Nazywam się Plich!

Agnieszka Janas
opublikowano: 2011-02-25 00:00

Tajemniczy krakowski projektant nie zdradza imienia i nazwiska. Jego kolekcje nie są jednak anonimowe — Plich ma rozpoznawalny styl, który podziwiać można choćby na… kartkach z kalendarza

Krakowski wernisaż wystawy poświęconej kalendarzowi "Les secrets de l’Ambassade 2011" okazał się wielkim wydarzeniem. Zaproszeni goście podziwiali 12 zdjęć przedstawiających Annę Cieślak, Dominikę Figurską i Urszulę Grabowską. Aktorki sfotografowano w paryskim Pałacu Monaco, w który mieści się Ambasada RP we Francji.

— Kalendarz, którego inicjatorami są Tomasz Orłowski, ambasador Polski we Francji, i jego żona Aleksandra, ma promować nasz kraj i jego kulturę. Dlatego aktorki ubrane są w suknie od polskich projektantów. To prawdziwy zaszczyt i wyróżnienie, że mogłem je ubrać do czterech zdjęć, a Ulę Grabowską także na okładkę — mówi Plich, trzydziestoletni projektant z Krakowa.

W kalendarzu zaprezentowano także stroje od Ewy Minge, Zienia, Gosi Baczyńskiej i Violi Śpiechowicz.

Słuchawki i perfumy

Butik artysty na Rynku Głównym w Krakowie jest jednocześnie jego pracownią. Wystrój atelier przypomina elegancką garderobę. Na wieszakach mienią się suknie z najnowszej karnawałowej kolekcji — czarne, złote i pudrowe jedwabie, przetykane, dla ożywienia kolorystyki, ostrą zielenią, czerwienią i złotem. Suknie są bardzo kobiece, eksponują dekolt, ramiona, miękko otulają sylwetkę, podkreślając jej zalety. Zabytkowy kredens pełni funkcję witryny. Wystawiono w nim historyczne perfumy Guerlain, m.in. Jicky (1889) i Shalimar (1925). A także sprzęt Bang Olufsen, ekskluzywnej firmy RTV. Gospodarz promuje w butiku obie marki.

Suknie, perfumy i słuchawki? Nic w tym dziwnego. Projektant kocha śpiew. Ma profesjonalnie kształcony głos.

Krakowiacy i górale

Nie ujawnia publicznie imienia i nazwiska. Podając rękę, przedstawia się jako Plich. Uważa, że artystycznie sam siebie stworzył i metrykalne dane nie pokazują tego, kim teraz jest: projektantem, człowiekiem kreatywnym, otwartym na różne sposoby wyrażania siebie przez sztukę. Nie chroni jednak swojej historii i chętnie opowiada o drodze zawodowej, którą przeszedł.

Urodził się w Krakowie w 1980 roku, a wychowywał się w Zakopanem. Podkreśla, że to miasto i czas lat 80. wywarły ogromny wpływ na jego wrażliwość artystyczną. Odkąd pamięta, śpiewał, rysował i szył. Gdy miał 12 lat, poważnie zajął się malarstwem. Zaczął uczęszczać na lekcje do profesor Jadwigi Król-Wilczak. Dzięki niej miał pierwszą wystawę.

— Duże zainteresowanie moimi obrazami w galerii YAM wzmocniło we mnie wiarę, że jestem artystą. Wtedy poczułem również, jak bardzo malarze są pokrzywdzeni przez to, że ich dzieła są dostępne dla małej liczby widzów. Po sprzedaniu kilku obrazów zrozumiałem, że nie będę mógł się utrzymać z malarstwa. Nie potrafiłem oddać swoich prac, bo nie chciałem się z nimi rozstawać. Jednak do pani profesor uczęszczałem na lekcje przez 10 lat. To jedna z najważniejszych dla mnie osób — opowiada Plich.

