W przyszłym tygodniu zarząd Energi, spółki energetycznej kontrolowanej przez państwo, będzie musiał stawić czoła trudnym pytaniom o biznes i politykę. 30 maja spółka pokaże raport z wynikami pierwszego kwartału (pierwotnie miała to zrobić 15 maja).

Z opublikowanych już szacunków można wnioskować, że zarząd Energi pośpiesznie wdrożył tzw. ustawę prądową, zamrażającą ceny energii. Nie czekał na niezbędne rozporządzenie wykonawcze dotyczące rekompensat. Kosztowało to spółkę ponad 200 mln zł utraconej sprzedaży, a rozporządzenia wciąż nie ma. Złośliwych komentarzy w branży za to nie brakuje.
Kosztowna korekta
Energetyczni menedżerowie z rozbawieniem mówią o nadgorliwości zarządu Energi, która od sierpnia 2018 r. nie ma prezesa, a ponadto słynie z dużej rotacji kadr. Wniosek o nadgorliwości można też wysnuć z suchego komunikatu spółki. Napisano w nim, że szacowana utrata przychodu segmentu sprzedaż wyniosła w pierwszym kwartale 209 mln zł. Objaśnienie dla tej utraty rodzi poważne pytania.
Z jednej strony zarząd Energi wskazuje, że na ujemny wynik wpływ miała ustawa z 28 grudnia 2018 r., czyli właśnie ustawa prądowa. Przypomnijmy, że zamrażała ona ceny prądu dla odbiorców indywidualnych, a w przypadku pozostałych odbiorców nakazywała sprzedawcom, np. Enerdze, obniżenie stawek do poziomu z połowy 2018 r. W zamian sprzedawcy mieli dostać od państwa rekompensaty. Problem w tym, że rozporządzenia o rekompensatach nie ma do dziś.
„Nie zostały opublikowane rozporządzenia wykonawcze do ustawy, w związku z czym brak jest szczegółowych informacji, w jaki sposób należałoby dokonać korekty cen sprzedaży dla znaczącej grupy klientów” — przyznaje Energa w komunikacie.
Mimo to „Linia Biznesowa Sprzedaż kontynuowała fakturowanie zdecydowanejwiększości klientów po obniżonych cenach wynikających z ustawy, jednocześnie nie otrzymując rekompensat”. Oznacza to, że Energa obniżyła ceny, choć nie miała informacji, jak należy to zrobić.
Inni woleli poczekać
— Tak słabych wyników sprzedażowych jak Energa nie pokazała żadna inna państwowa firma energetyczna — zauważa Bartłomiej Kubicki, analityk Societe Generale.
— Z opublikowanych wyników można wnioskować, że pozostałe spółki skarbu państwa miały inną politykę sprzedażową. Tauron i Enea miały relatywnie dobry wynik, co może oznaczać, że sprzedawały po cenach zbliżonych do rynkowych. W przypadku PGE trudniej to oszacować, gdyż widoczna jest strata w działalności pozostałej, dotyczącej segmentu sprzedaż w kolejnych kwartałach — wskazuje Robert Maj, analityk Ipopema Securities.
Trudno też znaleźć prywatną firmę energetyczną, która rozpoczęła już wdrażanie ustawy prądowej, nie zrażając się brakiem kluczowego rozporządzenia wykonawczego.
„Trwają analizy poszczególnych zapisów ustawy, dyskusje i analizy wewnętrzne. Niestety, bez projektu rozporządzenia trudno pokusić się o rzetelną analizę jej wpływu na strategie i wyniki poszczególnych spółek. Dziś większość uczestników rynku zadaje liczne pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi” — tak pisał już w styczniu Marek Kulesa, szef Towarzystwa Obrotu Energią, zrzeszającego sprzedawców prądu.
Z tych względów wszyscy sprzedawcy, poza Energą, postanowili z obniżkami poczekać.
Czarny scenariusz straszy
— Przydałoby się wyjaśnienie dotyczące pokazanego przez Energę wyniku na sprzedaży. Strata jest spora. Może ona tym bardziej niepokoić, jeśli założymy czarny scenariusz dla ustawy prądowej. W takim scenariuszu rząd wycofuje się z zamrożenia cen dla przedsiębiorstw ze względu na opór Komisji Europejskiej. To oznacza, że rekompensat przewidzianych w ustawie nie będzie, albo nie będą dotyczyć wszystkich grup taryfowych. Powstaje więc pytanie, czy Energa ma możliwość powrotu do „normalnych” cenników — zauważa Robert Maj, analityk Ipopema Securities.
W trakcie zeszłotygodniowego Kongresu Ekonomicznego w Katowicach przedstawiciel Komisji Europejskiej jasno stwierdził, że nie widzi możliwości zaakceptowania próby regulacji cen energii dla firm w Polsce. Deklaracja ta rozbija w pył model rozporządzenia, nad którym pracowało wcześniej Ministerstwo Energii (ME). W pył idą też nadzieje Energi na szybką wypłatę rekompensat. Nowe pomysły ME są na razie mgliste.
— Rozmowy z KE idą w stronę dostosowania ustawy o cenach energii do regulacji dotyczącej usługi świadczonej w ogólnym interesie gospodarczym, tzw. usługi powszechnej — mówił w Katowicach Tomasz Dąbrowski, wiceminister energii.
Prezesi na karuzeli
Do zamknięcie tego wydania Energa nie odpowiedziała na nasze pytania o uzasadnienie przyjętej strategii sprzedażowej. Nasi rozmówcy z branży energetycznej wskazują na presję polityczną, której ulega zarząd. Branża przypomina też sprawę, o której głośno było w grudniu 2018 r. Prezes Energi Obrót podał się wtedy do dymisji po artykule opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”. Artykuł opisywał korespondencję jednego z przedsiębiorców z Gdańska z pracownikiem Energi, który zapowiadał podniesienie ceny prądu o 40 proc. Klient odpisał, że to premier Mateusz Morawiecki obiecał, że nie będzie podwyżek cen energii.
Pracownik Energi określił to zaś „wyłącznie informacjami medialnymi”. Prezes odszedł, a spółka — dziś już to wiadomo — wzięła się za zmianę umów z odbiorcami.
— Taka polityka zarządu Energi zasługuje na uwagę, zwłaszcza w kontekście czekającej tę grupę inwestycji w Ostrołęce — zauważa Bartłomiej Kubicki.
W Ostrołęce Energa, wraz z Eneą, buduje blok opalany węglem wart 6 mld zł. Budowa już ruszyła, ale finansowanie wciąż nie jest dopięte.
Wyborcza presja ciąży
Presja, której miałaby ulegać Energa, wynika z politycznej wagi cen prądu. Wzrosły w minionym roku z przyczyn obiektywnych, tzn. ze względu na drożejący węgiel i uprawnienia do emisji dwutlenku węgla, ale rząd postanowił ten wzrost zneutralizować, sięgając po pieniądze publiczne. Nie bez znaczenia było to, że w 2019 r. odbędą się wybory do parlamentu europejskiego i polskiego. Dlatego obietnice, że „ceny prądu nie wzrosną”, składał w zeszłym roku zarówno Krzysztof Tchórzewski, minister energii, jak i premier Mateusz Morawiecki.