Jacek Jaśkowiak: na miejscu premiera zrobiłbym to samo

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2024-01-19 14:00

Jak odpolitycznić spółki skarbu państwa, czy ministrowie powinni być politykami i dlaczego silna gospodarka musi być priorytetem – o tym mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, który najbardziej chciałby nim pozostać na kolejną kadencję.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Przygotowuje się pan na kolejną kadencję, czy ma pan inne ambicje?

Chciałbym zostać wybrany na kolejną kadencję, ale czekam na decyzję krajowego zarządu PO. Na poziomie regionalnym zostało to przyjęte pozytywnie. Nie ma w polityce lepszego zajęcia niż praca wójta, burmistrza czy prezydenta. Daje ogromne poczucie sprawczości i możliwość obserwowania rezultatów. Zawsze będę miał świadomość, że miałem udział w kapitalnym remoncie Poznania czy budowie nowej trasy tramwajowej. Nie ma tego w polityce ogólnokrajowej.

Z kim będzie pan konkurował?

Najprawdopodobniej z Jadwigą Emilewicz, która jest mocnym przeciwnikiem, Lewica może wystawić Beatę Urbańską, a kogo Trzecia Droga – nie wiem. Kampania i wybory są zawsze dobrym momentem, żeby rozmawiać o tym, co jest dla miasta najważniejsze. Ścierają się wizje. To ciekawy czas dla miasta.

Kiedy kampania się zacznie?

W momencie ogłoszenia terminu wyborów, które najprawdopodobniej wypadną 7 kwietnia. Spodziewam się ogłoszenia w lutym, więc najtrudniejszym miesiącem będzie marzec. Kupiłem już garnitur na kampanię!

O czym będzie pan mówił w kampanii?

Kończymy kapitalny remont Poznania. W remont sieci trakcyjnej i torowisk zainwestowaliśmy przez dziewięć lat ponad 1 mld zł, w nową trasę tramwajową 400 mln zł, w remont sieci wodnokanalizacyjnej 500 mln zł, a w nowe wodociągi 400 mln zł. Wymieniliśmy podziemną infrastrukturę w kluczowych miejscach, np. na Starym Rynku. Była tam m.in. rura o średnicy 500 mm. Gdyby się rozszczelniła, dwie kamienice znikłyby w 15 minut. Sieć gazowa była w dramatycznym stanie. Jednocześnie to najstarsza część miasta, nad pracami czuwa konserwator zabytków, cały czas coś wykopywano. Czasem dokumentacja nie zgadzała się ze stanem faktycznym. Przy remoncie rynku zaangażowane było sześć podmiotów, w tym gestorzy sieci. To była prawdziwa współpraca publiczno-prywatna. Teraz wielkim wyzwaniem jest dekarbonizacja. Mamy świetnego partnera, Veolię, który właśnie wymienia dwa z trzech bloków węglowych na gazowe. Dzięki spalarni 8-9 proc. energii cieplnej zużywanej w Poznaniu jest pozyskiwane z naszej instalacji termicznego przetwarzania odpadów, największej inwestycji PPP, która kosztowała 890 mln zł. Redukcja dwutlenku węgla jest możliwa dzięki transportowi publicznemu: tramwajom, 25 autobusom wodorowym i 57 elektrycznym. Dzięki współpracy z Veolią ciepło z odlewni aluminium VW ogrzewa 4,5 tys. mieszkań, zamiast być emitowane do atmosfery. Mamy potencjał wyciągania ciepła ze złóż geotermalnych. Aquanet, spółka miejska, realizuje z Veolią projekt odzyskiwania ciepła ze ścieków. Na razie to pilotaż, ale chcemy go wdrożyć na większą skalę.

Czy miejskie spółki często współpracują z biznesem?

