Ale żniwa! Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zamierza wkrótce wydać grube miliony na zakup 350 samochodów terenowych i osobowych. Nowoczesne pojazdy mają wkrótce zapełnić garaże terenowych struktur tej organizacji, bo tak — podobno — zażyczyła sobie Unia Europejska.
Problem jednak w tym, że Unia idzie w zaparte. Urzędnicy UE jakoś nie przypominają sobie, żeby kiedykolwiek domagali się od ARiMR wyposażenia ludzi, odpowiedzialnych za znakowanie stad, trzód oraz akrów, w terenowe limuzyny. Co więcej, przedstawiciele Brukseli ujawniają, że to nie jedyny taki przypadek, kiedy kosztowna inicjatywa rodem znad Wisły opatrywana jest łaskawym patronatem — niczego nie świadomych — państw zjednoczonej Europy. Niewykluczone, że i tym razem kupujemy nowoczesne samochody, bo tego Unia chce, choć o tym jeszcze nie wie. Ale kto odważy się podważyć zasadność takiego zakupu, od razu dostanie etykietę — „antyunijny”...
Zabiegi zmierzające do integracji z Unią Europejską nie mogą usprawiedliwiać rozrzutności. Który z premierów mówił o ograniczaniu wydatków w funduszach celowych i agencjach rządowych? Leszek Miller. ARiMR podlega rządowi. Przynajmniej teoretycznie. Dlatego ARiMR musi przekonywająco wytłumaczyć rządowi zasadność zakupu 350 samochodów.
Mam proekologiczny, a zatem prounijny postulat. Na koń, Panowie, albo na rowery! Niech tak urzędnicy jeżdżą znaczyć trzodę i akry. Może wygodniej nie będzie, ale na pewno zdrowiej i taniej.