Nowy pomysł fiskusa na łatanie dziury

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2016-09-22 22:00

Zyski i inwestycje państwowych spółek nie są dla rządu priorytetem. Kluczowy jest budżet

Projekt budżetu państwa na przyszły rok spina się tylko na papierze. Eksperci nie mają wątpliwości, że w swoich obliczeniach fiskus zgrzeszył nadmiernym optymizmem, co dość łatwo może skończyć się nadmiernym deficytem i znalezieniem się na cenzurowanym w Brukseli. Rząd ciągle szuka pomysłu na łatanie dziury budżetowej. Kolejna próba to podnoszenie nominalnej wartości akcji spółek skarbu państwa. Taki plan ma minister energii Krzysztof Tchórzewski, a intencje są jasne — więcej wpływów z CIT.

— Sądzę, że to po prostu zapowiedź motywowana fiskalnie, jednak ze szkodą dla akcjonariuszy mniejszościowych, możliwości inwestycyjnych spółek i — w szerszym planie — całego rynku kapitałowego — uważa Maciej Bukowski, prezes think tanku WiseEuropa.

Wydatków z kasy państwa gwałtownie przybywa, a po stronie dochodowej fiskus rozczarował się tym, że nowe podatki sektorowe nie przynoszą kokosów. Jeszcze w kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość obiecywało, że program 500+ pokryje z kieszeni banków i sieci handlowych. W 2017 r. tylko na wypłatę świadczeń rodzinnych trzeba znaleźć ponad 22 mld zł, a instytucje finansowe i handlowcy dołożą do tego ledwie jedną czwartą.

— W przyszłym roku budżet jest napięty, więc podnoszenia wartości akcji należy spodziewać się właśnie wtedy. Jeśli taki proces będzie rozłożony na lata, to może nadrobić z górką ubytki z podatku handlowego — podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Tym bardziej że losy nowej daniny są niepewne. Zablokowała je Komisja Europejska, a zapowiadana alternatywa może znów zderzyć się z unijnymi przepisami. Eksperci nie mają wątpliwości, że choć plan rządu jest zgodny z prawem, to zasługuje na krytykę.

— Jest to działanie sztuczne. Dla mnie oczywiste jest, że celem są wyższe wpływy do budżetu państwa, a nie szukanie pieniędzy np. na inwestycje. Dlatego oceniam to jako niewłaściwe i naganne — mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów. Jego zdaniem, chociaż wyższy podatek zapłacą spółki, to koniec końców po kieszeni dostanie Kowalski.

— To doprowadzi do niższych zysków spółek albo np. wzrostu cen energii, którym spółki energetyczne będą starały się powetować sobie koszty operacji. Jeżeli ceny energii wzrosną, to zostanie de facto przerzucona na wszystkich konsumentów — zwraca uwagę Mirosław Gronicki.

Nasi rozmówcy podkreślają, że realizując pomysł na wydrenowanie spółek z kasy, rząd kopie dołki pod planem rozwoju wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który zapowiada poszukiwania kapitału na inwestycje nie tylko nad Wisłą, ale również pod innymi szerokościami geograficznymi.

— Cóż z tego, że budżet dostanie większy udział w zysku nakładając — kosztem mniejszych akcjonariuszy — większy podatek na zysk brutto, jeśli jednocześnie spadnie realna wartość kapitału, co obniży możliwości kredytowe spółek, podniesie koszt finansowania inwestycji, a jednocześnie podminuje zaufanie do rynku kapitałowego — podkreśla Maciej Bukowski.

Jakub Borowski zwraca uwagę, że po takim komunikacie ze strony rządzących inwestorzy zagraniczni zastanowią się dwa razy, zanim przyjdą na naszą giełdę. Państwowe spółki dadzą radę, ale prywatny kapitał będzie miał problem z finansowaniem nakładów. Inwestycje w naszej gospodarce zaś dołują już od dwóch kwartałów, przez co mocno siadło tempo wzrostu PKB.

— Czy inwestorzy to wytrzymają? Spółki deklarują w strategiach wypłatę dywidendy, ale nie płacą i przerzucają pieniądze na kapitał zakładowy, żeby dać podatek. Komfort ministra finansów to jedno, ale poważne podejście do rynku giełdowego to nie jest — uważa Krzysztof Kilian, były prezes PGE.

Na tej spółce niedawno rządzący testowali szukanie wpływów do budżetu. Jego zdaniem, jasne jest, że skarb państwa chce zapewnić sobie dochody kosztem dywidendy, którą trzeba obdzielić także mniejszościowych udziałowców. © Ⓟ