Samochody z polską żywnością od ubiegłego tygodnia zawracane są z rosyjskiej granicy, a kolejne branże — najpierw producenci warzyw i owoców, takich jak jabłka, a teraz także mleczarze czy hodowcy — liczą straty. We wtorek minister rolnictwa Marek Sawicki spotkał się z unijnym komisarzem Dacianem Ciolosem, by porozmawiać o możliwych rekompensatach dla polskich rolników. Żadnych decyzji nie było — polska strona spodziewa się, że zapadną one dopiero we wrześniu. Problem jest już teraz, więc kolejni gracze rynkowi próbują przeciwdziałać mu na własną rękę. Bo setki tysięcy ton żywności to twardy orzech do zgryzienia. Przedstawiciele Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD), zrzeszającej największe zagraniczne sieci sklepów (m.in. Biedronkę, Tesco, Auchan, Carrefour czy Lidla), jeszcze w ubiegłym tygodniu spotkali się z ministrem rolnictwa. Ustalili, że poszukają możliwości wsparcia polskich producentów dzięki tzw. eksportowi sieciowemu, a także promocji w polskich sklepach rodzimej żywności.
— Ostrożnie szacujemy, że eksport sieciowy — głównie żywności: mięsa, nabiału, owoców, przetworów czy słodyczy, ale także m.in. mebli czy chemii gospodarczej — jest wart około 7 mld zł i znacznie wzrósł w ostatnich latach. Polskie produkty coraz częściej trafiają np. do sklepów międzynarodowych sieci na południu Europy — mówi Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny POHiD.
Oficjalnych danych, dotyczących eksportu sieciowego, nie ma. Wiadomo, że najbardziej aktywne w tego rodzaju działalności sieci to brytyjskie Tesco (w jego sklepach w Wielkiej Brytanii można kupić m.in. polskie pieczywo), a także niemiecki Lidl. Żywności, która nie trafi do Rosji, nie można jednak po prostu wrzucić na półki marketóww innych krajach Europy i liczyć na to, że zostanie kupiona, a problem rozwiąże się sam. Masa taniej żywności może bowiem na długo zdestabilizować rynek.
— Kluczowe jest to, by nie nastąpił szok podażowy, który sprawi, że np. cały asortyment z konkretnej kategorii będzie sprzedawany po najniższych cenach. To byłoby szkodliwe dla wszystkich — nie zarobią ani producenci, ani dystrybutorzy, ani końcowi sprzedawcy, którzy musieliby zajmować cenną przecież powierzchnię handlową towarami z minimalną marżą. Trzeba zachować różne poziomy dla towarów o różnej jakości. Potrzebne są negocjacje między sieciami, dostawcami i stroną rządową, bo wolny rynek optymalnie tego problemu nie rozwiąże — mówi Maria Andrzej Faliński.
Producentom mogą też pomóc kampanie promocji polskiej żywności, w które angażują się działające w Polsce sieci. W ostatnich tygodniach sprzedażą polskich jabłek chwaliły się m.in. POLOmarket czy Lidl. — Same firmy nie są jednak w stanie zorganizować długotrwałej, skutecznej kampanii, promującej polską żywność — tu potrzebna jest też aktywność strony państwowej — mówi Maria Andrzej Faliński.22-333-98-15