Mleczna hossa płynie zza Wielkiego Muru

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2013-07-29 00:00

Rynek mleka w proszku kwitnie. Ceny poszły o 50 proc. w górę. Początek długiej hossy czy raczej mleczna bańka, która z hukiem pęknie?

Chiny postanowiły być krajem mlekiem płynącym. Mieszkańcy Państwa Środka wypijają je niemal z całego świata, a świat wypija polskie. W efekcie ceny mleka w proszku poszły w górę o 50 proc. Czy naszym producentom brakuje już tylko ptasiego mleka? Niekoniecznie, bo niektórzy są przekonani, że to już „górka”. Nie świńska, ale mleczna.

Spóźniona reakcja

Głównymi odbiorcami naszego mleka w proszku są Niemcy i Holendrzy. Wolumenowo eksport w ciągu pięciu miesięcy tego roku spadł, ale wysokie ceny pozwoliły zwiększyć jego wartość z 94,3 mln EUR do 95,3 mln EUR.

— Wysokie ceny są efektem coraz większego popytu zgłaszanego przez azjatyckie państwa. Choć polscy eksporterzy wysyłają tam jedynie niewielkie ilości, Chiny ściągają mleko z rynku światowego, więc inne kraje zaopatrują się u nas. Reakcja producentów była jednak za słaba i opóźniona, stąd wzrost cen o 50 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Są one blisko historycznych rekordów z 2007 r. — mówi Marta Skrzypczyk, koordynator sekcji analiz sektora rolno-spożywczego Banku BGŻ. Na obecne ceny i te sprzed sześciu lat miała wpływ także pogoda w Nowej Zelandii, która jest największym dostawcą mleka w proszku.

— Przez suszę może wyprodukować mniej mleka, a to podbija jego ceny — dodaje Marta Skrzypczyk. Zdaniem Edwarda Bajki, prezesa Spółdzielni Mleczarskiej Spomlek, na tym zwyżki się skończą.

— Nie ma już na nie miejsca, bo popyt światowy tak bardzo nie rośnie. Obawiam się, że dzisiejsze ceny mogą być efektem spekulacji i nastąpi duża korekta — tak jak w 2007 r. Rok po historycznych rekordach ceny były o 60 proc. niższe. Zbyt duże inwestycje w moce mogą doprowadzić do górki na rynku — twierdzi Edward Bajko. O rosnący popyt jest spokojny Dariusz Sapiński, prezes Spółdzielni Mleczarskiej Mlekovita.

— Konsumpcja wszelkich produktów mlecznych w Chinach będzie rosła, co jest naturalnym efektem rozwoju kraju. Jedynym problemem jest dostęp do surowca. Przez obowiązujące w UE kwoty mleczne [które znikną w 2015 r. — red.] napotykamy na barierę rozwoju, bo nie jesteśmy w stanie więcej produkować i sprzedawać, również na świecie — przekonuje Dariusz Sapiński.

Za dużo sera

Mlekovita rozważała uruchomienie zakładu w Chinach. Jej szef na razie milczy na temat tego projektu, ale podpisuje kolejne umowy handlowe z chińskimi dystrybutorami — na mleko i serwatkę w proszku, mleko UHT i sery.

— Dzięki Chinom nasza sprzedaż wzrosła w ostatnich miesiącach o 33 proc. Z myślą o rynkach eksportowych zwiększamy też moce — na ich rozbudowę wydamy 100 mln zł. Dzięki temu pod koniec roku będziemy mogli zwiększyć produkcję o 30 proc. — dodaje prezes Mlekovity. W ubiegłym roku obroty spółdzielni z Wysokiego Mazowieckiego przekroczyły 3 mld zł. Na ten rok założyła sprzedaż o 500 mln zł wyższą. Podobnie jak mleko w proszku, o 50 proc. zdrożało również masło.

— Tu jednak mamy do czynienia z odbiciem rynku. W ubiegłym roku ceny mocno spadały, a nawet po 50-procentowej podwyżce wciąż nie są na historycznych szczytach — mówi Marta Skrzypczyk. Ciekawie zrobiło się także na rynku serów. Tylko do Rosji wyeksportowaliśmy do maja o ponad 60 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku (37,3 mln EUR wobec 22,8 mln EUR). Pomogli nam w tym sami Rosjanie. — Od grudnia obowiązuje tam zakaz importu przetworów mleczarskich z Niemiec. Wzmożony popyt podniósł ceny zbytu, które są średnio o 15 proc. wyższe niż rok temu — twierdzi ekspert Banku BGŻ. Według Edwarda Bajki, może to być tylko chwilowe ożywienie.

— Z powodów politycznych w każdym momencie nasze zakłady mogą zostać zablokowane. Dlatego rozwijamy produkcję sera, ale z myślą o polskim rynku — przekonuje prezes Spomleku. Jednak sery, zdaniem Marty Skrzypczyk, w długim okresie mogą nie być rynkiem o dużych perspektywach.

— Nasze mleczarnie powinny uważać, by nie przeinwestować w moce do produkcji serów. Dzisiaj są w pełni wykorzystane, więc je powiększają. Za kilka lat może się okazać, że produkcja będzie przewyższała popyt, bo możliwości zbytu ograniczają się do Europy, USA, Kanady i Rosji. Poza Rosją są to rynki w dużej mierze dojrzałe. W Polsce wprawdzie jest potencjał do wzrostu konsumpcji serów, ale nie widać większych przyrostów. W Azji natomiast nie ma tradycji ich spożywania. Zamawiane przez nią ilości są znikome, a wynikają głównie z zapotrzebowania zgłaszanego przez sieci fast food, które pojawiły się w tamtym rejonie. W sklepach ten produkt praktycznie jest nieobecny — tłumaczy Marta Skrzypczyk. Dariusz Sapiński jest przekonany, że sery przyjmą się na azjatyckim rynku.

— Jeszcze 10 lat temu w Chinach nie było mowy o popycie na takie produkty mleczne jak jogurty, które teraz na dobre zadomowiły się na tamtejszych półkach. Tak samo będzie z serami i masłem, których używa się dziś tylko w gastronomii. Brak popytu nie jest zagrożeniem, można tam zbudować rynek — przekonuje prezes Mlekovity. Według prezesa Spomleku, najbardziej atrakcyjnie wygląda natomiast produkcja serwatki w proszku i jej składników takich jak białka serwatkowe (dodawane do odżywek dla sportowców czy rekonwalescentów).

— Sięga po nie coraz więcej osób, bo coraz częściej prowadzą aktywny tryb życia. Pod tym kątem realizuję inwestycję, która pozwoli na wyizolowanie białka z serwatki — mówi Edward Bajko. Zdaniem Marty Skrzypczyk, oprócz serwatki, mleczarze powinni postawić również na mleko w proszku. I to nie tylko na moce produkcyjne.

— Nasi przedsiębiorcy powinni budować rynki zbytu dla tych produktów. Teraz toczy się już walka o światowe udziały — dodaje ekspert BGŻ.

Serowarzy bez mocy
Choć jesteśmy szóstym producentem sera na świecie, to nasze moce cały czasy rosną. Zeszłoroczne zwyżki produkcji pozbawiły naszych mleczarzy mocy. Dlatego i mniejsi, i więksi ruszyli z inwestycjami z myślą o zagranicznym i krajowym rynku. Konsumpcja nad Wisłą wciąż jest dużo niższa niż średnia europejska — statystyczny Polak je 11 kg serów (również twarogów), a Europejczyk — 18 kg.