Nos Pinokia się wydłuża

Jacek Zalewski
opublikowano: 2003-09-01 00:00

3 Dobrego gospodarza klasy poznaje się nie po tym, jak zaczyna rok szkolny, lecz jak go kończy... W pierwszych miesiącach roku 2002/03 Leszek M. energicznie przygotowywał się do egzaminu kuratoryjnego. Niedowiarków przekonywał, że do 13 grudnia wszystko wykuje na blachę. No i w Kopenhadze ostro się postawił, nadrabiając bajerem luki w opanowaniu materiału — więc zaliczył. Świadectwa były wypisywane 16 kwietnia w Atenach, zaś 7 i 8 czerwca całą szkołą odpowiedzieliśmy TAK na pytanie, czy chcemy w ogóle dostać takie świadectwo.

Poza tym cały rok zszedł gospodarzowi Leszkowi M. na przestawianiu kolegów z klasy. Najpierw wymienił Wieśka K. na Sławka C., a Jacka P. zdegradował, stawiając nad nim Jurka H. Potem wyrzucił za drzwi wszystkich chłopaków, którzy przychodzili w zielonych koszulkach. W sumie zmian dokonał tyle, iż sam się w nich pogubił. Niektóre ławki okazały się wyjątkowo chybotliwe. Sławka C., co to był po Wieśku K., szybko zastąpił Piotrek C. Miejsce po Jarku K. trochę grzał Adaś T., jednak musiał ustąpić młodemu Wojtkowi O. Nicponia Mariusza Ł. zastąpił Marek B., ale sobie poszedł, dlatego teraz siedzi tam Leszek S. Szczególne znaczenie miała zmiana skarbnika — drugoroczny (już raz się w rządowej klasie uczył) Grzesiek K. nijak nie dawał się sformatować, więc powrócił do własnej czasoprzestrzeni. Te decyzje zatwierdzał wychowawca, który wyrzucanym dawał na pamiątkę pióro, a nowych uczniów wyposażał w teczkę.

Z każdym miesiącem cała szkoła mówiła o klasie Leszka M. coraz gorzej. Właściwie — oceniała tak wszystkie klasy z górnego korytarza. One same natomiast czują się tam świetnie i nie wyobrażają sobie, aby zakończyć edukację przed upływem pełnych czterech lat. Zdawał sobie z tego sprawę nasz gospodarz, poddając swoją osobę ich osądowi. Głosowanie poszło po jego myśli — wszak następstwem wyniku negatywnego byłoby relegowanie z górnego korytarza wszystkich uczniów, a nie tylko wybranej klasy.

Do gospodarza jak ulał pasuje określenie Pinokio. Drewniany nos kłamczucha wydłuża się z każdą pustą obietnicą, która okazuje się nieaktualna już po kilku lub kilkunastu dniach. Nic dziwnego, że i sam Leszek M. bywa... oszukiwany. Na przykład dobry wujek z Ameryki obiecał mu, że jeśli papierowe samoloty do zabawiania się na przerwach jego klasa sprowadzi właśnie stamtąd, to razem z nimi dostanie fajne prezenty o wartości większej od samych samolocików. I na tych słowach się na razie skończyło...