Między nami premierami

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-09-22 00:00

Nerwówka ogarniająca sztaby wyborcze w końcówce kampanii do parlamentu udzieliła się także złotemu, który wczoraj chwilowo drgnął w dół na pierwszy sygnał o przeskakiwaniu Platformy Obywatelskiej przez Prawo i Sprawiedliwość. W Polsce nie dorobiliśmy się instytucji eliminacyjnych prawyborów — trudno przecież za takowe uważać pikniki we Wrześni czy w Bochni — dlatego funkcję selekcyjną z konieczności spełniają sondaże opinii społecznej. Zrozumiała jest sondażowa alergia partii, którym nagle zaczyna zaglądać w oczy polityczna śmierć — na przykład PSL. Jednak muszą się one pogodzić z postępującą z każdym dniem koncentracją wyborczego kapitału.

Na gorąco trudno ocenić, jak przełoży się na sondaże wczorajsza bardzo ostra konfrontacja medialna obu kandydatów na premiera, Jarosława Kaczyńskiego i Jana Rokity. Licytację zaczęli od programów gospodarczych, a potem podbili stawkę, sięgając do kwestii generalnych. Słuchając zarzutów Rokity wobec Kaczyńskiego o spiskowanie PiS z Radiem Maryja i próbę zatopienia PO — naprawdę trudno sobie wyobrazić, że obaj panowie już za cztery dni rozpoczną konstruowanie nowego rządu. Zanosi się na to, że wieczorem 25 września złoty naprawdę będzie mógł się przestraszyć...

No, chyba że weźmiemy ogromną poprawkę na prawidła kampanii wyborczej, w której walka dosłownie o każdy mandat musi trwać do ostatniej kropli partyjnej krwi. Szarpanina ewentualnych przyszłych koalicjantów jest wpisana w logikę kampanii, albowiem grają o stawkę najwyższą — mianowicie o wyszarpnięcie stanowiska premiera. Wiadomo przecież, że od niego zależy bezpośrednio kilkaset, a pośrednio nawet kilka tysięcy stanowisk — lepiej czy gorzej obsadzanych. I ta paląca kwestia, a nie jakieś tam poważne czy śmieszne (tak PiS oceniło dorobek PO) kwestie programowe, spędza rywalom sen z powiek na 48 godzin przed ciszą wyborczą.