Na dziś koniec. Kolejna rozprawa za tydzień.

Dziś idzie taśmowo. Już trzeci świadek Krzysztof B. , lat 32, dziś handlowiec. Od lipca 2005 r. był konsultantem WGI, przyjmował telefoniczne dyspozycje i udzielał wszelkich informacji o ofercie i działalności WGI. Pracę zakończył w maju-czerwcu 2006 r.
Pytania obrońców:
Czy drogą telefoniczną klienci mogli składać dyspozycje wypłat?
- Moje zadanie to było wprowadzanie wpłat i wypłat klientów. Wszelkie modyfikacje związane z rachunkiem czy umową mogli załatwić przez doradcę lub listownie. Z tego co mi wiadomo, moje rozmowy były nagrywane.
Czy proces obsługi telefonicznej klientów był sformalizowany?
- Tak, były jasno określone procedury, przy wszelkich dyspozycjach telefonicznych zasadą było przyjmowanie od klienta hasła cyfrowego, które składało się z sześciu cyfr.
Czy dyspozycje wypłat były realizowane?
- Tak, jeśli dobrze pamiętam, należało ją złożyć do 14 dnia miesiąca.
Sąd czyta zeznania z postępowania przygotowawczego:
Miałem obowiązek informowania o dyspozycjach klientów dotyczących wypłat i przeniesienia inwestycji do innego funduszu. Zdarzało się, że dostawałem zlecenie wypłaty, przekazywałem ją do szefów, a po jakimś czasie klient dzwonił, że nie wpłynęły na jego konto pieniądze. To zdarzało się sporadycznie. Kiedy KPWiG odebrało licencję, w mojej pracy wiele się nie zmieniło. Było więcej zleceń wypłat, ale było dużo spotkań z zarządem. Instruowano nas, że klientom mamy mówić, że to WGI DM zrezygnowało z licencji, a nie KPWiG ją odebrało. Mówiono nam, że spółka nie ma żadnych problemów płynnościowych. To był kwiecień 2006 r. Potem jak pojawiało się więcej zleceń wypłat, mieliśmy klientów tłumaczyć, że to niemożliwe, bo wówczas wszyscy klienci stracą. Mogliśmy im wydać jedynie obligacje WGI Consulting.
Pytania oskarżających:
Kto dawał panu wskazówki dotyczące polityki informacji?
- Wydaje się, że Andrzej S., a także mój bezpośredni przełożony. To były spotkania i maile. Pamiętam jedno albo dwa takie spotkania z zarządem.
Do jakich modułów systemu miał pan wgląd?
- Księgowałem tylko wpłaty i wypłaty klientów. Wnioskuję, że takie dyspozycje szły do bazy danych, między innymi dlatego, że klienci potem nie zgłaszali roszczeń co do realizacji roszczeń. Kwoty powyżej 5 tys. zł były potem z klientami potwierdzane poprzez podanie hasła.
Czy widział pan serwerownię?
- Wiedziałem gdzie jest, ale nie miałem do niego dostępu.
Sędzia strofuje oskarżycielkę posiłkową za sugerowanie odpowiedzi świadkowi.
Pełnomocnik: czy był pan instruowany by zniechęcać klientów do wypowiedzenia rachunku?
- Nie. Instrukcje dotyczyły informacji, które również znajdowały się na stronie internetowej. Objaśnialiśmy te informacje, które trafiały do klientów drogą mailową. Tłumaczyli to także doradcy.
Czy informował pan także o stratach?
- Jeśli wyniki ujemne były, mieliśmy obowiązek je przekazać. One zresztą były dostępne na stronie internetowej?
Czy to były informacje o stanie finansowym firmy, czy tylko wyniku miesięcznego?
- Były to informacje w punktach procentowych.
Czy przekazywał pan również informacje o historycznych wynikach danego produktu, jego rentowności?
- W materiałach informacyjnych taka informacja była.
