Na początku był miód…


Pszczelarstwo jest stare jak świat. Ale nie tak łatwo zrobić miodowy biznes. O dobrych pomysłach, rozwoju miodowej firmy i związanym z nim ryzyku mówi Arkadiusz Sadowski, założyciel i współwłaściciel firmy Miodziarze.
Jak doszło do powstania Pasiek Rodziny Sadowskich?
Chciałem zarobić na wakacje i podjąłem pracę w pasiece. Oprócz zarobionych pieniędzy po wakacjach została mi miłość do pszczół. Od 2009 r. rozwijałem biznes pszczelarski samodzielnie, łącząc to zajęcie z pracą zawodową. A że to dość kosztowny interes na starcie – jeden ul z pszczołami kosztuje około 1 tys. zł – skorzystałem ze wsparcia rodziny – pomogła pożyczka od brata w wysokości 20 tys. zł oraz zakup działki o wartości 40 tys. zł przez rodziców.

Łączymy wytwarzanie miodu z optymalną koncepcją sprzedaży. Podczas gdy rodzime środowisko pszczelarskie, chociaż stosunkowo liczne (około 80 tys. zarejestrowanych pszczelarzy i jeszcze więcej hobbystów), i prężne nie potrafi przekuć swojej pasji w sukces finansowy, my możemy się pochwalić sukcesem komercyjnym w pionierskim wydaniu.
W 2018 r. dołączyli do mnie trzej przyjaciele i od tego czasu rozwijamy firmę wspólnie. Obecnie spółka Miodziarze, będąca właścicielem marki Pasieki Rodziny Sadowskich, zarządza największym gospodarstwem pasiecznym w Polsce, które liczy ponad 50 wędrownych pasiek, 3,5 tys. uli oraz około 70 pracowników. Miód z naszej pasieki stanowi część sprzedawanego w naszym sklepie internetowym miodu. Resztę dokupujemy od zaprzyjaźnionych pszczelarzy rodzinnych oraz sprawdzonych przez lata firm. Jednak obecnie sprzedaż miodu to tylko niespełna połowa naszego przychodu. Pozostała część jest generowana przez inną zdrową żywność. W ciągu ostatnich dwóch lat nasz internetowy sklep z miodem przekształcił się w bardzo dynamicznie rozwijający się e-commerce ze zdrową żywnością.
Jaki był punkt zwrotny w rozwoju firmy?
Nasz skok rozwojowy miał miejsce w 2018 r. Wtedy skorzystałem z największego potencjału, czyli trójki przyjaciół, a obecnie także wspólników: Jakuba Wilgosiewicza, Łukasza Michalaka i Tomasza Barskiego, którzy mi zaufali i zainwestowali w spółkę. Zaczęliśmy robić smakowe eksperymenty. Mieszaliśmy np. malinę, czerwoną porzeczkę, kakao lub cynamon z miodem i sprawdzaliśmy, jak to smakuje. To się spodobało klientom. Poszliśmy więc dalej: miody pitne – nie robimy ich sami, ale sami stworzyliśmy recepturę. Są oczywiście unikatowe, z dodatkiem owocowym. Ponadto pasty orzechowe, soki i konfitury, zakwasy, oleje, octy. Naszym hitem są oksymele. Znakomicie się sprzedają. Stworzyliśmy też markę Miodziś adresowaną do dzieci – z różnymi smakołykami, jak miód z mandarynką, spiruliną albo jagodą, soki, syropy, musy owocowe i na dokładkę trochę gadżetów do zabawy. Wszystko naturalne i najlepszej jakości. Wychodzę z założenia, że jak coś mi nie smakuje, to nie chcę tego w moim sklepie, dlatego wszystkie produkty i smaki testuję osobiście.
Obecnie mocno rozwijamy kategorię suplementów diety, wśród których chętnie kupowanym produktem jest kolagen do picia w saszetkach – z miodem i różnymi owocami, cztery smaki w zestawie. To nie jest jednak nasze ostatnie słowo w tym segmencie.
Jak firma radzi sobie z sezonowością produkcji?
