Można już oszczędzać na rocznik 2015

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2015-09-23 22:00

Przewidywanie ceny wina tuż po zbiorach winogron wydaje się być pozbawione sensu, ale nawet na takie prognozy czekamy zwykle z niecierpliwością.

Późny wrzesień to pora, w której zazwyczaj rozpoczynały się w Burgundii zbiory winogron. Tym razem na uspokajający widok niewielkich grup zrywających jeszcze ostatnie grona w słabo grzejącym jesiennym słońcu będziemy musieli jednak poczekać do następnego roku, bo zbiory na większości stoków zostały już zakończone.Od końca sierpnia do połowy września, czyli wyjątkowo wcześnie, dojrzałe owoce znalazły się najpierw w koszach, a potem na stołach do sortowania. Poza tym, że na tym etapie wiadomo, czy jest ich dużo, czy mało, zbadać można też w przybliżeniu, ile ważą. O przyszłym winie sporo ponadto mówią grubość samej skórki i — co chyba najważniejsze — smak zebranych owoców. Mogąc więc spróbować świeżo zerwanych winogron, właściciele winnic, podobnie jak krytycy, podają swoje pierwsze, ostrożne prognozy — a wszystko wskazuje na to, że najnowszy rocznik burgundzkich win będzie dobry.

Zima i wiosna były ostatnio wyjątkowo łagodne, ale już w lipcu temperatury w regionie były najwyższe od ponad dekady, a cały miesiąc uznany został za najbardziej suchy od końca lat 40. ubiegłego wieku. Dla winnych upraw oznaczało to przede wszystkim przyspieszony czas kwitnienia, a dla późniejszych owoców rozwinięcie się grubszych skórek. Dzięki nim jednak sierpniowy deszcz, który był kluczowy dla objętości dojrzewających owoców, nie był w stanie ich uszkodzić. Chłodniejszy i bardziej pochmurny miesiąc uratował, zdaniem ekspertów, najnowszy rocznik, bo do czasu następnego ocieplenia winogrona zdążyły już być gotowe do zbiorów. Do chwili zerwania z gałęzi mówi się o tzw. véraison, czyli momencie, w którym owoce przestają rosnąć, a zaczynają dojrzewać — ich skórki zmieniają się wtedy z jasnych i zielonych w coraz intensywniej fioletowe. Chociaż tegoroczne winobranie obywało się w przyjemnym wrześniowym słońcu, w koszach nie znalazło się aż tyle winogron, ile życzyliby sobie producenci. Pomimo dobrych warunków w okresie kwitnienia dalszy rozwój przebiegał w tym roku bardzo nierównomiernie, co zakończyło się tym, że zebrane owoce są stosunkowo małe, a według wczesnych szacunków może ich być nawet o 30 proc. mniej niż w zeszłym roku. Wyjątkowe upały w środku lata mogły też teoretycznie bardzo niekorzystnie wpłynąć na kwasowość przyszłego wina, ale w tym przypadku podawane przez winiarzy pH na poziomie 3,5 w czasie zbiorów nie daje raczej powodów do niepokoju. Porównując warunki pogodowe z różnych lat, można więc próbować zestawiać wino, które jeszcze nie powstało, z tymi, które od dawna są w sprzedaży. Dzięki skromniejszym zbiorom smak owoców był bardziej nasycony niż w 2009 r., a zarówno same winogrona, jak i sok wykazują większą dojrzałość niż w 2010 i w 2012 r., co nie oznacza przy tym, że rześkość jest mniej wyczuwalna, wynika z porównań Andrew Jefforda w „Decanterze”. Oceny są, jak widać, najbardziej wstępne z możliwych, ale krytycy coraz śmielej rozwijają przed inwestorami wizję, że rocznik może być porównywany nawet z 2005. Tym jednak, którzy zamiast o winie w kieliszku myślą wyłącznie o zysku, najbardziej obiecujące wydają się nie parametry kwasowości, ale określenie bezbłędnie przemawiające do pełnej rynkowych kalkulacji głowy — mała podaż. © Ⓟ