MORLINY UNIKAJĄ INWESTORA Z EUROPY

Witold Choiński, Piotr Lemberg
opublikowano: 1998-10-08 00:00

MORLINY UNIKAJĄ INWESTORA Z EUROPY

CHCEMY STABILNOŚCI: Nie mamy dzisiaj problemów kapitałowych. Potrzebujemy jednak inwestora, który zapewni nam stabilność i program na przyszłość. Nie myślimy o bankach, ale o silnym partnerze branżowym. Naszym celem jest sprzedawać 70 proc. produkcji w kraju, 15 proc. na rynki wschodnie i 15 do krajów europejskich — mówi Przemysław Chabowski, prezes Grupy Morliny SA. fot. Borys Skrzyński

Morlinami interesuje się podobno poważny zachodni inwestor branżowy. Prezes spółki odmawia jednak podania nazwy czy kraju jego pochodzenia. Niewykluczone, że jest to firma amerykańska. Tymczasem Morliny nie siedzą z założonymi rękami — spółka będzie skupować mniejsze firmy z branży. Na ten cel przez kilka najbliższych lat poświęci każdego roku po ok. 20 mln zł.

Zdaniem Przemysława Chabowskiego, w ciągu najbliższych trzech lat polski przemysł mięsny czeka gruntowna restrukturyzacja. Na rynku pozostanie kilka wiodących grup, które posiadają nowoczesne zakłady. Przestaną natomiast istnieć niewielkie pogeesowskie przetwórnie. Likwidacja może objąć 80 procent ubojni, a także znaczny procent przetwórni.

Wymuszą to m.in. restrykcyjne przepisy sanitarne nowej ustawy weterynaryjnej.

— Mniejsze firmy z branży, których nie będzie stać na inwestycje, nie będą w stanie konkurować ceną z czołowymi firmami na rynku. Tak jak na całym świecie, dojdzie też do specjalizacji w uboju zwierząt. W Europie Zachodniej i USA ubojami zajmują się wielkie wyspecjalizowane w tym firmy, np. w Danii funkcjonują tylko dwie ubojnie — twierdzi Przemysław Chabowski.

Przewrotna konsolidacja

Kolejnym etapem porządkowania rynku będzie przejmowanie przedsiębiorstw, jednak w innym celu niż dotychczas. Zdaniem prezesa Morlin, cztery grupy mięsne, które powstały w ostatnich latach (Animex, Farm Food, Sokołów i Morliny) są w stanie w wystarczającym stopniu zapewnić dostawy wielkim aglomeracjom, skupiającym przeważającą część ludności kraju.

— Warto będzie kupić zakład dla przejęcia po nim rynku, a nie produkcji, ponieważ możliwości produkcyjne największych firm są większe niż obecne możliwości sprzedaży. Kupując nowe zakłady nie nabywa się jedynie samych aktywów, kupuje się także ich problemy. Większość przedsiębiorstw, które są dzisiaj na sprzedaż, boryka się z różnego rodzaju kłopotami: przerostem zatrudnienia, brakiem pieniędzy na modernizację linii produkcyjnych czy na inwestycje ekologiczne.

Zburzyć stan rzeczy

Dotychczasowy układ sił na rynku, w opinii Przemysława Chabowskiego, może zmienić pojawienie się energicznego zachodniego inwestora branżowego. Możliwe, że taki inwestor mógłby zjawić się w Morlinach.

Obecnie 30 proc. udziałów w Morlinach ma NFI Hetman, 20,9 proc. należy do Skarbu Państwa, a pozostałe 49 proc. akcji znajduje się w obrocie publicznym (wiadomo też, że z tej grupy nikt nie posiada pakietu akcji większego niż 5 proc.). Zdaniem prezesa Morlin, prawdopodobne jest, że Hetman zdecyduje się na sprzedaż swego pakietu akcji.

Przemysław Chabowski nie chce ujawnić, jakie firmy mogłyby zostać potencjalnym inwestorem w Morlinach.

— Najgorszym rozwiązaniem, nie tylko dla Morlin, byłoby zaangażowanie się w polski rynek kapitału niemieckiego, duńskiego lub holenderskiego — branżowych grup kapitałowych z tych państw. W UE od pewnego czasu występuje nadprodukcja mięsa. Mogłoby dojść do uprzywilejowania zachodnich producentów na rynku polskim. Najlepszym inwestorem byliby Amerykanie. Interesują się oni wejściem na rynki zarówno wschodniej, jak i zachodniej Europy. Mogą to osiągnąć, angażując się kapitałowo w Polsce.

Kampania pod markę

W związku z kryzysem w Rosji, firmy z branży mięsnej próbują więcej niż zazwyczaj swoich wyrobów sprzedawać na rynku krajowym.

Morliny przygotowały najdroższą jak dotąd kampanię reklamową wśród wszystkich przedsiębiorstw z branży. Jej koszt sięgnie 3,7 mln zł.

— Nie chcemy reklamować produktu płacąc za półkę. Hipermarkety żądają ok. 10 tys. zł od jednego wprowadzonego produktu. Tańszym i skuteczniejszym rozwiązaniem jest budowanie własnej marki. Sklepy będą nas chciały, bo takie będzie zapotrzebowanie klienta — mówi Przemysław Chabowski, prezes grupy Morliny SA.

Lokomotywą reklamy będzie produkt o nazwie szynka prezydencka. Kampania marki pochłonie ok. 3,7 mln zł. Morliny zamierzają 7 proc. obrotów firmy przeznaczać co roku na promocję i reklamę swoich wyrobów.

Przyszłość w produktach

Morliny już teraz zamierzają przygotować się do nowo powstającego rynku produktów wysoko przetworzonych. Chcą robić rzeczy, które będą maksymalnie łatwe do przyrządzenia. Myślą także o zwiększeniu oferty mięsa kulinarnego. To wymaga jednak odpowiedniego programu rozpoczynającego się już u producentów. W przypadku mięsa wołowego, spółka sama zamierza kontynuować hodowlę bydła ras mięsnych. Morliny opracowały też program kwalifikacji tusz w systemie Europ oraz system premii i dopłat dla producentów dostarczających dobrze umięśnione sztuki. Dopłaty rozpoczynają się już od 47 proc. mięsności w tuszy. Dzięki systemowi Europ można określić przydatność każdej sztuki.