Muscle car kontra sojowy schabowy

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2018-12-16 22:00

Czy rynek aut buchających smogiem zdławiła powszechna moda na jarmuż i rower? Niekoniecznie, choć muscle cars ewidentnie są na zakręcie

Trudno o ranking zapowiadany przez analityków z głębszą empatią niż zestawienie aut, o których powoli zapomina światowy popyt. Zanim następuje przejście do twardej metodologii, zwykle wybrzmiewa okrągłe tonujące zdanie: to nie krytyka wartości kolekcjonerskiej, tylko podsumowanie rynku przy wzięciu pod uwagę wielu czynników. Najświeższe zestawienie Hagerty Vehicle Rating mierzy więc głównie wyniki osiągane na aukcjach klasycznej motoryzacji i surowe wyceny przy ubezpieczeniach, przydzielając modele samochodów jak do piekła i nieba — jedne wpisując w trend spadkowy, inne uznając za wybór pokrywający się z popytem na rynku. Na osłodę analitycy mogą dorzucić tylko truizm: statystyka nie zawsze jest sprawiedliwa, dlatego każdemu z kandydatów warto przyjrzeć się z bliska.

Cena z gazetki

Jako że za muscle cars przyjmuje się głównie czterdziestoparoletnie i pięćdziesięciokilkuletnie auta zza oceanu, których wysokie osiągi i technologie zdecydowanie nie korespondują z dzisiejszą troską o środowisko, można przypuszczać, że to właśnie ekolodzy strącili z piedestału tę kategorię — skuteczniej nawet niż kryzys paliwowy. Jak wynika z komentarzy analityków, na rynku klasycznych aut dbałość o naturę nie zalicza się jednak do tak kluczowych czynników jak chociażby próg wejścia, który w przypadku inwestycji we wczesne muscle cars bywa dla młodszych kolekcjonerów zaporowy.

Przykładem na dwa mechanizmy jednocześnie okazuje się Pontiac GTO drugiej generacji, który znalazł się na niechlubnej liście pojazdów płynnie mijających się z trendem, mimo że jego wartość wcale drastycznie się nie skurczyła. Jak wyjaśniają autorzy zestawienia, model — jak sporo muscle cars z lat 60. — rozpędził swój cenowy wykres znacznie wcześniej niż jego współczesne wersje, dlatego nawet jeśli wartość jest obecnie stała, statystyka przesuwa go w cień, eksponujące głównie samochody nowsze. Odpowiednik GTO z lat 2004-05 gości już na liście odzwierciedlającej rynkową tendencję, ale z ceną niższą o połowę od stawki za auto z końca lat 60.

Jak zaznacza Andrew Newton z Hagerty, takie dane tylko potwierdzają powszechną obserwację, że młodsi inwestorzy zdecydowanie chętniej wybierają nowsze i wyraźnie łatwiej osiągalne modele w duchu retro, pozostawiając rynek prawdziwych świadków epoki węższej grupie majętniejszych kolekcjonerów. W samym rankingu auto z najbardziej rokującej grupy 25 pozycji kosztuje średnio 14 tys. USD (53 tys. zł), podczas gdy przeciętna wartość jednego z 25 samochodów o gorszych notowaniach to 39 tys. USD (147 tys. zł) — większość inwestorów woli wobec tego łagodniejszy próg wejścia, zwłaszcza że w przypadku tańszych modeli nawet wysoka zwyżka w procentach nominalnie sprowadzać się może do równowartości kilku tysięcy złotych.

Huśtawka nastrojów

Przeglądając listę modeli, które mają wyraźnie pod górę, poniżej Pontiaca GTO zauważymy auta z lat 40. — jak Chevrolet Stylemaster czy Ford Deluxe — a jeszcze głębiej również pontiaca, ale model Chieftain, zahaczający już o pierwszą połowę lat 50. Jak zaznaczają analitycy, w okresie powojennego pompowania spalin z silników wspomniany Pontiac zaliczał się do piątki najprężniejszych producentów, dlatego dzisiaj — mimo wyraźnego uśpienia rynku — zachodni kolekcjonerzy nie powinni narzekać na brak części zamiennych. Decydując się jednak na auto z połowy ubiegłego wieku, trzeba zauważyć, jak bardzo oferta tych modeli zdążyła się rozwarstwić — samochody w nienagannym stanie zachowania i ze starannie skompletowaną dokumentacją przeplatają się przecież z całym parkingiem egzemplarzy z mniej lub bardziej jaskrawymi przeróbkami i mglistą historią lakierniczych fantazji.

Mimo że kategoria muscle cars nie dorównywała raczej tempem zwyżki sportowym hitom z Europy — ferrari, porsche, mercedesom — raz na jakiś czas wracało pytanie o potencjalną bańkę, szczególnie kilka lat po odbiciu od dna, którego segment dotknął w 2009 r. Jako że amerykańskie czy australijskie pojazdy o popisowychosiągach stanowią jedną z bardziej chwiejnych grup na rynku, specjaliści raz zalecają ostrożność, a raz uspokajają, przy czym drugie łatwiej przychodzi zwykle organizatorom aukcji. Latem 2015 r. Dave Magers z Mecum Auctions zapewniał CNBC o sile segmentu, który nie wykazuje ani symptomów przegrzania, ani nawet powolnego wyhamowania, podczas gdy tej zimy ubezpieczyciel Hagerty zagadnął inwestorów nagłówkiem: dlaczego muscle cars nie drożeją na kolekcjonerskim rynku. Trudno stwierdzić, które z ogólnych przewidywań przekładają się tak naprawdę na portfel aktywów, który Kowalski zechce urozmaicić w garażu — żeby odzwierciedlić trend musiałby zainwestować nie w jedno dobrze zachowane auto z dokumentacją, tylko w całe spektrum, na czele z rozklekotanym zabytkiem marki Pontiac i jakimś chevroletem, którego życiowy przebieg odpowiadałby za obłok smogu wielkości jeziora. © Ⓟ