Także w Zakopanem odkrył swoją drugą pasję — muzykę. Nigdy nie zapomni, jak śpiewał w chórze dla Jana Pawła II pod Wielką Krokwią 6 czerwca 1997 roku.

Kolejny etap edukacji muzycznej nastąpił po przeprowadzce Plicha do Krakowa. Do miasta, w którym się urodził, wrócił, gdy skończył 18 lat. Sam, bo rodzina została w Zakopanem. Zdecydował się na ten radykalny krok, ponieważ uważał, że tylko w Krakowie będzie mógł stworzyć sobie "prywatny uniwersytet", w którym w nieskrępowany sposób będzie rozwijał talenty.

Gdy miał 19 lat, zaczął uczęszczać na prywatne lekcje śpiewu do profesor Olgi Szwajgier. Przez pięć lat szlifował głos, poznawał historię muzyki, uczył się, w jaki sposób przekazywać treść i emocje tkwiące w utworze. Miłość do muzyki wciąż mu towarzyszy. W kwietniu tego roku w Pałacu pod Baranami odbędzie się pokaz najnowszej kolekcji Plicha, której muzą jest artystka i wokalistka Renata Przemyk. Projektant wykorzysta muzyczne inspiracje także do przygotowania pokazu mody na Festiwalu Muzyki Kameralnej — Muzyka na Szczytach w Zakopanem we wrześniu.

Ludzie i wnętrza

Nastoletniego Plicha wypatrzył agent poszukujący modeli. Chłopak zaczął brać udział w pokazach mody. Kiedy miał lat 16, opowiedział w agencji o swoich projektach i pokazał rysunki. Jego pomysły się spodobały i wkrótce zadebiutował jako projektant w hotelu Orbis Kasprowy w Zakopanem. Autorski butik otworzył w 2002 r. przy ulicy Dominikańskiej w Krakowie.

Obecnie Plich utrzymuje się głównie z projektowania i szycia ubrań na indywidualne zamówienia. Tworzy także bardzo popularne kolekcje ubrań wizytowych.

— Projektując strój dla konkretnego człowieka, inspiruję się nim i jego osobowością. A także wydarzeniem, na które klient zamawia ubranie. Bardzo lubię projektować ubrania do ślubu — suknię panny młodej czy garnitur dla narzeczonego lub stroje gości. Cieszy mnie wykonanie kompletnej stylizacji ślubnej: kwiatów, nakrycia głowy, butów itp. W pokazowych kolekcjach oprócz tematu ważne są dla mnie także wnętrza, w których będą prezentowane moje kreacje. Ubrania i miejsce powinny tworzyć spójną całość, jak w przypadku kalendarza "Les secrets de l’Ambassade 2011" — opowiada Plich.

Inspiracji szuka także w ulubionych stylach mody: latach 50., 60. i 80. XX wieku. Podkreśla, że nie oznacza to bezpośredniego przenoszenia najbardziej rozpoznawalnych cech tych stylów do projektowanych kolekcji. Przekształca charakterystyczne elementy poszczególnych epok, by odpowiadały współczesnemu człowiekowi. Na swojej stronie internetowej wyznaje, że jego ulubionym kolorem jest zieleń, stąd barwa metki. Pytany o kolory, których nie lubi, odpowiada, że malarstwo pokazało mu, że można kochać wszystkie barwy. Bo w każdej znajdzie się piękny odcień. Kocha też jedwabie i inne kosztowne tkaniny. Ich faktura i możliwości są inspiracją dla kroju i konstrukcji ubrań.

— Pomysły kolekcji rodzą się także np. podczas słuchania muzyki, oglądania wystaw czy w trakcie spotkań z interesującymi i barwnymi osobami — dodaje Plich.

Wspomina, że podczas promocji kalendarza długo rozmawiał z Anną Cieślak. Jest nią zafascynowany. Zatem kto wie, może to będzie następna muza Plicha?

Agnieszka Janas