Kondycja miejskich spółek to moje największe osiągnięcie. Wywodzę się z biznesu i gdy dziewięć lat temu zostałem prezydentem, niewiele wiedziałem o polityce. Czułem się za to dobrze w zarządzaniu spółkami kapitałowymi, skończyłem prawo oraz rachunkowość i finanse, przed prezydenturą wspierałem zagranicznych inwestorów w monitorowaniu spółek, w których byli zaangażowani kapitałowo. Dlatego przejrzałem sprawozdania finansowe wszystkich miejskich spółek i postanowiłem wykorzystać ich potencjał i zwiększyć ich kapitały. Aquanet zwiększył kapitał własny z 1,1 mld zł w 2014 r. do 1,69 mld zł w 2022 r., urosły też spółki z tej grupy: kapitał własny Terlanu z 22 mln zł do 69 mln zł, a Tormelu z -1 mln zł do 22 mln zł. Międzynarodowe Targi Poznańskie zwiększyły kapitał własny z 42,3 mln zł do 400 mln zł. Przychody i zyski spółek również urosły, np. Targi zwiększyły przychody ze 142 mln zł do 246 mln zł, a Aquanet z 411 mln zł do 583 mln zł. Gdy zdarza się awaria, a zdarza się w każdym mieście, jesteśmy w stanie szybko ją naprawić. Niedawno rozszczelniła się rura o średnicy 1 m. Naprawiliśmy to w dobę. Termy Maltańskie, na których jest też basen olimpijski, zmniejszyły zadłużenie z 82 mln zł do 50 mln zł, a liczbę osób korzystających zwiększyły z 900 tys. do 2 mln rocznie. Nawet taki podmiot, zdawałoby się, że skazany na dopłaty od miasta, u nas się broni. Zyski generuje aquapark i sauny. Pokazaliśmy, że nie tylko prywatny biznes potrafi sobie radzić z inwestycjami.

Kto decyduje o składach zarządów tych spółek?

Choć mam trzech zastępców i każdy z nich odpowiada za określone obszary, biuro nadzoru właścicielskiego mi podlega. Nadzoruję bezpośrednio 17 spółek, nie licząc spółek zależnych w ich grupach kapitałowych, i mam wpływ na składy rad nadzorczych, a przez nie na zarządy. Na stanowiska w zarządach przeprowadzamy postępowania kwalifikacyjne. Wyboru członków rad nadzorczych dokonuję w uzgodnieniu z najbliższymi współpracownikami. Mam jednak świadomość, że czasem wybór członków RN budzi emocje. Odpowiadam jednak za wyniki tych spółek, a do ich osiągnięcia przyczyniają się rady nadzorcze wybierające zarządy. Jak mógłbym wziąć odpowiedzialność za te spółki, gdybym nie miał na nie wpływu? Decyzje nie mogą być oczywiście powiązane z relacjami przyjacielskimi czy towarzyskimi. Mogę być na ty z prezesem spółki, ale jeśli położy biznes i wygeneruje straty niezwiązane z sytuacją zewnętrzną, tylko wynikające z błędów zarządczych, poniesie konsekwencje.

Dużo pan zmieniał w miejskich spółkach?

W zarządach niektórych spółek są jeszcze osoby mianowane przez mojego poprzednika, ale w większości doszło do pełnej wymiany. W Tormelu prezes zmienił się trzykrotnie przez cztery lata. Trzeba być bardzo wymagającym i twardym.

Inni samorządowcy biorą z pana przykład?

Robi na nich wrażenie skuteczność, dzielimy się doświadczeniami. Najtrudniejszy jest jednak moment, gdy trzeba podejmować decyzje personalne wbrew bardzo częstym politycznym naciskom. Nie można wykluczać z zarządzania osób, które są w partii, ale to nie może być kryterium obsadzania spółek. Nie zawsze ktoś, kto ma wiedzę polityczną, ma kompetencje do zarządzania. Mam w spółkach kilku polityków, ale wiedzą, że jestem brutalny i jak coś popsują, zapłacą głową. To trudne w polityce, trzeba być asertywnym. Każdy ma jednak inne predyspozycje. Wiele moich koleżanek i kolegów samorządowców ma wyższe kompetencje polityczne, potrafi lepiej przemawiać, jest bardziej wrażliwych społecznie. A mój konik to spółki kapitałowe. Lubię te papiery, mnie to nie nudzi i czuję dumę, że rośnie majątek miasta. Nawet pani Emilewicz powiedziała, że zrobiliśmy z Tomkiem [Tomaszem Kobierskim, prezesem MTP – red.] z dużego fiata ferrari.

Jakie jest zadłużenie Poznania?

Dziś 2,1 mld zł, to 40 proc. dochodów budżetu, ale w momencie objęcia przeze mnie urzędu było to prawie 60 proc. Na koniec tego roku dług pewnie przekroczy 2,5 mld zł. W ostatnich dwóch latach wydawaliśmy na inwestycje około 1 mld zł rocznie. Nasze obecne zadłużenie to połowa długu Wrocławia, Łodzi i 40 proc. Krakowa. Takie samo zadłużenie jak Poznań mają Lublin i Szczecin, ale to mniejsze miasta. W lepszej sytuacji jest tylko Gdańsk.

Czy politycy w miejskich spółkach są tylko z PO?

