Wprowadzona przed kilkoma laty reforma emerytalna miała uratować polski system ubezpieczeń społecznych przed zapaścią. Chodziło o to, aby przyszli emeryci otrzymali godziwe świadczenia, a jednocześnie pieniądze otwartych funduszy emerytalnych napędzały rozwój gospodarczy.
Świadczenia emerytów będą wprawdzie nieco wyższe, niż gdyby pozostali oni przy ZUS, ale o emeryturze w tropikach należy zapomnieć. Powody do zadowolenia mają za to właściciele funduszy. Trudno czynić im z tego powodu zarzut, ale wypada zauważyć, że konkurencja na rynku drugiego filara jest raczej niemrawa.
Może wyjściem byłoby poluzowanie nieco gorsetu funduszom emerytalnym i wpuszczenie na rynek trochę świeżej krwi. Ustawodawca wprowadził dla OFE wiele ograniczeń w trosce o bezpieczeństwo przyszłych emerytów. Zbyt wiele — wprowadzenie górnego limitu pobieranych prowizji — doprowadziło fundusze
do racjonalnego skądinąd wniosku, że wystarczy, iż utrzymają prowizję w ustawowych widełkach. Także ograniczenia inwestycyjne, sprawiły, że portfele inwestycyjne funduszy są dość podobne. Oby podobnego błędu nadopiekuńczości nie popełnili autorzy ustawy, która regulować będzie musiała wypłaty emerytur.
Adam Sofuł