Nie wolno zaglądać do cudzej kieszeni, a już z całą pewnością nie wolno ograniczać tych zarobków. To w naszym wolnorynkowym kraju prawie zbrodnia, a z pewnością nieprzyzwoitością. Skoro tak jest to wiem, że za ten tekst dostanie mi się na Forum, ale cóż – trzeba podjąć to ryzyko. Trzeba, bo nie mam zamiaru dać się sterroryzować tym, którzy robią wszystko, żeby o wynagrodzeniach się nie dyskutowało. Niedawno Szwajcarzy, których naprawdę trudno posądzać o sprzyjanie socjalizmowi, w referendum zdecydowanie (67,9 proc.) opowiedzieli się, za ograniczeniem wynagrodzeń kadry menedżerskiej. Ludzie zaczynają się buntować, bo widzą, do czego prowadzi rozwarstwienie społeczne.
Niedawno też media obiegła informacja o kolejnych wynaturzeniach systemu wynagradzania urzędników unijnych. Kolejnych, bo wiemy przecież, że eurodeputowani i urzędnicy unijni zarabiają lepiej niż dobrze. Nie będę tutaj podawał liczb – są ogólnie dostępne. Powiem tylko, że za tę ich pracę (tylko niewielu z nich naprawdę ciężko pracuje) wynagrodzenie jest wielokrotnie za duże. Trzeba podczas eurowyborów naprawdę uważać, na kogo oddaje się głos. Musi to być osoba, która naprawdę zasługuje na nasze uznanie.
Niedawno dowiedzieliśmy się, że szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton po zakończeniu kadencji w październiku 2014 roku będzie przez trzy lata otrzymywała rocznie równowartość około 650 tys. złotych. Ma to być „przejściowy zasiłek”. Ta suma stanowi 55 procent obecnie otrzymywanego wynagrodzenia, z czego wynika, że Catherine Ashton otrzymuje równowartość około 100 tysięcy złotych miesięcznie. Urzędnicy unijni oraz eurodeputowani oderwali się od ziemi.
Tak dzielone nasze pieniądze być nie powinny. Nasze, bo przecież te wynagrodzenia są płacone z naszych podatków. Również z naszych, bo Polska będąca członkiem Unii Europejskiej też płaci składkę członkowską. Jeśli publiczne pieniądze są dzielone przez ludzi, którzy sami na tym zyskują to powstaje konflikt interesów. Bo przecież to Parlament Europejski ustala sobie wynagrodzenie, emerytury, odprawy, diety i inne miłe sercu i kieszeni dodatki. Tyle, że nie bardzo wiadomo jak można inaczej takie wynagrodzenie ustalać. Jeśli inaczej nie można, to przed wyborami do parlamentu europejskiego powinno się obowiązkowo podawać, jakie wynagrodzenia, diety i inne przywileje czekają na eurodeputowanego. Myślę, że wyborcy powinni mieć pełną świadomość, kogo nagradzają milionowymi sumami.
Wynagradzanie z publicznych pieniędzy nie dotyczy oczywiście tylko eurokratów i eurodeputowanych. Niedawno w jednym z komentarzy napisałem, że do osiągnięcia wyników OFE wystarczyłoby kilka osób, a nie 14 funduszy, w których zatrudnienie znajduje wielu ludzi. Poza tym interesujące jest to, że nic lub prawie nic nie wiemy o wynagrodzeniach w OFE. Prawie nic, bo wiemy, że średnie wynagrodzenie członka zarządu wynosi 53 tys. złotych. Kto i ile dokładnie zarabia jest tajemnicą. Teoretycznie 53 tysiące w branży finansowej w zarządach to nie są duże pieniądze. Członków zarządu jest jednak kilku (z pewnością wystarczyłby jeden), a stopień trudności w zarządzaniu takim PTE jest nieporównanie niższy od tego przy zarządzani u na przykład TFI. Choćby dlatego niższy, że do OFE pieniądze wpływają przymusowo.
Płace objęte są tajemnicą, a przecież te fundusze obracają kapitałami w ramach publicznego systemu emerytalnego. Struktura zatrudnienia, ludzi i ich zarobki nie powinny być zatem tajemnicą. Przy okazji warto wyjaśnić, że nie są to „nasze pieniądze”, o czym w swoim wyroku z 2008 roku przesądził Sąd Najwyższy stwierdzając, że składka emerytalna ma charakter publiczno-prawny, a świadczenie z II filaru jest gwarantowane przez państwo.