Nie tylko, to ludzie reprezentujący różne opcje i środowiska. Przez dziewięć lat w radach nadzorczych zasiadały również osoby ewidentnie z prawej strony sceny politycznej. Choćby w Targach Poznańskich, które realizowały budowę polskiego pawilonu w Dubaju i było oczywiste, że rządzący muszą mieć monitoring przebiegu tego przedsięwzięcia. Gdy MTP budowały szpital tymczasowy, zaprosiłem do RN zastępcę rektora Uniwersytetu Medycznego, który jest w niej do dziś. W radach są moi zastępcy, jest urzędniczka, która przez lata była dyrektorem biura nadzoru właścicielskiego, są przedstawiciele nauki, np. wieloletni rektor Uniwersytetu Ekonomicznego, czy biznesu. Biblią dla mnie jest Kodeks spółek handlowych. Rady nadzorcze i zarządy nie są po to, żeby ktoś pobierał wysokie wynagrodzenie, tylko żeby ciężko zasuwał. RN ma się nie wtrącać w kwestie zarządcze, ale jeśli zaczyna się źle dziać, ma obowiązek poinformowania mnie o tym.

To może ma pan radę, jak odpolitycznić spółki skarbu państwa?

Jeśli minister odpowiada za te spółki i chcemy go rozliczać z jakości zarządzania, to musi mieć wpływ na decyzje personalne. Nie może delegować do zarządów kolegów, członków rodziny czy osób z klucza politycznego. Musi mieć kompetencje i umiejętność znalezienia odpowiednich ludzi. Nawet tak charyzmatyczny prezes jak Steve Jobs został wyrzucony za złe zarządzanie. Minister musi mieć perspektywę działania na cztery lata i po tym czasie starać się oddać spółki w lepszym stanie, niż je przejął.

Czy ministrowie powinni być przedsiębiorcami, czy politykami?

Zależy, w jakim ministerstwie. Gdy odpowiadają za sytuację przedsiębiorstw, w których zaangażowany jest skarb państwa, przykładowo energetycznych, Orlenu czy KGHM, bardzo istotne jest rozumienie biznesu. Minister może być polityczny, ale musi mieć sprawnych biznesowo wiceministrów. Zawsze podaję dwa przykłady: Niemcy i Koreę Południową. W Niemczech to biznes i gospodarka kreują politykę. Wcześniej Angela Merkel, a teraz Olaf Scholz są na wszystkich ważnych imprezach biznesowych. W Korei i innych państwach azjatyckich odwrotnie – to polityka kreuje gospodarkę i biznes. Dobrze byłoby to wypośrodkować. Silne państwo to państwo silne ekonomicznie. To również dobrze rozwinięty transport kolejowy, lotniczy, przemysł obronny oraz inne obszary w mniejszym lub większym stopniu kontrolowane przez skarb państwa lub jego organy. Może jestem skrzywiony, bo uważam, że to biznes organizuje gospodarkę, ale według mnie rząd powinien dążyć do długotrwałego rozwoju nie tylko przez stwarzanie warunków dla biznesu prywatnego, ale też przez budowanie siły i efektywności biznesowej spółek skarbu państwa. Trzeba budować fundament ekonomiczny. Liczę na to, że rząd przedstawi, jak wyglądają kapitały własne spółek skarbu państwa i jak mają wyglądać na koniec kadencji. Nie bójmy się transparentności. Orlen musi mieć zysk na sprzedaży benzyny, ale nie można akceptować sytuacji, gdy przed wyborami obniża ceny i ma ujemną marżę. Działania niegospodarne powinny się zakończyć odpowiedzialnością karną członków zarządu.

W ostatnich latach rząd sporo wyciągał od państwowych spółek, które dotowały wspierane przez polityków instytucje. Co zrobić, by tak się nie działo?

Upolitycznione CBA się skompromitowało – symbolami wykorzystania tego organu do celów politycznych są Wąsik i Kamiński. Za kwestie związane z korupcją i gospodarnością powinna odpowiadać Krajowa Administracja Skarbowa. Podmioty z udziałem skarbu państwa czy samorządów kontroluje też przecież NIK. Te instytucje mają do tego kompetencje i narzędzia. Na przykład jeśli jakaś spółka dotowała Kościół, to mogą sprawdzić związek tych wydatków z jej przychodami. Zarówno KAS, jak też NIK nie mogą być jednak narzędziami walki politycznej, tak jak to było w przypadku CBA. W dniu, gdy przed poprzednimi wyborami samorządowymi ogłoszono, że będę kandydatem na prezydenta, do urzędu wkroczyła TVP z CBA. Po czterech latach śledztwa okazało się, że wszystko było okej. A inwestycja, która powstała dzięki transakcji będącej przedmiotem tego dochodzenia, przynosi 2 mln zł podatku od nieruchomości rocznie. Nie można być urzędnikiem państwowym i działać na polityczne zamówienie. Sądy, prokuratura, policja, CBŚ i CBA mają bronić interesów państwa. Należy ścigać do końca świata osoby, które tym zasadom się sprzeniewierzyły, stając się narzędziem w rękach polityków. Będę dążył do wyjaśnienia, czy w takie politycznie motywowane postępowania był zaangażowany lub je wręcz inicjował odwołany właśnie wiceprezes NIK oraz inni politycy poznańskiego PiS.

