Na początku była fajer kasa

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2013-10-31 00:00

Prezentując marki w cyklu „Było, nie minęło” staramy się dokopywać do korzeni, jeśli nie firmy, to przynajmniej branży. Pod tym względem rekordzistą są ubezpieczenia — działają na polskiej ziemi już 210 lat.

Instytucjonalne początki współczesnych narodowych czempionów wiążą się z odzyskiwaniem przez Polskę niepodległości i organizowaniem się struktur II Rzeczypospolitej. Taka jest na przykład, przypomniana w poprzednim odcinku tego cyklu, geneza PKO Banku Polskiego, będącego następcą przedwojennej Pocztowej Kasy Oszczędności. Ale Powszechny Zakład Ubezpieczeń swoje prapoczątki lokuje o wiek wcześniej, w roku… 1803.

Fundamentem — składka obowiązkowa

Upadek I Rzeczypospolitej w 1795 r. był narodową i duchową tragedią Polski, ale trzeba przyznać, że państwa zaborcze starały się wprowadzać na zagarniętych terenach sprawdzone u siebie rozwiązania cywilizacyjne. Przykładem może być wydany w Poczdamie 21 kwietnia 1803 r. edykt króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III o powołaniu Towarzystwa Ogniowego dla Miast w Prusach Południowych, czyli na terenach zabranych Polsce.

Dwie dyrekcje umieszczono w Poznaniu i Warszawie — co, notabene, przypomina, że zaraz po trzecim zaborze stolica znalazła się w rękach pruskich, a w rosyjskie przeszła dopiero po Kongresie Wiedeńskim. W środkowej Europie, gdzie na szczęście nie ma w zasadzie trzęsień ziemi, przez wieki największym zbiorowym zagrożeniem, także w okresach pokoju, były gigantyczne pożary wielkich miast, w których dominowała zwarta zabudowa drewniana. Niewiele zmieniało się od czasów opisanego przez Henryka Sienkiewicza pożaru starożytnego Rzymu. Dopiero w okresie rewolucji przemysłowej zaczęto organizować straże ogniowe, a także dojrzała myśl o stworzeniu źródeł pieniędzy na popożarową odbudowę. Dlatego branża ubezpieczeniowa na początku oferowała tylko asekurację od ognia.

Co ważne — składki na „fajerkasę” były z mocy prawa obowiązkowe! Tej fundamentalnej i logicznej zasady nie uznaje współczesna gospodarka rynkowa… Historyczny edykt rzetelnie ustalał zasady ubezpieczeń, w tym uczciwie stawiał sprawę odszkodowań na wypadek wojny: „Cel połączenia się w Towarzystwo jest nie inny, tylko aby członki onego w przypadku szkód z pożaru wynikających, przez wypłacenie summ asekuracyjnych (jednak nic na tym nie zyskując) postawione były w sposobności wystawienia na nowo utraconych lub uszkodzonych budynków. Nic nie powinno bydź podciągane pod taxę, co nie może się spalić.

Wszystko, co pożarowi podlega, trzeba bez różnicy oszacować, czy się znajduje nad czy pod ziemią. Gdyby się zdarzył przypadek, że przez nieprzyjacielskie spustoszenia całe miasta w perzynę obrócone zostały, szkody takowej Towarzystwo nagradzać nie będzie, albowiem siły jego do zniesienia takowego ciężaru byłyby niedostarczające — lecz każdy cierpiący z tego powodu szkodę winien sam ponieść, jako skutek ogólnej klęski krajowej”.

Zaborcy bezkarnie zawłaszczali składki

Dzieje polskich ubezpieczeń potwierdzają, że w tej branży pewność i zaufanie wyjątkowo zależą od pokoju i politycznego spokoju. Każda zawierucha skutkuje upadkami struktur i firm oraz ich niewypłacalnością. Standardem staje się zaś skok obcej władzy na kasę. Edykt pruskiego króla obowiązywał bardzo krótko. Gdy w 1807 r. za sprawą Napoleona powstało Księstwo Warszawskie, Prusacy wycofali się z ziem polskich razem z zebraną kasą, a ubezpieczyciel stał się niewypłacalny.

Jego zobowiązania przejęło jednak utworzone w Księstwie w 1807 r. Towarzystwo Ogniowe dla Miast i Wsiów. Dotrwało do klęski Napoleona i wkroczenia w 1813 r. wojsk carskich. Niedługo potem, w 1817 r., powstały w zaborze rosyjskim dwa osobne towarzystwa ogniowe — miejskie i wiejskie. Ich zasoby naruszył carski nakaz wypłaty odszkodowań za pożary podczas Powstania Listopadowego.