W pana przekonaniu, kiedy informował pan o zysku, była to informacja o zysku zrealizowanego, czy w przyszłości?
- Wydaje mi się, że to były informacje o zysku zrealizowanym, a nie przewidywanym.
Mówił pan, że czasem udawał się pan do działu rozliczeń klienta, by dowiedzieć się o stan rachunku klienta na jego prośbę.
- Przypominają mi się takie sytuacje. Po konsultacji z przełożonym. Po przeczytaniu zeznań pamiętam, że kontaktowałem się z szefową działu Ewą K., ale były też inne osoby, ale nie pamiętam ich nazwisk. Ale to nie było w zwyczaju.
Koniec zeznań świadka.
Sędzia Anna Bator-Ciesielska wzywa na świadka Monikę B., lat 34, dziś menadżerka. Pracowała jako asystentka w WGI Financial. Potem koordynowała sprzedaż, a także była koordynatorem ds. obsługi klienta w WGI DM. Zajmowała się reklamacjami klientów.
Reklamacjami zajmowałam się na przełomie 2005 i 2006 r. Głównie dotyczyły one błędów w raportach inwestycyjnych. Były to albo błędy matematyczne, albo raport zamykając poprzedni miesiąc nie zgadzał się z kolejnym raportem. Trudno powiedzieć, ile było tych reklamacji. Informowałam o nich dyrektora generalnego Andrzeja S.
Pytają oskarżyciele: Jak wyglądały te błędy?
Błędy wynikały z niedopracowanego systemu komputerowego. błędy były proste do weryfikacji. Zgłaszałam to do pana Andrzeja S. Nie wiem, jak było to weryfikowane. Do mnie wracały poprawione raporty, moim obowiązkiem było napisać do klienta pismo z wyjaśnieniami i przeprosinami.
Z czego wynikały te błędy?
- W mojej ocenie były to błędy tak oczywiste, że w wyniku niedopracowania systemu się to nie zgadzało.
Czy rząd wielkości tych błędów był znaczny?
- Różnie. Nie jestem dziś w stanie tego przybliżyć.
Przez jaki czas zajmowała się pani raportami.
- Nie pamiętam, wydaje się że od początku 2006 r. do czerwca, kiedy zakończyłam pracę. Tych reklamacji było w tym czasie mniej więcej na stałym poziomie.
Pytanie sędzi: co pani rozumie przez weryfikację?
- Dostawałam raport i na poziomie na jakim byłam w stanie, dodawałam jedną liczbę do drugiej, potwierdzałam, że błąd jest i przekazywałam dalej. Właściwą weryfikacją zajmował się Andrzej S.
Czym z reguły kończyły się te reklamacje?
- Zwykle uznaniem racji klienta.
Pytania obrońcy:
Czy po poprawieniu raportu przez Andrzeja S. wszystko było w porządku?
- Tak.
Pytanie oskarżającego:
Co znaczy wszystko w porządku?
- Chodzi o zgodność salda otwarcia w poprzednimi wartościami z raportów.
Z zeznań świadka w postępowaniu przygotowawczym:
Pracownicy WGI Financial zdobywali klientów nawiązując współpracę z lokalnymi organizacjami biznesowymi i organizowaliśmy z nimi śniadania inwestycyjne, gdzie pracownicy WGI - jak Richard Mbewe - prezentowali ofertę spółki. Ja również takie oferty prezentowałam. Z moich obserwacji wynika, że sporo klientów decydowało się na współpracę z WGI.
Świadek skończyła składać zeznania.
Zaczynamy. Dziś nie stawił się jeden z oskarżonych - Andrzej S., jednak rozprawa będzie kontynuowana pod jego nieobecność. Niestety Barbara Ł. nie stawiła się.
Zeznaje Dorota O., dziś przedstawiciel medyczny, w WGI Financial pracowała od 2005 r. jako dyrektor oddziału w Katowicach.
