej rynek widzą zarządy PGNiG i PKN Orlen. Ostatnio menedżerowie tych firm deklarowali, że niskie ceny ropy uważają za okazję do przejęć w sektorze wydobywczym i chętnie z niej skorzystają.
PGNiG wysypu ofert spodziewa się w drugim kwartale. Obie firmy interesują się aktywami w strefach niskiego ryzyka, przy czym Orlen precyzuje, że celuje w Kanadę. Lotos będzie zapewne analizował okazje, ale w Norwegii. Ma zresztą w tym kraju do wykorzystania tarczę podatkową, wynikająca ze strat poniesionych na złożu Yme.
Niskie ceny ropy nie wpłynęły natomiast na ekonomikę dwóch pozostałych flagowych projektów Lotosu, czyli inwestycji w gazowe złoża B4 i B6 (też na Bałtyku, wartość tych projektów to ok. 1,6 mld zł) i instalacji opóźnionego koksowania (2,3 mld zł). Na ich sfinansowanie Lotos wyda pieniądze zdobyte w niedawnej emisji akcji, czyli blisko 1 mld zł, oraz pieniądze z kredytów.