Kolejną ważną datą stał się rok 1843, gdy utworzono Dyrekcję Ubezpieczeń z podległą jej Główną Kasą Oszczędności. Nowy podmiot rozszerzył paletę ubezpieczeń na życiowe, transportowe, od gradobicia, od zarazy bydła. Wszystko skończyło się wraz z upadkiem Powstania Styczniowego. Po kilku latach restrykcji carskie władze wprowadziły 1870 r. rosyjskie Wzajemne Gubernialne Ubezpieczenie Budowli od Ognia. Rozwój przemysłu i handlu wymusił jednak zgodę na struktury także biznesowe. Powstała polska spółka akcyjna Warszawskie Towarzystwo Ubezpieczeń. Już w wieku XX carski ukaz utworzył kolejną instytucję powszechną — Ubezpieczenia Wzajemne.

Po wybuchu pierwszej wojny światowej wycofujące się z Królestwa Polskiego w 1915 r. wojska carskie zabrały ubezpieczeniową dokumentację i oczywiście kasę. Trochę bardziej stabilnie rozwijały się ubezpieczenia w zaborach pruskim i austriackim. W Galicji stało się to z dużym opóźnieniem, a impulsem były wielkie pożary — Krakowa w 1850 r. i Mielca w 1856. Dopiero w 1860 r. powstało polskie prywatne Towarzystwo Wzajemnych Ubezpieczeń od Ognia, tzw. Florianka. Szybko zyskało społeczne uznanie i mocną pozycję rynkową.

Międzywojenna pewność i stabilizacja

Odzyskanie przez Polskę niepodległości zastało branżę z całkiem bogatymi doświadczeniami i niezłymi kadrami, ale kompletnie bez kapitałów. Tymczasowy dekret organizacyjny Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego pochodzi z 7 lutego 1919 r. W pierwszych latach II Rzeczypospolitej, naznaczonych wojną polsko-bolszewicką i powstaniami na Śląsku, ubezpieczanie się od pożarów było abstrakcją. Podobnie jak od utraty życia, uszczerbku na zdrowiu, w ogóle od wszystkiego...

Już pierwsze oznaki stabilizacji owocują jednak wysypem inicjatyw prywatnych, wreszcie 23 czerwca 1921 r. Sejm uchwala ustawę o Polskiej Dyrekcji Ubezpieczeń Wzajemnych (PDUW), zawierającą przymus ubezpieczania się od ognia. Tak powstała pierwsza powszechna instytucja ubezpieczeniowa niepodległej Polski, oferująca już cały pakiet ubezpieczeń — w tym komunikacyjne i życiowe. Jej działalność sparaliżowała jednak szalejąca w latach 1921-23 hiperinflacja, powodująca gwałtowne ubożenie społeczeństwa.

Mimo podwyższania stawek i norm wypłacane po kilku miesiącach odszkodowania pożarowe wystarczały na zakup… gwoździ do budowy. Bardzo mozolna stabilizacja zaczęła się dopiero po reformie walutowej i zastąpieniu marki przez złotego. Następstwem zamachu majowego z 1926 r. było także przekształcenie państwowego ubezpieczyciela. Sanacyjnym rozporządzeniem prezydenta Ignacego Mościckiego z 27 maja 1927 r. PDUW przekształcono w Powszechny Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych (PZUW).

To już dziadek dzisiejszego giełdowego Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń. Sprawne zarządzanie PZUW przynosiło bilansowe nadwyżki, ale na przeszkodzie jego szybszego rozwoju stanął głęboki kryzys gospodarczy na początku lat trzydziestych. Skutkiem ubocznym była m.in. plaga celowych podpaleń, które były sposobem wychodzenia z kłopotów finansowych, a które tropili inspektorzy ubezpieczeniowi. W 1934 r. pół Polski w dorzeczu Wisły dotknęła ogromna powódź, do której zubożone społeczeństwo w ogóle nie było przygotowane, ponieważ ubezpieczenia od takiej klęski były niezwykłą rzadkością.

PZUW uruchomił wtedy wypłaty dla najbardziej poszkodowanych osób bez polis, a także tanie pożyczki. Mimo stałych trudności ze ściągalnością składek wybuch drugiej wojny światowej zastał polską branżę ubezpieczeniową w dobrej kondycji. PZUW postrzegano jako instytucję stabilną i uczciwą, rzeczywiście ratującą finansowo dotkniętych nieszczęściem. Na rynku działało z powodzeniem także ponad 60 oferujących najróżniejsze ubezpieczenia podmiotów prywatnych. Podczas wojny na pieniądzach, strukturze i dokumentach PZUW położyli rękę okupanci, przy czym każdy inaczej.

Na włączonych do ZSRR terenach wschodnich wszystko przejął radziecki Gosstrach, w Generalnym Gubernatorstwie natomiast Niemcy utrzymali PZUW, oczywiście pod twardą ręką ich komisarza. Polski personel starał się nie dopuścić do zawłaszczania przez Niemców składek, dlatego wypłacano relatywnie wyższe odszkodowania i zwiększano zatrudnienie. Centrali PZUW udało się nawet wrócić do głównej siedziby w stolicy. Końcem specyficznego okresu okupacyjnego było Powstanie Warszawskie.

Wykreślona zasada wzajemności

Od 1945 r. losy PZUW ułożyły się podobnie jak wielu innych przedwojennych instytucji. Wznowił działalność, odbudowując własne struktury i włączając się do podnoszenia kraju z ruin. Trudno było mówić o odszkodowaniach, na początku skoncentrowano się na szacowaniu bezmiaru strat wojennych i przeszacowaniu ocalałych budynków. Doświadczone kadry szybko jednak znalazły się w ideologicznych okowach. 3 stycznia 1947 r. PZUW otrzymał monopol na działalność ubezpieczeniową, jedynie reasekurację pozostawiono towarzystwu Warta. Sektor prywatny został zlikwidowany, a jego resztówki włączono do PZUW.

Finałem zmian była ustawa z 28 marca 1952 r. o przekształceniu PZUW w Państwowy Zakład Ubezpieczeń (PZU), który można uznać już za ojca współczesnej spółki giełdowej. Strategiczną zmianą stało się wykreślenie z nazwy zasady „wzajemności”. PZU stopiono z budżetem, na nadwyżkach ze składek położył rękę skarb państwa. Ale przyjęto asymetrię, ponieważ PZU miał odpowiadać za zobowiązania całym majątkiem, podczas gdy skarb nie odpowiadał za wszystkie zobowiązania PZU.

Zmieniło się to w 1958 r., gdy zakład otrzymał prawo zatrzymywania części nadwyżki na działalność zapobiegawczą. W ślad za takim usytuowaniem PZU wchodziły w życie przepisy o ubezpieczeniach obowiązkowych — już nie tylko budynków, lecz także ziemiopłodów od gradobicia i powodzi, mienia ruchomego w gospodarstwach rolnych, a później także gwałtownie przyrastających liczebnie pojazdów mechanicznych. Oprócz ubezpieczeń ustawowych powstała też rozbudowana oferta najróżniejszych dobrowolnych.

W 1968 r. wzorem października, będącego miesiącem oszczędzania, kwiecień mianowano nawet miesiącem ubezpieczeń. W PRL socjalistyczny w duchu i obyczajach PZU spełniał swoje zadania, ale w stopniu ograniczonym i nie cieszył się taką renomą jak PZUW przed wojną. Główną przyczyną była sztucznie utrzymywana wysokość, a właściwie niskość składek i świadczeń. Radykalnie odbiegały od stawek rynkowych i nie gwarantowały odtworzenia utraconego majątku, np. spalonego domu czy zniszczonych upraw.

Kosztowna wojna prywatyzacyjna

Zniesienie, w ograniczonym zakresie, monopolu PZU nastąpiło nie z końcem PRL, lecz wcześniej — odpowiednia ustawa weszła w życie 20 września 1984 r. Ale prawdziwe zmiany nastąpiły dopiero wraz ze zmianą ustroju. W 1991 r. PZU przekształcono w jednoosobową spółkę akcyjną skarbu państwa pod nazwą Powszechny Zakład Ubezpieczeń.

Sektor życiowy przejęła zaś nowa, siostrzana spółka Powszechny Zakład Ubezpieczeń na Życie. W 2005 r. obie zjednoczyły się w ramach grupy kapitałowej. Przełom wieków XX i XXI upamiętnił się w dziejach PZU głośnym na całą Europę, trwającym dekadę sporem związanym z nieudaną prywatyzacją. Holenderski akcjonariusz Eureko żądał gigantycznego odszkodowania, skarżył Polskę przed międzynarodowym arbitrażem. Dopiero w 2009 r. kosztowny skandal zakończono ugodą — wypłaceniem dywidendy, która w sumie sięgnęła 12,75 mld zł i pobiła rekord polskiego rynku kapitałowego.

Zaspokojenie Eureko umożliwiło wreszcie PZU zadebiutowanie 12 maja 2010 r. na warszawskiej giełdzie. O tej najnowszej epoce piszemy niemal codziennie na łamach „Pulsu Biznesu”, dlatego tutaj jest ona jedynie zasygnalizowana. W polskim sektorze ubezpieczeniowym działa dzisiaj ponad 70 towarzystw, najczęściej z kapitałem zagranicznym. Grupa PZU utrzymuje jednak ponad 30 proc. rynku ubezpieczeń majątkowych i ponad 40 proc. życiowych. I pozostaje dla milionów Polaków jedynym (oprócz zajmującej się nieprzerwanie specyficzną dziedziną Warty) podmiotem rozpinającym ubezpieczeniowy pomost między dawnymi a nowymi laty. &