Lublin to kolejne polskie miasto, które postawiło na transparentność i postarało się o certyfikat ISO 37120. Normę, opublikowaną w 2014 r. przez Międzynarodową Organizację Normalizacyjną w Genewie, spełniają już takie polskie miasta jak Gdańsk, Gdynia i Kielce. Samorządy nazywają ją „certyfikatem smart city” (pełna nazwa to zrównoważony rozwój społeczny — wskaźniki usług miejskich i jakości życia).

Norma definiuje 100 wskaźników dotyczących różnych aspektów funkcjonowania miasta, uporządkowanych w 17 kategoriach (ekonomia, edukacja, energia, środowisko, finanse, straż pożarna i reagowanie kryzysowe, zarządzanie, zdrowie, rekreacja, bezpieczeństwo, schronienie, odpady stałe, telekomunikacja i innowacja, transport, urbanistyka, ścieki, woda i kanalizacja). Aby otrzymać certyfikat, samorząd musi zgromadzić wiarygodne dane, a następnie na bieżąco je aktualizować. W ten sposób, na podstawie ściśle zdefiniowanych parametrów, można monitorować rozwój miasta i porównywać osiągnięcia samorządów na całym świecie. Miasto powinno udostępniać wszystkie dane mieszkańcom.
— Certyfikat służy uporządkowaniu procesów w mieście oraz diagnozowaniu problemów, np. rosnącej emisji CO 2 i związanego z tym spadku jakości powietrza, a następnie szukaniu optymalnych rozwiązań. Dzięki monitorowaniu ściśle zdefiniowanych danych możemy szybciej reagować na pojawiające się wyzwania, np. rosnącą liczbę dzieci w szkołach i związaną z tym potrzebę inwestycji w nowe miejsca dla uczniów — mówi Mariusz Sagan z wydziału strategii i przedsiębiorczości w lubelskim urzędzie miasta.
Polska norma
Samorząd liczy, że certyfikat smart city zwiększy zainteresowanie miastem.
— Po co się o niego staraliśmy? Po pierwsze, dzięki uporządkowanemu systemowi wskaźników rozwoju będziemy bardziej transparentni dla partnerów, w tym biznesowych — nie tylko my jako samorząd, lecz także wszelkie uczelnie, instytucje i prywatne firmy, które działają w Lublinie. Po drugie, norma pozwala nam się porównywać z innymi miastami, a my chcemy równać do najlepszych. Po trzecie, dzięki temu, że udostępniamy transparentne dane, jesteśmy wiarygodni dla inwestorów — mówi Mariusz Sagan.
Lublin jako pierwszy uzyskał certyfikat Smart City wydany przez Polski Komitet Normalizacyjny (PKN). Kielce, które spełniają normę od ubiegłego roku, certyfikowały się w World Council on City Data (WCCD) z siedzibą w Toronto. To właśnie ta organizacja opracowała normę ISO 37120. Dzięki wystąpieniu o certyfikat do kanadyjskiej organizacji Kielce trafiły do międzynarodowego rankingu, który klasyfikuje miasta pod względem 100 wskaźników. Są w nim również m.in. Amsterdam, Helsinki i Szanghaj. Pierwszym polskim miastem, które zdobyło certyfikat WCCD, była Gdynia. W przypadku Lublina PKN uznał zgodność metod pomiaru danych dla 96 ze 100 wskaźników. Do obligatoryjnych wskaźników należą m.in. koncentracja pyłu PM 2,5 (określająca poziom smogu), całkowite zużycie energii w gospodarstwach domowych na mieszkańca i stopa bezrobocia. PKN tłumaczy, że wskaźniki w polskiej normie zostały wybrane tak, aby raportowanie było jak najprostsze i najtańsze.
— Norma obowiązuje na całym świecie i jest taka sama dla wszystkich. Wkrótce postaramy się udostępnić nasze wskaźniki w międzynarodowych rankingach — mówi Mariusz Sagan.
Trudno o dane
Twórcy normy certyfikat ISO 37120 doszli do wniosku, że inteligentne, zrównoważone, dostatnie i elastyczne miasto przyszłości może zostać zbudowane tylko dzięki realizacji celów i podejmowaniu decyzji na podstawie wiarygodnych i zestandaryzowanych danych — wyjaśnia Szymon Ciupa, autor bloga Smart City Expert.
Jak się okazuje, w Polsce z danymi wciąż mamy problem. W Lublinie gromadzenie danych, których wymaga norma ISO 37120, trwał półtora roku.
— Mieliśmy problem z dostępem do danych. W Polsce udostępnia je GUS, który gromadzi ich bardzo dużo, ale jednak nie zbiera wszystkich, które są przydatne z punktu widzenia zarządzania gminą. Poza tym ma własne kryteria, które różnią się od definiowanych przez międzynarodowe normy. Ogromnym problem jest także to, że dane w GUS są publikowane z opóźnieniem — tłumaczy Mariusz Sagan.
Dlatego wiele danych urzędnicy miejscy musieli zebrać samodzielnie.