Niech państwo zapłaci za długi

Katarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2006-09-06 00:00

Program naprawczy przewiduje podwyższenie kapitału przez inwestorów. Nie obędzie się też bez wsparcia skarbu państwa.

Opracowany przez przeżywającą kłopoty Stocznię Gdynia plan restrukturyzacji rząd przekazał Komisji Europejskiej (KE). Jeśli stocznia nie udowodni, że będzie w stanie samodzielnie funkcjonować i pozyskiwać inwestorów, KE może zażądać zwrotu otrzymanej przez nią pomocy publicznej. Dlatego też gdyńska spółka założyła w programie rychłe wejście inwestorów. Oferty złożyli już: izraelski armator Rami Ungar i ukraiński Donbas. Rami Ungar i Konstanty Litwinow, przedstawiciel Donbasu w Polsce, wielokrotnie podkreślali jednak, że mogą dokapitalizować stocznię, ale pod warunkiem że państwo wesprze restrukturyzację jej zobowiązań. Nie zamierzają bowiem płacić jej długów.

— W negocjacjach z inwestorami będzie uczestniczył także przedstawiciel skarbu państwa. To ważne, ponieważ wspólnie trzeba wypracować porozumienie dotyczące redukcji długów — mówi Janusz Wikowski, rzecznik Stoczni Gdynia.

Oprócz dokapitalizowania przez inwestora 500 mln zł stocznia założyła w programie także podwyższenie kapitału na spłatę długów. Tu w grę wchodzi nawet 300 mln zł. Tę emisję miałby jednak objąć skarb państwa albo należące do niego pomocowe instytucje.

— Za wcześnie na komentarz —twierdzą przedstawiciele resortu skarbu.

Jeśli jednak stocznia, inwestorzy i skarb państwa nie znajdą sposobu na redukcję zobowiązań, stoczni zagrozi upadłość. Nieoficjalnie mówi się, że politycy rozważają restrukturyzację gdyńskiej spółki właśnie przez upadłość kontrolowaną, ale chyba jej nie zaryzykują. Paweł Poncyljusz, wiceminister gospodarki, informuje, że ścieżka upadłościowej restrukturyzacji Stoczni Gdynia była analizowana, jednak jej bankructwo mogłoby także oznaczać upadłość kooperantów, a to zbyt duże ryzyko dla gospodarki.