Niemiecka firma chce sponsorować talenty
WIEDZIEĆ JAK: Ze sponsoringu trzeba umiejętnie korzystać: używając materiałów dostarczanych przez firmę i korzystając z jej pomocy przy organizowaniu wystaw, zawsze muszę zastanowić się, jak w rozsądny sposób wydać pieniądze. Rozmowy nigdy nie obywają się bez negocjacji — wyznaje Krzysztof Gierałtowski, artysta fotografik, pełniący funkcję łącznika pomiędzy światem sztuki i biznesu.
NOWE I STARE: W dobie technologii cyfrowej naszą rolą jest tak przygotować do niej laboratoria fotograficzne, aby nie odbiegały one od światowych standardów. Choć nieunikniona, dla wielu jest wciąż zbyt skomplikowaną drogą. Na pewno przyzwyczajenie odgrywa tu bardzo silną rolę — tłumaczy Maksymilian Jakubowicz, dyrektor działu foto w AGFA.
DAJE RADĘ: Marek Karewicz, artysta od lat fotografujący jazzmanów, w latach siedemdziesiątych miał monopol na okładki płytowe. Dobra passa została przerwana wraz z wejściem płyt kompaktowych, gdy firmy fonograficzne zaczęły lansować swoich ludzi. Mimo to fotograf nie narzeka na brak zajęć i jeździ po świecie ze swoimi wystawami.
DWIE ŚCIEŻKI: W tej chwili do powstania obrazu wiodą dwie drogi — fotografii tradycyjnej i cyfrowej. Rynek zmienia się w błyskawicznym tempie. Nie widzę jednak w technologii cyfrowej zagrożenia dla tradycyjnej, gdyż potrzebne są dwie formy tej dziedziny sztuki — zapewnia Jeremy Andrews, dyrektor marketingu AGFA.
W nowej siedzibie AGFY nazwiska uznanych fotografików przeplatały się z widzianymi po raz pierwszy. Firma chce inwestować w młodych, zapewniając im swe materiały i organizując wystawy. A ci, jeśli sprawdzą się w przyszłości — będą mogli spłacić swój dług będąc wizytówką AGFY.
Wprowadzenie technologii cyfrowej w fotografii przyczyniło się do rewolucji w branży. Mimo to przedstawiciele AGFY twierdzą, że przynajmniej przez jakiś czas nie będzie ona stanowić zagrożenia dla tradycyjnej fotografii. Obraz cyfrowy dla wielu osób jest bowiem wciąż zbyt drogi. Dlatego AGFA wspiera fotografię tradycyjną. Chyba warto, gdyż jest ona wciąż niedostatecznie docenianą w Polsce dziedziną sztuki, choć prace polskich artystów osiągają na Zachodzie wysokie ceny.
Wymiana usług
Przedstawiciele AGFY podkreślają wymierny charakter współpracy firmy z uznanymi artystami.
— Jeżeli klienci widzą, że z naszych produktów korzystają profesjonaliści, to nabierają do nich zaufania — mówi Jeremy Andrews, dyrektor marketingu z AGFY.
Jednocześnie firma chce stwarzać szanse zaistnienia młodym ludziom — dostarczając materiały fotograficzne i organizując wystawy. Oczywiście jest w tym element ryzyka, bo nie wiadomo, ilu z nich się wybije.
— Na razie więcej pożytku mają z tego sami młodzi. Dajemy wędkę bez ryb. Nie należy jednak zapominać, że dla wielu ludzi taki sponsoring jest często jedyną możliwością pojawienia się na rynku. Podobnie zaczynało wielu z nas — opowiada Krzysztof Gierałtowski, artysta prowadzący własną galerię i studio fotograficzne w Warszawie.
Bogdan Krężel, fotografik młodego pokolenia, podkreśla, że gdyby nie otrzymał materiałów od AGFY, po prostu nie byłoby go stać na ich zakup.
Towar niedoceniony
Krzysztof Gierałtowski twierdzi, że w Polsce wciąż jeszcze nie ma tradycji kupowania fotografii. Tymczasem dzieła niektórych uznanych polskich artystów osiągają za granicą ceny rzędu kilku tysięcy dolarów, a oni sami czują się tam docenieni. Maksymilian Jakubowicz, dyrektor działu foto AGFA zdaje sobie sprawę, że artyści, by w ogóle zaistnieć, potrzebują wsparcia ze strony firmy.
— Ta pomoc daje nam dużą satysfakcję. W przyszłości chcemy w budynku stworzyć galerię, która promowałaby szczególnie twórczość młodych — zdradza swe plany Maksymilian Jakubowicz.