Praca przy pszczołach zaczyna się w kwietniu i kończy we wrześniu. Poza różnymi technicznymi zadaniami, które można wykonywać zimą, np. malowanie uli, przygotowanie ramek, pozostałe miesiące mogłyby być okresem lenistwa. My jednak ułożyliśmy zadania w ten sposób, żeby pracować i zarabiać również poza sezonem. Nasz zespół wykorzystuje czas od października do marca na przygotowanie impulsu sprzedażowego, czyli np. na sprzedaż okolicznościową, w grudniu związaną ze świętami Bożego Narodzenia, później są walentynki, Dzień Babci, Dzień Kobiet, Wielkanoc itd. Mamy doskonały zespół pracowników, których zatrudniamy wyłącznie na umowę o pracę. To osoby odznaczające się wielozadaniowością. Potrafią latem wykonywać prace pszczelarskie, a zimą skupić się na obowiązkach związanych ze sprzedażą. U nas praca trwa przez cały rok, a najmniej obłożonym miesiącem jest luty. Wtedy doprowadzamy ule do porządku i wykonujemy wszelkie prace, na które nie było czasu w lecie. Nie mamy przestojów. W związku z rozszerzeniem asortymentu o inną niż miody zdrową żywność właściwie trudno mówić o sezonowości, bo u nas praca wre jak w ulu przez 12 miesięcy w roku.
Co się dzieje z miodem, kiedy już jest zebrany?
Miód przechowywany jest w najbardziej komfortowych dla niego warunkach czyli w beczkach znajdujących się w nieoświetlonych pomieszczeniach, w których temperatura nie przekracza 18 stopni. Następnie jest porcjowany w stanie ciekłym do słoików. Miód smakowy przed rozlaniem jest mieszany z dodatkami – suszonymi przyprawami, takimi jak kurkuma, cynamon, pieprz cayenne, lub liofilizowanymi owocami, jak maliny, truskawki czy porzeczki. Liofilizowanie to metoda suszenia owoców na zimno, pozwalająca zachować ich wartości, witaminy i aromat. Ponadto oferujemy miód z pyłkiem pszczelim oraz z mleczkiem pszczelim i propolisem. W naszym sklepie dostępne są także inne pszczele cuda natury, takie jak: pyłek pszczeli suszony, pierzga i propolis. Wszystkie produkty odznaczają się nie tylko doskonałą jakością, lecz również świeżością, bo choć w Polsce można sprzedawać miód nie starszy niż trzyletni, my sprzedajemy nasze wyroby na bieżąco.
Jak organizujecie pracę i sprzedaż internetową?
Przede wszystkim sprawnie. Ponad 70 proc. sprzedaży produktów odbywa się za pośrednictwem naszego sklepu internetowego. Konfekcjonowanie i pakowanie wykonujemy własnymi siłami. Skompletowane zamówienia trafiają do ekologicznych kartonów z tekturowymi wkładkami rozdzielającymi słoiki. Wkładki te mają strukturę heksagonu i stanowią doskonałe zabezpieczenie dla szklanych opakowań w podróży. To nie przypadek – okazuje się, że pszczoły wymyśliły sobie sześciokąt foremny jako najbardziej trwałą konstrukcję. Latem staramy się nie wysyłać paczek w piątek, żeby nie czekały w sortowniach przez weekend. Miód, zakwasy, octy to przecież produkty spożywcze, które przechowywane w nieodpowiednich warunkach mogą fermentować czy psuć się, a nam zależy, aby zamawiający otrzymali doskonały produkt szybko i w jak najlepszej formie. Poza sklepem internetowym nasze produkty sprzedajemy do punktów specjalizujących się w zdrowej żywności: saloników z jakościowymi wyrobami, małych bistro czy aptek. Wśród nabywców są także firmy, korporacje, które ofiarowują w prezencie miód i inną zdrową żywność swoim pracownikom, współpracownikom i kontrahentom. Jeszcze niedawno modne było dawanie wina w drewnianym opakowaniu, teraz jego miejsce zajmują atrakcyjne produkty spożywcze, jak miód, dobrej jakości oleje czy zakwasy.
