Metale znowu zaczynają błyszczeć

Ewa Bednarz
opublikowano: 2013-03-08 00:00

W czołówce wczorajszych notowań znalazły się pallad i platyna. Kontrakty na srebro i złoto też zaczęły odrabiać straty.

Pallad podrożał w tym tygodniu o 5,6 proc. Tylko w środę kurs wzrósł o 2,5 proc. Nie poddał się również wczoraj. Za oceanem kontrakty drożały rano o 1,3 proc. i choć w południe zwyżka została lekko wyhamowana, po południu metal był już 1,9 proc. na plusie. W ślad za palladem podążała platyna. Na plusie znalazły się również kontrakty na srebro i złoto, mimo że cena metali na londyńskiej giełdzie lekko spadała.

None
None

Pallad również najlepiej sobie radzi w dłuższej perspektywie. Kontrakty na metal podrożały w tym roku o 7,7 proc., podczas gdy na platynę o 3,5 proc., a srebro i złoto pozostały na minusie odpowiednio 4,2 oraz 5,8 proc. Pallad i platyna mają też największe podstawy, żeby utrzymać dobry kurs. Na oba metale wciąż rośnie popyt ze strony branży motoryzacyjnej (65 proc. globalnych dostaw palladu i 40 proc. platyny zużywane jest do produkcji katalizatorów samochodowych),a dostawy się zmniejszają. W RPA, skąd pochodzi większość globalnych dostaw obu metali — 60 proc. palladu i 73 proc. platyny — wciąż trwają strajki górników. Ekonomiści banku Barclays już na początku roku zapowiadali, że w tym roku zabraknie 511 tys. uncji palladu. Morgan Stanley uważa, że podaż będzie niewystarczająca przez najbliższe pięć lat. Wczoraj cena palladu przekroczyła 757 USD za uncję, a zdaniem banku w przyszłym roku średnia cena wyniesie 770 USD. Inne instytucje są jeszcze większymi optymistami. Bank of America obstawia 800 USD, a Commerzbank 950 USD. Gdyby te prognozy się sprawdziły, dzisiejszy zysk z inwestycji w pallad przyniósłby od 3 do 23 proc. A może być nawet wyższy, ponieważ kanadyjska firma brokerska TD Securities zakłada, że cena dojdzie do tysiąca dolarów. To oznaczałoby 30 proc. zysku. Warto też zwrócić uwagę, że pallad jest wciąż ponad połowę tańszy od złota i — najdroższej wśród metali szlachetnych — platyny.

Podaż platyny również jest za mała. W ubiegłym roku zabrakło jej 400 tys. uncji. Credit Suisse szacuje, że w tym roku deficyt powiększy się o kolejne 38 tys. uncji, a metalu będzie brakowało do 2015 r. Barclays aż tak nie panikuje i niedobór szacuje na 256 tys. uncji. Wciąż zapomina się jednak, że biały metal jest znacznie rzadszy niż złoto, a koszt jego wydobycia dwa razy większy — powinien więc być droższy od żółtego kruszcu. I po dwóch latach rynkowych anomalii tak się zaczyna powoli dziać. Wczoraj cena platyny przed godziną 15 przekraczała cenę złota o prawie 11 USD za uncję i była najwyższa od września 2011 r., a mimo to niecałą godzinę później różnica wynosiła już 15,6 USD. To w dużej mierze zasługa ostatniej przeceny żółtego kruszcu, co w dużej mierze było zasługą funduszy ETF. Spadki cen złota zostały wyhamowane po informacjach z banków centralnych. W tym tygodniu bank centralny Korei Południowej poinformował, że kupił 20 ton złota, zwiększając swoje rezerwy do 104,4 ton. Podobne informacje dotarły z Rosji i Kazachstanu. Rosja zwiększyła rezerwy o 2,12 tony, do 970 ton, Kazachstan o 1,5 tony, do 116,8 ton. W ubiegłym roku banki centralne zwiększyły swoje zapasy o 17 proc., do 534,6 ton. Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ, przyznaje, że dla banków centralnych złoto wciąż pozostaje atrakcyjną formą dywersyfikacji rezerw, ale uważa, że może się to okazać zbyt mało, by cenę złota utrzymać. Jej zdaniem, kluczem do dalszej sytuacji na rynku złota będzie zachowanie się największych inwestorów, w tym amerykańskich funduszy, które mogą dyktować nastroje na rynku.