Kto próbował, ten wie, jak trudno ocenić niezmierzalne. Bo nie można zmierzyć prestiżu ani wyrokować, co bardziej, co mniej ekskluzywne. Tak właśnie jest w przypadku złotych i platynowych kart kredytowych.
Prestiżowe karty kredytowe wydawane przez polskie banki niczym nie różnią się od kart wydawanych przez instytucje działające na daleko bardziej rozwiniętych rynkach usług finansowych. Pod względem jakości i ilości wszelkiego rodzaju dodatków ułatwiających ich posiadaczom życie nawet je przewyższa.
Złotych i platynowych kart kredytowych nie da się oceniać przez pryzmat oprocentowania, kosztów wydania, utrzymania, wznowienia. Nie można na nie spoglądać przez pryzmat opłat, prowizji, kar za opóźnienie w spłacie, opłat za wystawianie wyciągów. Te elementy — tak istotne dla klientów banków korzystających ze „zwykłych” kart kredytowych — dla posiadaczy prestiżowych plastikowych pieniędzy są raczej nieistotne. Ekskluzywna karta kredytowa, obok swej niewątpliwie użytecznej funkcji płatniczej, jest traktowana jako legitymacja, przepustka do elitarnego grona tych, którzy — zdaniem banku — zasługują na szczególne traktowanie. Nie tylko ze względu na status materialny (bogaty klient daje bankowi zarobić więcej niż przeciętny ciułacz), ale również pozycję społeczną, wykształcenie. Tak przynajmniej jest w teorii, bo i od tych dość sztywnych reguł nader często zdarzają się wyjątki.
Jedno jednak spina wszystko w całość — rzeczywistej wartości złotych i platynowych kart kredytowych nie da się zmierzyć.
Ale próbować trzeba.