Jak widzi pan przyszłość? Jaki jest plan na wzrost waszego biznesu?
Początek naszej historii to Pasieki Rodziny Sadowskich, później przyszła kolejna marka Manufaktura Rodziny Sadowskich. Teraz pracujemy nad rozwinięciem pozabiznesowej działalności, czyli Fundacji Rodziny Sadowskich. Finalizujemy także zakup nowej marki, a o jej premierze pod naszymi skrzydłami będziemy wkrótce szerzej informować.

Wciąż jesteśmy firmą rodzinną, ale już dużą i nie wstydzimy się rosnąć. Powiększamy koszyk produktów i każdego dnia budujemy zaufanie klientów, że to właśnie u nas mogą kupić wysokiej jakości zdrową żywność. Wszystkie marki związane są z nazwiskiem rodziny Sadowskich, a to dla mnie, moich bliskich i współpracowników największe zobowiązanie. Swoim nazwiskiem gwarantuję jakość produktów, a także relacje z pracownikami i otoczeniem oraz atmosferę w firmie.
Nieustannie sprawdzamy nowe możliwości, testujemy rozwiązania na rynki zagraniczne. W Wielkiej Brytanii planujemy pracę w modelu dystrybucji na wyłączność. W Niemczech wkrótce uruchomimy magazyn do obsługi sprzedaży na terenie tego kraju. Stosujemy metodę małych, stabilnych kroków. Mam świadomość, że takie rynki jak Francja, Włochy i Hiszpania to wyzwanie pod względem logistycznym, dlatego na razie sięgam po te owoce, które mam na wyciągnięcie ręki.
Co jest najistotniejsze w biznesie?
Ludzie. Przyjaciele, którzy zaufali mi na początku, stoją przy mnie i współtworzą firmę. Później dochodziły nowe osoby, które do dziś pracują z oddaniem i nigdy nie zawiodły. W naszym zespole jest np. kilkanaście osób, które były nieaktywne zawodowo, zanim podjęły pracę u nas. Swoją szansę na zmianę dobrze wykorzystały, są świetnymi pracownikami, a my doceniamy ich pracę. Można robić różne rzeczy, wprowadzić różne rozwiązania, innowacje, ale trzeba mieć ludzi, którym się ufa i dostrzegać różne ich talenty. Etyka w firmie leży mi na sercu i nieustannie podkreślam jej wagę w budowaniu zespołu i wspólnej przyszłości. Chcę, żebyśmy zostali firmą rodzinną. Nie planuję inwestorów zewnętrznych, ale nie mam nic przeciwko dynamicznemu wzrostowi. Jednak ważniejsze od wielkości jest to, abyśmy zachowali nasze DNA – zasady, utrzymanie relacji i pielęgnowanie wartości, które przyświecały nam od początku: troska o środowisko i uczciwość wobec ludzi i przyrody. To dlatego oprócz „robienia” biznesu regularnie inicjujemy lub angażujemy się w akcje społeczne, a także stworzyliśmy fundację, której celem jest promowanie dobrostanu polskich pszczół i wspieranie rolnictwa. Chcemy także edukować dzieci i młodzież w zakresie zdrowych nawyków żywieniowych i stylu życia, którego częścią jest także troska o środowisko.
Jesteśmy jako pszczelarze jedyną branżą podlegającą kontroli inspektoratów weterynaryjnych, które dbają o to, żeby zwierzęta, w tym także owady, były traktowane dobrze. Troskliwie opiekujemy się pszczołami i ta współpraca przynosi korzyści obu stronom. Średnio pszczelarz uzyskuje rocznie 12–18 kg miodu. Pszczoły dla swoich celów życiowych wytwarzają go sto kilkadziesiąt kg, produkując na bieżąco. Pozyskujemy więc do „ludzkiej” konsumpcji tylko niewielką część pszczelego urobku. W zamian chronimy populację przed chorobami i trudami związanymi z monokulturami rolniczymi czy zatrutym środowiskiem. W ten sposób dzięki naszej trosce pszczoły mogą przetrwać jako gatunek.