Ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły w czerwcu 2020 r. o 3,3 proc. względem czerwca poprzedniego roku i o 0,6 proc. względem maja, poinformował Główny Urząd Statystyczny. Inflacja bazowa, a więc ta „oczyszczona” z czynników sezonowych, wyniosła 4,1 proc., co oznacza, że była w czerwcu najwyższa od lutego 2002 r.

Inflacja jeszcze nie spada
Kryzys gospodarczy w 2008 r. wniósł do światowej gospodarki silną presję deflacyjną, której nie były w stanie przeciwdziałać nawet programy luzowania ilościowego i rekordowo niski poziom stóp procentowych.
Dlaczego więc teraz, w dołku kryzysu koronawirusowego, inflacja rośnie? Eksperci tłumaczą, że wielu przedsiębiorców przerzuciło koszt większego reżimu sanitarnego na konsumentów, co widać po cenach usług stomatologicznych, telekomunikacyjnych, sportowych, turystyki, edukacji, restauracji, hoteli, usług fryzjerskich i kosmetycznych, a zatem wszelkich usług wymagających bezpośredniej interakcji międzyludzkiej.
Ceny żywności, w szczególności owoców, rosną ze względu na przewlekłą suszę pustoszącą polskie uprawy nie tylko wiosną, ale także podczas minionej zimy. Wreszcie ceny są niejako sztucznie podbijane przez administracyjne zmiany cen, tj. podwyżkę akcyzy na alkohol i wyroby tytoniowe oraz wzrost opłat za wywóz śmieci. W kolejnych miesiącach inflacja ma jednak hamować wraz z hamującą gospodarką.
Będzie jeszcze gorzej
2020 r. przyniesie rzecz historyczną dla III RP — pierwszą w historii recesję, czyli dwa kwartały z rzędu ze spadkiem PKB w ujęciu kwartalnym. Kluczowym więc pytaniem pozostaje, w jaki sposób i jak szybko polskie PKB powróci do stanu sprzed wybuchu pandemii. Jeszcze niedawno wielu ekspertów miało nadzieję na błyskawiczne odbicie gospodarcze w kształcie litery V. Jak jednak wynika z opublikowanego w piątek „Raportu o Inflacji” NBP, charakter obecnego kryzysu praktycznie taki scenariusz wyklucza.
„Wraz z łagodzeniem restrykcji i poprawą koniunktury za granicą nastąpi odbudowakrajowej aktywności gospodarczej. Powrót do poziomu PKB sprzed wybuchu pandemii będzie jednak wydłużony w czasie. Skalę wzrostu wydatków konsumpcyjnych w latach 2020-22 będzie ograniczać wolniejszy niż przed kryzysem przyrost dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych, zmiany zachowania ludności oraz wzrost znaczenia motywu przezornościowego w decyzjach o wyborze między konsumpcją i oszczędzaniem” — napisali eksperci NBP.
Druga fala zwolnień?
Analitycy NBP alarmują również, że jesienią czeka nas kolejna fala zwolnień i to mimo poprawy sytuacji gospodarczej, co przesunie stopę bezrobocia równowagi powyżej dotychczasowego poziomu.
„W kolejnych kwartałach, wraz z upływem okresów wypowiedzeń oraz utrzymującego się obniżonego popytu na pracę, nastąpi dalsza redukcja liczby pracujących oraz wzrost stopy bezrobocia pomimo zmniejszenia skali spadku PKB w ujęciu rocznym. Na wzrost stopy bezrobocia będzie miało również wpływ zmniejszenie skali działań antykryzysowych rządu. W dalszym horyzoncie, wraz ze stopniową odbudową aktywności gospodarczej, stopabezrobocia ponownie się obniży, ale pozostanie na podwyższonym poziomie w stosunku do okresu sprzed wybuchu epidemii” — piszą w swoim opracowaniu analitycy.
Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, zwraca uwagę na bardzo pesymistyczne prognozy NBP.
— Niska projekcja NBP dotycząca PKB na 2020 r. — spadek o 5,4 proc. r/r wobec konsens na poziomie ok. -3,7 proc. — wynika ze znacznie głębszego załamania PKB w drugim kwartale 2020 r. NBP przewiduje spadek o 10,6 proc., podczas gdy konsens to ok. -8,1 proc. Naszym zdaniem NBP zakłada duży spadek usług rynkowych i znacznie gorszą konsumpcję niż wskazują na to dane o sprzedaży detalicznej. Zwykle usługi rynkowe stabilizowały koniunkturę, bo ich spowolnienie było płytsze niż sprzedaży towarów. Tym razem było inaczej, bo lockdown mocno uderzył w ten sektor, a działanie wielu przedsiębiorstw wciąż jest utrudnione. GUS praktycznie nie opisuje tego sektora gospodarki w danych miesięcznych, ale NBP ma lepszy obraz sytuacji za sprawą badania koniunktury. Uważamy to za sensowne założenie, chociaż jesteśmy nieco mniej pesymistyczni — uważa ekspert.