Pytania obrony: Czy słyszała pani o planach zakupu domu maklerskiego w USA, żeby kontynuować działalność?
- Nam, pracownikom nie mówiono zbyt dużo o planach w USA. W 2005 r. wiedziałam, że wszystko analitycznie działo się na rynku forex, więc środki finansowe lokowane w WGI będą inwestowane na rynkach zagranicznych. W 2006 r. prezes WGI Financial Barbara Ł., zaczęła nam przedstawiać dość niejasną koncepcję inwestowania w USA, prosiłam o spotkanie bezpośrednie, by wytłumaczyć nam na czym to ma polegać. Przyjechał do nas Łukasz K., ale przyznaję, że nie do końca rozumiałam konstrukcję tych inwestycji. Nie pamiętam, czy była wówczas mowa o zakupie DM w USA.
Sędzia czyta zeznania: Klientów pozyskiwaliśmy znając klientów z poprzednich miejsc pracy, poprzez wizyty w dużych firmach, przez osobiste kontakty, spotkania z Richardem Mbewe. Czasem przychodziły listy z kontaktami z Warszawy. Nie były to częste sytuacje. Nie pamiętam, czy pod listami był podpis prezes Barbary Ł. Nie rozliczano nas z tych list.
Pytania oskarżających:
W jakie instrumenty finansowe inwestował DM?
- Nie pamiętam.
A jakie były wyniki finansowe? Zyski, straty?
- Nie potrafię powiedzieć. W poszczególnych kwartałach czy miesiącach były zyski, ale wiem, że także straty. Nie potrafię określić żadnych wielkości. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy te inwestycje były dla klientów zyskowne.
Jak dostawała pani informację o wynikach klientów?
- Klienci otrzymywali wyciągi o aktualnym stanie środków. Nie pamiętam, czy kwartalnie czy miesięcznie. Wydaje mi się, że te rachunki indywidualne przychodziły najpierw do nas, a my je rozsyłaliśmy. Nie pamiętam od kogo otrzymywałam te wyciągi.
Czy pani się z nimi zapoznawała?
- Na pewno u części klientów widziałam te wyciągi.
Czy wyniki finansowe wzbudzały pani wątpliwości?
- Żadnych.
Jaki czynnik decydował o tym, że klienci inwestowali w WGI?
- Na tamte czasy to była dość interesująca alternatywa inwestowanie na rynku forex. Również znane postaci, o których firma mówiła, i powodowała wiarygodność. Medialność firmy sprawiała, że nie miałam żadnych trudności z kontaktem z klientami.
Czy wynik finansowy deklarowany przez spółkę w materiałach marketingowych był dla klientów istotnym czynnikiem?
- Ten wynik finansowy nie był w ogóle pokazywany. Nie oferowaliśmy klientom określonej stopy zwrotu z inwestycji. Był fundusz gwarancyjny, zabezpieczający wprowadzony przez klientów kapitał,. To był czynnik, dla którego klienci inwestowali.
W materiałach marketingowych WGI prezentowało wyniki finansowe?
- Nie pamiętam.
Ilu klientów pani oddział obsługiwał w pierwszym kwartale 2006 r.
- Na pewno kilkudziesięciu klientów, dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć.
Czy ci ludzie odzyskali te pieniądze?
- Kiedy zwalniałam się z WGI Financial, wszyscy klienci których znałam, złożyli dyspozycję wypłaty. Dwóch ze znanych mi klientów dostali: jeden z całości swojej inwestycji, drugi z jednego z funduszy, w które zainwestował.
Powiedziała pani, że na ten moment żaden inny znany pani klient nie otrzymał zwrotu. Ilu ich było?
- Kilkudziesięciu.
Czy pani informowała klientów o zyskach WGI?
- Nie pamiętam.
Czy informowała pani o klientach, którzy składali dyspozycje wypłat centralę?
- Taka była procedura.
Jaka była reakcja?
