Krajowy Rejestr Długów (KRD) przeanalizował znajdujące się w jego bazie informacje na temat zagranicznych dłużników polskich firm. Danych nie jest dużo, ponieważ niewielu polskich przedsiębiorców wie, że mogą do rejestru dłużników wpisywać nie tylko rodzimych, ale również zagranicznych kontrahentów, którzy okazali się niesolidni. Na podstawie danych, które trafiły do bazy KRD, można jednak zaobserwować pewne prawidłowości. Bezwzględnie najliczniejszą grupę dłużników reprezentują niemieccy przedsiębiorcy. Blisko co trzecia firma zalegająca z płatnościami polskim spółkom ma siedzibę za Odrą.
– Niemcy to nasz największy partner handlowy, a na wiosnę znacząco wzrosła w tym kraju liczba wniosków o ogłoszenie upadłości. Fala bankructw za Odrą może się przełożyć na problemy polskiego biznesu – przestrzega Adam Łącki, prezes KRD.
W bazie KRD znajduje się 714 zagranicznych firm, które zalegają z płatnościami polskim przedsiębiorcom na kwotę 26,7 mln zł. Do tego rejestru najczęściej wpisywane są firmy z krajów europejskich, ale można w nim też znaleźć egzotycznych dłużników z każdego kontynentu. Polski biznes czeka na zapłatę zaległych zobowiązań np. z Demokratycznej Republiki Konga, Ekwadoru, Kirgistanu, Kolumbii, Peru czy Nowej Zelandii. Są to zwykle pojedyncze nieudane kontrakty, które dla polskiej strony zakończyły się stratą finansową wynoszącą od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Najbardziej pechowym partnerem dla krajowej firmy okazał się kontrahent z Ekwadoru, który zalega z płatnością przeszło 85 tys. zł.
Dane KRD pokazują też, że najczęściej problem z odzyskaniem pieniędzy od zagranicznych firm mają mali i średni przedsiębiorcy.
– Wśród nich są najmniejsi przedsiębiorcy, którzy próbują sił na zagranicznych rynkach. Średnia kwota, jaką polska firma ma do odzyskania od zagranicznego dłużnika, wynosi 37 tys. zł. To dług, który może poważnie zaburzyć płynność finansową małej firmy i zachwiać jej biznesem – mówi Adam Łącki.