W trzecim stuleciu naszej ery ten oto władca mocno się tu odznaczył. Musiał lubić wino, bo kazał legionistom harować po winnicach. Wyraźnie im się to nie spodobało. Szybko wysłali Probusa na Pola Elizejskie…
Nieocenieni braciszkowie
Pierwsze pisemne wzmianki o austriackich winach znajdujemy w VI wieku — w opisie życia św. Seweryna. Z należną czcią wymieniane są winne wioski Mautern i Wachau. Potem pisano już dużo. Odnotowano na przykład, że rocznik 1499 był wspaniały, zaś 1456 — zdecydowanie podły. Ale jakość trunków — nawet z najlepszych roczników — była ponoć podejrzana. Przełom nastąpił dopiero w XVI stuleciu.
W wytwarzanie win włączyli się wówczas bawarscy mnisi. Mieli przychylność cesarzy. Winiarstwo miło się rozwijało, chociaż od czasu do czasu gromadziły się chmury. Jedną z nich rozpędziła odsiecz wiedeńska. Potem była pustosząca winnice żarłoczna mszyca. I — przez pewien czas okupująca część Austrii — Armia Czerwona. Wiele świetnych win bezpowrotnie zniknęło w przepastnych gardzielach radzieckich towarzyszy.
Gdy po tych kataklizmach winiarstwo stanęło na nogi, raptem przeżyło trzęsienie ziemi. W 1985 roku wykryto, że jeden z eksporterów, chcąc dopasować się do smaków na rynku niemieckim, kupażował wino… z glikolem. Eksport win austriackich padł! Wtedy wprowadzono jedną z najsurowszych na świecie ustaw o winie. Postawiono na jakość. Drakońskie przepisy pomogły. Bardzo.
Najwyższa półka
Dzisiejsze austriackie wina to już zupełnie inna bajka. Aż 80 z nich zyskało 90 i więcej punktów u Parkera (100-stopniowa skala). Prym wiodą białe, których królem jest Grüner Veltliner (po piętach drepcze mu znakomity Riesling). Grüner Veltliner uprawia się od bardzo dawna; mieli się nim raczyć już Rzymianie. W zależności od regionu i producenta może dawać wina lekkie i przyjemne — aż po silne, o dużym potencjale starzenia. Najwięcej uprawia się go w Dolnej Austrii (w Weinviertel uzyskał statut DAC), północnym Burgenlandzie i w okolicach Wiednia. Swoją drogą, odwiedzając stolicę Austrii, warto wpaść z wizytą do leżącego na obrzeżach lasku wiedeńskiego Thermenregion, gdzie bez trudu da się dotrzeć podmiejską kolejką. Gdy budowano tam pierwsze połączenie kolejowe, cesarz Ferdynand I polecił stworzyć tunel, by nie zniszczyć cenionych przez niego plantacji.
Winiarstwo w owym regionie ma, swoją drogą, dwutysiącletnią tradycję. Rzymianie stacjonowali wprawdzie w Canuntum i Vindobona, ale szczególnie lubili (ciepłe siarczanowe wody!) miasteczko Aquae. Czyli współczesne nam Baden. Klimatycznie to dla winogron przyjazna okolica. Gorące lata, suche jesienie, regularnie 1800 godzin słońca rocznie. Gleba różnorodna: od gliny do kredy. Niektórzy porównują wręcz warunki Thermenregion do burgundzkiego Cote d’Or.
W gąszczu nazw
Thermenregion ma parę szczepów nawet jak na Austrię wyjątkowych: Zierfandler and Rotgipfler. Produkowane są z nich wina jednoszczepowe. Ale nie tylko. Także legendarny kupaż Zierfandler i Rotgipfler. Inne tradycyjne szczepy? Blauer Portugieser i Neuburger. Dobrze wychodzą tam wina z krewniaków Pinot Noir — St. Laurent i Zweigelt. Matecznikiem win białych są okolice Baden, Gumpoldskirchen, Guntramsdorf, Perchtoldsdorf, Pfaffstätten i Traiskirchen. Czerwonych trzeba szukać w pobliżu Bad Vöslau, Sooß, Tattendorf and Teesdorf. Znakomite czerwone trunki dają miałkie, kamieniste gleby okolic Steinfeld.
Przed pierwszym zakupem win austriackich warto zapamiętać nazewnictwo. Tafelwein to wina stołowe (najniższa jakość), Landwein — regionalne. Wyższa półka: Qualitätswein, a szczególnie wyróżnione to Predikatsweine. Trocken to wina wytrawne, halbtrocken — półwytrawne, süss — słodkie. Dzięki mocnej strukturze i świeżej kwasowości austriackie trunki zaliczają się do prawdziwych przyjaciół potraw. A że kuchnia austriacka to wynik mariażów kulinarnych byłej CK Monarchii, no, to mogą również świetnie współgrać z tradycyjną kuchnią polską. Ze sznyclem cielęcym w roli głównej na przykład. l
Spätrot-Rotgipfler 2004, Gumpoldskirchen, Thermenregion
(42 zł)
Wino białe skomponowane z dwóch szczepów Spätro i Rotgipfler, które świetnie się udają w okolicy Gumpoldskirchen. Zaskakująca harmonia słodkości i wyczuwalne kwasowości. Mimo upływu trzech lat nadal pełne owocowych aromatów. Bardzo dobre z zimnymi wędlinami, nawet ostrzej przyprawionymi. Potencjalny dobry partner do ostrej kuchni azjatyckiej. Może jeszcze trochę poleżeć w piwniczce.
Sauvignon Blanc 2006, Heinrich Hartl, Thermenregion
(52 zł)
Świeże, młode białe wino ze szczepu będącego partnerem wielu potraw. Klasyczna kwasowość i powiewy agrestu. Przyjaciel potraw z ryb, np. wędzonego łososia z cytryną. Czasem może współgrać z wędlinami, choćby czosnkowym salami. Zdecydowanie warto spróbować z kozim serem.
Chorus 2003, Domäne, Tattendorf, Thermenregion
(105 zł)
Kupaż Cabernet Sauvignon, Merlot, Cabernet Franc, Pinot Noir i St. Laurent. Delikatna pieprzność, czarna porzeczka, powiew tabaki. To ekstraktywne wino z ciekawym i długim posmakiem. Wyraźna pieprzność, wręcz ostrość, w oddali tabaka; smak i aromat długo pozostają w ustach. Dobry partner dla krwistych steków wołowych, także dziczyzny (z wyjątkiem ptactwa).
St. Laurent Barrique 2003, Tattendorf, Thermenregion
(100 zł)
To miło zharmonizowane wino, łagodne. Na pewno pomogło leżakowanie w dębowych beczkach, które swoją drogą nie dominuje aromatów. Gdzieś daleko suszona śliwka, łagodna pieprzność. Bardzo dobre z indykiem czy kaczką z żurawinami. Także z dziczyzną.