Tematem zainteresowało się Ministerstwo Finansów (mam nadzieję, że przyczyniłem się do tego, opowiadając to, co powyżej piszę, parę dni temu w audycji „EKG” w radiu TOK FM). „Dziennik Gazeta Prawna” z 8 kwietnia 2013 twierdzi, że Ministerstwo Finansów chce jawności i obowiązku składania oświadczeń majątkowych przez członków zarządów i rad nadzorczych powszechnych towarzystw emerytalnych zarządzających OFE.
Ja zadałbym jeszcze parę dodatkowych pytań: jakie są premie, jakie przewidziano odprawy, jak sformułowano klauzulę o zakazie stanowisk? Jeśli składki płyną do OFE przymusowo – bez względu na to, czy mamy na to ochotę, czy nie – a całość systemu gwarantuje państwo, to znaczy, że pracownicy PTE są zatrudniani de facto przez nas, przez podatników. Mamy więc prawo dowiedzieć się, jak są za swoją pracę wynagradzani. Szczególnie, że zyski OFE jedynie w znikomym stopniu (nieznaczącym dla wyniku) zależą od zysku dla przyszłego emeryta.
Zapanowanie nad tworzeniem się nowej nomenklatury jest trudne nawet wtedy, kiedy mówimy o wynagradzaniu z pieniędzy publicznych, a zapanowanie nad wynagradzaniem w spółkach prywatnych jest wręcz niemożliwe. Kiedy ktoś wspomni o tym ostatnim, główny nurt jest jeszcze bardziej oburzony niż w przypadku ograniczania wynagrodzeń z pieniędzy publicznych. Pada stwierdzenie: „Przecież to firma prywatna i właściciel ma prawo ustalać wynagrodzenie, jak chce”.
To prawda, ale co wtedy, kiedy właścicielem są fundusze inwestycyjne, rozproszony akcjonariat nie ma nic do powiedzenia, a ludzie z funduszy, zarządów i rad nadzorczych tworzą nową nomenklaturę? Efekty widać szczególnie wyraźnie w USA, gdzie od dawna mówi się i to mówi się bardzo głośno (zdecydowanie nie w lewicowych kręgach) o „polityce drzwi obrotowych”. Nawzajem popierające się osoby krążą miedzy spółkami, radami nadzorczymi, polityką. I z każdym kolejnym obrotem ich wynagrodzenia wykładniczo rosną.
Taka polityk prowadzi do szaleńczych wynagrodzeń amerykańskich prezesów, co oczywiście działa też na wzrost wynagrodzeń w Europie. Powstała sytuacja podobno unikalna w skali historii ludzkości. Od kilkudziesięciu lat (od około 30 lat) obowiązuje system, w którym można zostać bardzo bogatym człowiekiem nie ryzykując własnych pieniędzy.
Mało tego, można działać na niekorzyść długoterminowych interesów firmy, a tym samym jej akcjonariuszy, po to żeby w krótkim terminie napompować zyski, co owocować będzie potężnymi premiami. Cięcia wydatków, skupienie się na krótkoterminowych zyskach daje bowiem krótkoterminowe zyski, ale szkodzi firmom w dłuższym okresie. Po kilku latach można udać się na zasłużony odpoczynek z pieniędzmi, które wystarczą na dostanie życie nawet wnukom. A firma? A kogo to obchodzi oprócz jej pracowników i mniejszościowych akcjonariuszy?
Jeśli polityka drzwi obrotowych spowodowała, że powstała nowa nomenklatura to bardzo trudno będzie taki system zmienić. Kto miałby bowiem go zmieniać? Ci sami ludzie, którzy siedzą na krzesełkach karuzeli stanowisk. Oni zdecydowanie nie chcą żadnej zmiany. Pozostaje więc pytanie: jak szeroko muszą się rozewrzeć nożyce dochodowe, żeby ludzie się zbuntowali? Ja odpowiedzi nie znam, ale wiem, że kiedyś to nastąpi.
http://www.macronext.pl/pl/blog/wpis/nomenklatura-nie-tylko-w-prl
Zapraszam też na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl
