Na rynku czas wyczekiwania

MAS
opublikowano: 2011-10-04 00:00

KOMENTARZ

OLIMPIA BRONOWICKA

Polska Federacja Rynku Nieruchomości

Najwłaściwszym słowem na określenie sytuacji na rynku nieruchomości jest „ostrożność”. Cechuje ona przede wszystkim kupujących. Również sprzedający, jeżeli akurat mogą, wstrzymują się z transakcjami.

Ostatnie doświadczenia kredytobiorców zadłużonych we frankach wyraźnie zniechęcają do ponoszenia ryzyka walutowego. Nie chodzi o rosnące raty, ale o zablokowanie możliwości sprzedaży mieszkania zadłużonego kredytem walutowym. Kto ma taki kredyt sprzed trzech lat, dziś, sprzedając nawet niewielki lokal, nie tylko nie odzyskałby zainwestowanych pieniędzy, ale musiałby dopłacać bankowi, żeby uwolnić się od długu. Oprocentowanie kredytów złotowych, w najlepszym przypadku sięgające 6 proc., też nie zachęca do pożyczania pieniędzy.

Trudno też przewidzieć efekty zmian w programie „Rodzina na swoim”, choć widać już spadki cen. Na rynku pierwotnym niższe ceny oferują przede wszystkim deweloperzy sprzedający mieszkania jeszcze niewybudowane. Na rynku wtórnym w Warszawie aż 40 proc. ofert sprzedaży dotyczy lokali wybudowanych w ostatnim dziesięcioleciu. Zawyżają one ceny, a jednocześnie sygnalizują chęć wyprzedaży mieszkań kupowanych jako inwestycje. Jednakże takie stosunkowo nowe lokale, aby znalazły nabywców chętnych do skorzystania z „Rodziny na swoim”, musiałyby być tańsze od lokali deweloperskich aż o 20 proc.

Rynek wtórny zdaje się ciągle wygrywać ofertą z pierwotnym. Mieszkania z lat 80., głównie z tzw. wielkiej płyty, konkurują nie tylko ceną, ale i dostępem do szkół, przedszkoli, przestrzenią starych osiedli oraz rozkładami mieszkań. Najkrócej mówiąc: nastał czas wyczekiwania i obserwacji rynku.