Co by pan jeszcze poradził politykom koalicji?

Mam wielki szacunek dla Donalda Tuska i jego rozumienia polskiej racji stanu. Wierzę, że zrobi wszystko, by przywrócić dobry model państwa. Największym wyzwaniem jest odbudowanie wiarygodności mediów publicznych i rzetelności ich przekazu. Sam od trzech lat oglądam BBC, bo media w Polsce są rozemocjonowane. Te publiczne przez ostatnie osiem lat były tubą propagandową, prywatne również przeżywają kryzys. Dziennikarze i redaktorzy pod wpływem politycznych emocji skupiają się często nie na faktach, a na prezentowaniu swoich prywatnych ocen. Przy okazji afery Marcina Kąckiego Szczepan Twardoch opisał, jak jego reportaż z Ukrainy został wykorzystany w polskiej i szwajcarskiej gazecie. W „Gazecie Wyborczej“ poszedł bez zmian, w „Neue Zürcher Zeitung” wszystkie informacje zostały zweryfikowane.

Obszar, który potrzebuje poprawy, to transport publiczny, szczególnie kolejowy. Musimy też bardzo pragmatycznie podejść do migracji. Przez dekadę z rynku pracy ubędzie 3 mln osób, a dzieci rodzi się bardzo mało. Potrzebna jest rzetelna dyskusja, jak zabezpieczyć interesy polskich przedsiębiorców. Jak uzupełnić braki na rynku pracy migrantami? To wydaje się koniecznością – w Szklarskiej Porębie, która ma 4,5 tys. mieszkańców, rynek pracy ratują Ukraińcy, których jest tam obecnie ponad tysiąc. Jak to jednak zrobić, by uniknąć takich problemów jak w Niemczech czy Francji? W MPK Poznań mamy wielu kierowców z Pakistanu i Indii. Potrzebni są i migranci, którzy chcą zostać, i tacy, którzy przyjeżdżają do nas na pięcioletni kontrakt. Nie może być w dyskusji o migracji histerii, muszą być merytoryczne argumenty – państwo musi potrafić zadbać o bezpieczeństwo, ale też o gospodarkę. Bardzo ważne jest, by Polska była silna ekonomicznie. Od tego zależy nasza pozycja na świecie.

Jak pan ocenia skład rządu?

Bardzo dobrze. Na miejscu premiera Donalda Tuska zrobiłbym to samo. Są obszary, w których trzeba działać odważnie, nierzadko ryzykownie. Dlatego minister Bartłomiej Sienkiewicz to właściwa osoba na właściwym miejscu – m.in. za TVP musi odpowiadać człowiek, który się nie boi. Adam Bodnar na czele wymiaru sprawiedliwości to rewelacyjny wybór. Władysław Kosiniak-Kamysz w MON, Radosław Sikorski w MSZ to również dobre decyzje, bo ministrowie nie mogą się przez rok uczyć, tylko muszą od razu działać.

Co pan zrobi, jeśli pan nie wygra wyborów?

Wracam do biznesu. Mam dżentelmeńską umowę z synem, że będę mógł wrócić do firmy, którą założyłem ponad 20 lat temu. Może przekaże mi nawet jakieś udziały, które dziewięć lat temu ode mnie przejął. Wówczas chciałbym w ten rodzinny biznes zaangażować jeszcze młodszego syna. Moglibyśmy działać razem, co byłoby na pewno ciekawym doświadczeniem.

Czego by pan nie chciał?

Szczęście to sytuacja, kiedy z radością biegnie się do pracy, a potem z taką samą radością wraca do domu. Tak teraz mam i nie chcę tego zmieniać. Nie chciałbym, żeby Donald Tusk mnie wezwał i powiedział: „wolałbym, żebyś nie startował na prezydenta Poznania, wyremontowałeś torowiska tramwajowe w mieście, to weź się teraz za infrastrukturę kolejową w kraju i kolej dużych prędkości”. To ciężki chleb, takiego zadania bym nie chciał.