Od trzech wieków 6 sierpnia wyrusza warszawska pielgrzymka na Jasną Górę, 99 lat temu w tym dniu Pierwsza Kadrowa wymaszerowała z krakowskich Oleandrów, a w roku 2010 złożył przysięgę prezydent Bronisław Komorowski. Trzecia rocznica inauguracji kadencji przebiegła bez nadzwyczajnej pompy, ale jedna sprawa wyszła zadziwiająco.

Otóż prezydent stwierdził, że za wcześnie na stawianie mu pytań o potencjalną reelekcję, a już na pewno za wcześnie na udzielanie odpowiedzi. Wymijająco przepowiedział, że czekają go jeszcze dwa lata prezydentury w trudnym okresie dla Polski i Europy, a dopiero pod koniec tego okresu się zastanowi…
Takie krygowanie się przystoi może panience, ale na pewno nie głowie państwa. Myślenie o reelekcji jest wpisane w logikę prezydentury pod każdą długością i szerokością geograficzną, zwłaszcza przy wyborach bezpośrednich — oczywiście prawdziwych. Na przykład w Stanach Zjednoczonych czy we Francji nikt pytań nie stawia, ponieważ kandydowanie urzędującego prezydenta jest oczywistą oczywistością już w momencie składania przysięgi na pierwszą kadencję. A co dopiero w takich państwach jak Białoruś, Rosja czy im podobne…
Zwłaszcza że sytuacja w Polsce jest wyjątkowo klarowna. O ile w wyborach parlamentarnych jesienią roku 2015 zacięta walka będzie trwała do ostatniego spotu w kampanii, o tyle we wcześniejszym głosowaniu prezydenckim w czerwcu 2015 wszystko wydaje się już teraz ułożone.
Bronisław Komorowski ma nawet realne szanse na powtórzenie sukcesu Aleksandra Kwaśniewskiego z roku 2000 i wygranie już w pierwszej turze! W rzeczywiście demokratycznych procedurach takie rezultaty na świecie raczej się nie zdarzają...