Pierwsza edycja zebrała się 14 lat temu z bardzo konkretnej okazji, tuż przed wyborami do Sejmu i Senatu oraz dla wizerunkowego wsparcia przez środowiska gospodarcze naszej pierwszej prezydencji w legislacyjnej Radzie Unii Europejskiej. Polski rząd – wtedy również Donalda Tuska – sprawował ją w drugim półroczu 2011. Obecnie w unijnym kalendarzu przypadło nam półrocze pierwsze, zatem organizatorzy wymyślili… specjalną edycję dodatkową EFNI Wiosna 2025 – z intencją wizerunkową identyczną jak 14 lat temu, przy czym nie w sopockim Radissonie Blu, lecz w warszawskim Sofitelu Victoria. Powtarza się również kontekst przedwyborczy, tyle że teraz chodzi o prezydenturę.
Oczekiwany z wielkim zainteresowaniem referat programowy wiosennego EFNI wygłosił Donald Tusk. Analogicznie jak podczas inauguracji w 2011 r., a także po powrocie na stanowisko premiera na ostatnim jesiennym EFNI, akurat 16 października 2024 r., czyli niemal w rocznicę przełomowych wyborów. Obecnie w Victorii jednak prounijną publiczność naprawdę zaskoczył. Jego objawioną doktrynę polityczną o polonizacji narodowej gospodarki najlepiej streszcza powyższy tytuł. W trybie „między nami Donaldami” po prostu zapożyczył od 47. prezydenta USA i spolszczył hasło MAGA. Po zmianie drugiej literki czapeczka MPGA mogłyby stać się u nas przebojem rynkowym, napis byłby biało-czerwony, a sama czapka np. niebieska z gwiazdkami, tak dla podtrzymania więzi unijnych.
Deklaratywnie w obszarze gospodarki Donald Tusk akurat mnie tak zaskoczył drugi raz. Ten pierwszy zdarzył się 10 września 2008 r. podczas otwarcia XVIII Forum Ekonomicznego w Krynicy-Zdroju, gdzie w pijalni głównej o mało nie spadłem z krzesła, słysząc od młodego stażem premiera – to była jego pierwsza Krynica – zapowiedź wprowadzenia w Polsce już od 2011 r. waluty euro. Tamten hit przyszedł mu do głowy w drodze na forum, ale uleciał w niebyt już kilka dni później, albowiem 15 września po upadku Lehman Brothers eksplodował światowy kryzys finansowy. Notabene warto przypomnieć, że w następstwie podkopującego globalizację kryzysu już podczas pierwszej kadencji Donalda Tuska objawiły się koncepcje repolonizacyjne, w szczególności sektora bankowego. Ówczesna ekipa rządowa dokonała także kopernikańskiego odkrycia, że kapitał jednak ma narodowość – wtedy m.in. ustami liberała Jana Krzysztofa Bieleckiego, szefa przypremierowskiej rady gospodarczej.
W najróżniejszych wątkach gospodarczo-politycznych ostatnio systematycznie odczuwam déjà vu. Oceniając realność nakazowej polonizacji gospodarki – przynajmniej w sektorze państwowych spółek – naprawdę trudno uniknąć refleksji, że wszystko już było, ale się zmyło. Nowością referatu Donalda Tuska niewątpliwie była warstwa słowna – ta ostrość, dosadność, deklarowana brutalność komunikatu, że o polskie interesy musimy zadbać w sposób bezwzględny i egoistyczny… Czyżby w obozie rządowym zapanował strach po drgnięciu w dół sondażowych notowań Rafała Trzaskowskiego? Wyobraźmy sobie, gdyby wtorkowe wystąpienie prounijnego premiera wstawić ze dwa lata temu w usta Mateusza Morawieckiego – przecież w centrali UE stałby się on całkiem spalony. Swoją drogą ciekawe, jakie wrażenie wiosenna deklaracja warszawska (nawiązuję do przyjmowanych przez EFNI deklaracji sopockich) wywoła w Brukseli akurat podczas polskiego przewodnictwa Rady UE. Choćby taka zapowiedź, że nadchodzi czas nowoczesnego gospodarczego nacjonalizmu. Hasło szefa rządu może zostać wypaczone i otworzyć puszkę Pandory dla nacjonalizmu w ogóle, bez zawężenia gospodarczego. Notabene jestem z tej samej co premier półki pokoleniowej, której w szkole wbijano do głów stopienie się dwóch podobno bratnich kategorii – patriotyzmu i internacjonalizmu…