- Przyjechała do nas pani Anna M. z centrali, nakłaniała mnie i kilku moich klientów, do pozostania w WGI. Byłam świadkiem tych rozmów. Pani Anna M. mówiła wręcz osobiście, że jest spokojna o zainwestowane środki, zachęcała do wycofania wypowiedzenia i podpisania nowej umowy i wówczas padały bliżej mi nieznane propozycje inwestycji zagranicznych. Po tej rozmowie uznała, że ani ja ani moi klienci nie rozumiemy na czym ma polegać inwestycja zagraniczna. Być może wtedy padały propozycje zakupu DM w USA. Wtedy poprosiłam o rozmowę z prezesem. Przyjechał pan Łukasz K., bardzo poważnie się na to spotkanie spóźnił, więc kilku klientów nie doczekało się. Ci, którzy pozostali, nie dali się przekonać i utrzymali decyzję o wypowiedzeniu. To była wiosna 2006 r., nie pamiętam dokładniej.
Czy w pani ocenie interesy pani klientów byłyby należycie reprezentowane, gdyby nie wycofali się ze współpracy z WGI w tym momencie?
- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
A czy coś pani im wówczas doradzała?
- Kiedy KPWiG wycofała zgodę na prowadzenie DM, to w moim poczuciu - choć nigdy nie byłam analitykiem finansowym - ryzyko inwestycji zdecydowanie wzrosło. Uważałam, że klienci powinni wycofać swoje środki, ale to ich decyzja.
Czy z wyciągami, któe pani klienci dostawali, było wszystko w porządku?
- Ja nie miałam od klientów żadnych zastrzeżeń.
Czy to co powiedział na spotkaniu pan K. przekonało panią osobiście?
- Nie było żadnej rozmowy osobistej. Kiedy przybył do oddziału, klienci już czekali. Byłam tylko świadkiem rozmów z klientami. Mnie osobiście to nie przekonało, nie zainwestowałabym.
Pytania zadaje jedna z oskarżycielek posiłkowych. Wyraźnie nietrafione, ponieważ oskarżycielka się spóźniła i nie wie, że nie zadaje pytań Barbarze Ł.
Zeznawać miała m.in. Barbara Ł., współzałożycielka i prezes WGI Financial, spółki która sprzedawała certyfikaty spółek z grupy WGI. W spółce pracowała od 2003 r., wcześniej tworzyła struktury obsługi klienta w CitiBanku. W 2002 r. założyła firmę Top Consulting Private Client Services, która reprezentowała na polskim rynku Wachovię Securities, wówczas jedną z największych instytucji finansowych na świecie. Barbara Ł. przez WGI Financial zajmowała się także sprzedażą jednostek uczestnictwa luksemburskiego funduszu Torrus Funds z grupy Meryll Lynch. Ponieważ WGI Financial nie miała zgody Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG) na taką działalność, Meryll Lynch został ukarany w 2006 r. 500 tys. zł kary, prawomocnie skazana za to została również sama prezes WGI Financial.
Grupa WGI działała do 2006 r. W radzie nadzorczej DM WGI zasiadali dr Bohdan Wyżnikiewicz (były prezes GUS i wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową), dr Richard Mbewe (był również głównym ekonomistą WGI, a potem Domu Kredytowego Notus) i prof. Tomasz Szapiro (dziś rektor Szkoły Głównej Handlowej). W nadzorze spółek powiązanych z WGI, których jednak akt oskarżenia nie dotyczy, zasiadali m.in. prof. Witold Orłowski, dr Henryka Bochniarz i prof. Dariusz Rosati.
Proces ruszył po siedmiu latach śledztwa. Prokuratorzy oskarżają członków zarządu WGI DM – Macieja S., Łukasza K. i Andrzeja S. o nadużycie uprawnień i wyrządzenie szkody w wielkich rozmiarach. Łącznie blisko 1,2 tys. poszkodowanych straciło 248 mln zł.