Bronisławowi Komorowskiemu najbliżej do pałacu prezydenckiego. Chce na niego głosować 30 proc. obywateli, czym wyraźnie wyprzedza wszystkich konkurentów — wynika z sondażu Grupy IQS dla "PB". Ale dokładnie tyle samo Polaków ciągle nie zdecydowało, na kogo oddać swój głos. A to oznacza, że kandydatowi Platformy Obywatelskiej znacznie dalej do prezydenckiego fotela, niż wydawało się to jeszcze kilka dni temu.
Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, do drugiej tury oprócz Bronisława Komorowskiego wszedłby Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości. Chce na niego głosować 19 proc. ankietowanych.
Jednak jeszcze groźniejszym rywalem Bronisława Komorowskiego może okazać się niezdecydowanie Polaków. Teoretycznie każdy z kandydatów, gdyby namówił wahających się do oddania na siebie głosu, ma szansę przynajmniej na druga turę.
— Tylko niewiele ponad połowa badanych ma jasny pogląd, na kogo odda swój głos. Być może reszta po prostu nie pójdzie na wybory. Skuteczna kampania wyborcza może jednak sporą część tej grupy zagospodarować. Jeśli Jarosław Kaczyński będzie popełniał mniej błędów niż Bronisław Komorowski, kandydat PO swoją przewagę może stracić — uważa Jarosław Flis, socjolog Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Przetasowania w wyścigu do fotela prezydenckiego krzyżują szyki analitykom gospodarczym. Jeszcze niedawno —nawet po katastrofie pod Smoleńskiem — wielu ekonomistów zakładało, że prezydentem zostanie kandydat PO, a to utoruje drogę wyczekiwanym od lat reformom gospodarczym. Dziś analitycy do takiego scenariusza podchodzą już znacznie ostrożniej. Nie przestali jednak liczyć na reformy.
Więcej w środowym "Pulsie Biznesu".