Nieruchomości znowu wyceniamy w dolarach

Bożena Wiktorowska
opublikowano: 1999-01-18 00:00

Nieruchomości znowu wyceniamy w dolarach

Jeszcze w latach 60. można było w Polsce kupić dom lub działkę budowlaną, której cena wywoławcza była podana w złotych. Wszystko się zmieniło, kiedy za czasów Gierka wprowadzono możliwość zakupu towarów za bony Pekao. Co prawda początkowo rzecz dotyczyła tylko towarów sprzedawanych w Peweksie, ale z czasem samo państwo rozszerzyło swoją ofertę, sprzedając za bony także samochody i mieszkania. Osoby prywatne szybko wpadły na pomysł, że oficjalnie towar musi być sprzedawany za bony, ale tak naprawdę wszystkie transakcje odbywały się w walucie wymienialnej. Powodem takiego stanu był brak zaufania do bonów, które z godziny na godzinę mogły stać się tylko świstkiem papieru. Inaczej rzecz się miała z dolarem amerykańskim, który stał się podstawową walutą w obrocie nieruchomości. Powodem takiego stanu rzeczy, była rosnąca cena dolara na czarnym rynku. Ludzie mający złotówki starali się jak najszybciej zamienić je na nieruchomości. Natomiast sprzedający obawali się (i słusznie), że jeśli nie sprzedadzą mieszkania za dolary, to za rok będą mogli za swoje pieniądze kupić co najwyżej malucha. Tak działo się do czasu przeprowadzenia denominacji złotego w 1995 roku.

WPROWADZENIE do obiegu nowych, dobrze zabezpieczonych pieniędzy spowodowało, że zarówno sprzedający jak i kupujący uwierzyli w siłę nowego pieniądza. Stopniowe ograniczenie inflacji także przyniosło pozytywne skutki. Agencje obrotu nieruchomościami zgodnie z prawem wszystkie ceny podawały w polskiej walucie, jednocześnie zachęcając klientów do ustalania cen w złotych. Jednak radość wielbicieli polskiej waluty trwała krótko. Już na początku 1996 roku co trzecia oferta sprzedaży nieruchomości była podawana w dolarach. Ludzie zaczęli się znów bać, że jeśli sprzedadzą dom na obrzeżach miasta, to za kilka miesięcy uzyskana przez nich kwota wystarczy jedynie za zakup kawalerki w centrum.

JEDNOCZEŚNIE na początku lat 90. pojawiła się moda na budowę rezydencji. Ceny takich rezydencji zaczynały się od 500 tysięcy dolarów. Powodem tak wysokich cen był standard wykończenia oraz wielkość działki, która musi mierzyć co najmniej 2 tysiące metrów.

NA CENĘ nieruchomości ma wpływ po pierwsze lokalizacja, po drugie — lokalizacja i po trzecie — lokalizacja. W Polsce najdroższe są nieruchomości w centrum Warszawy — na Kolonii Staszica. Równie wysokie ceny osiągają tylko domy na dużych działkach znajdujące się na Górnym Mokotowie w okolicy ulicy Różanej, Słonecznej i Madalińskiego. Dopiero w następnej kolejności na liście najdroższych dzielnic znajduje się Wilanów, Powsin, Konstancin i Magdalenka. W ostatnich latach ceny w stolicy z powodzeniem goni Kraków oraz Gdańsk.

W STOLICY na kupca czasami trzeba czekać dwa, trzy lata. Poza Warszawą nawet i pięć lat. Wraz z upływem lat ceny najdroższych nieruchomości wystawionych na sprzedaż spadają nawet o jedną czwartą. Agenci żartobliwie mówią, że sprzedający kruszeją. Jednak nawet przeceniona nieruchomość i tak jest sprzedawana za dolary. Co ciekawsze, w żadnych dokumentach sprzedaży nieruchomości nie ma nawet śladu, że walutą transakcji był dolar amerykański. Cena w akcie notarialnym jest nie tylko podana w złotych polskich, ale też odpowiednio niższa od faktycznie zapłaconej. A to dlatego, by kupujący nie zapłacił zbyt dużego podatku. I tak powstaje mit, że ceny działek budowlanych, mieszkań i domów znów spadły.

JEDNOCZEŚNIE sympatia do dolarów amerykańskich, jako waluty obowiązującej przy zakupie nieruchomości, doszła już do tego stopnia, że sprzedający, słysząc słowa zapłata w złotych polskich, potrafił zerwać negocjacje. Ostatnio także pola uprawne wystawione na sprzedaż są wyceniane w dolarach. A właściciele sprzedawanych nieruchomości są wręcz zdziwieni, jeśli potencjalny klient pyta się, o jakiej walucie mówią. Doszło już nawet do tego, że urzędnicy Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa także przeliczają ceny ze złotych na dolary. W końcu po co robić ludziom nadzieję, że kupią coś taniego.