Obligatariusze GetBacku szokują zeznaniami

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2025-05-15 20:00

Wypowiedzi w sądach świadków oskarżenia w procesach dotyczących sprzedaży obligacji GetBacku z udziałem Idea Banku budzą poważne wątpliwości, podważając jednocześnie sensowność aktów oskarżenia.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

- jakich niespodziewanych odpowiedzi udzielają obligatariusze zeznający w sądach

- jakie pytania potrafią uznać za niestosowne dla ich profesji

- jak zmieniają zdanie w trackie składania zeznań

- jak post factum prezentuje się wiedza niektórych z nich o obligacjach

- jakie umowa o zrekompensowaniu strat potrafi wpłynąć na ich zeznania

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Do sądu wciąż nie trafił akt oskarżenia dotyczący istoty afery GetBacku, czyli przyczyn niewypłacalności spółki windykacyjnej. Toczy się za to kilka procesów związanych z udziałem Idea Banku w sprzedaży obligacji GetBacku.

Warszawski sąd ma rozstrzygnąć, czy przestępstwa popełnili menedżerowie banku i współpracujących z nim domów maklerskich. W kilku innych miastach toczą się procesy, w których oskarżonymi są pracownicy oddziałów Idea Banku (zazwyczaj funkcjonujących pod marką handlową Lion’s Bank).

Zarówno w procesach szeregowych pracowników jak i procesie kadry zarządzającej, w roli świadków oskarżenia występują ludzie, którzy papiery dłużne GetBacku nabyli z udziałem Idea Banku. Niewątpliwe stracili oni pieniądze. To, co opowiadają w sądach, podważa jednak ich elementarną wiarygodność.

- Niektóre rzeczy były dodane przez osobę przesłuchującą, niektóre przekręcone, a niektóre niewpisane – wypalił podczas procesu menedżerów 41-letni Jakub S. pracujący w grupie PZU, odpowiadając na pytanie aplikantki adwokackiej Patrycji Ciechomskiej, występującej w imieniu prezesa Polskiego Domu Maklerskiego (PDM), dotyczące sprzeczności między tym, co mówił w sądzie, a tym, co zawierają jego zeznania ze śledztwa.

Opowiadając o swojej krzywdzie, mówił wcześniej o traktowaniu banku jako instytucji zaufania publicznego.

- Pan wprawdzie nie jest osobą zaufania publicznego, ale jest pan osobą dorosłą, ma pan dowód osobisty, to jak mamy traktować pana zeznania? – pytała sędzia Anna Wielgolewska, przewodnicząca składu orzekającego.

Zwróciła wcześniej uwagę, że świadek nie tylko podpisał się pod protokołem w CBA, ale odręcznie napisał zdanie o tym, że go odczytał i jest on zgodny z treścią jego zeznań.

Niespodziewane odpowiedzi padają zresztą nie tylko w wyniku pytań obrońców.

- Czy na tym dokumencie rozpoznaje pan swój podpis? – zapytała prokuratorka po tym, jak w trakcie procesu menedżerów okazano jednemu z obligatariuszy pisma, którymi miał alarmować prokuraturę o swojej krzywdzie: zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i wniosek mający wymowę podobną do zawiadomienia.

- To nie jest mój podpis – odpowiedział świadek.

Dokładnie tak samo odpowiedział na pytanie dotyczące drugiego dokumentu zadane przez adwokata Jarosława Kaczyńskiego reprezentującego obligatariuszy po stronie oskarżenia.

Po pytaniach oskarżycieli wyszło więc na to, że świadek oskarżenia nie zgłosił w prokuraturze przestępstwa. W tej sytuacji adwokat Michał Pietrzak, obrońca Jarosława Augustyniaka, byłego prezesa Idea Banku (zgodził się na podawanie pełnych danych osobowych), zwrócił się do sądu o skierowanie do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na podrobieniu dokumentów i przedstawianiu ich jako autentycznych.

Wskazał również na różnice w podpisach, jakie złożone są na dokumentach skierowanych do prokuratury, i podpisie tego samego obligatariusza pod protokołem zeznań na policji.

- Jest dla mnie lekko niepokojące, że w aktach są dokumenty, co do których zachodzi wątpliwość, czy nie są podrobione, a dla mojego klienta są to dokumenty, które mają go obciążać – zaznaczył Michał Pietrzak.

Słowo w słowo to samo

Procedury ze śledztwa w interesującym świetle stawiają zeznania 50-letniego wspólnika i członka zarządu łódzkiej spółki z branży klimatyzacyjno-wentylacyjnej, występującego jako świadek oskarżenia w łódzkim procesie szeregowych prawników Idea Banku, a nawet same pytania, jakie postanowił mu zadać adwokat Leszek Kieliszewski, obrońca jednego z oskarżonych.

Przedsiębiorca nie pamiętał, czy przed udaniem się na przesłuchanie na policji dysponował pytaniami. Nie pamiętał też, czy policjant pisał to, co mówił, czy już wcześniej było to napisane.

- Chyba nie zdarzyła mi się taka sytuacja, żeby dwie przesłuchiwane osoby mówiły słowo w słowo to samo – mówił wezwany w późniejszym terminie 38-letni policjant, podpisany pod protokołami przedsiębiorcy i jego żony.

Zaznaczył, że jego doświadczenie w przesłuchiwaniu świadków jest znikome i z reguły otrzymuje zestawy pytań, na które przesłuchiwani mają odpowiedzieć. Podkreślił, że na pewno nie było tak, że odczytywał pytania wraz z odpowiedziami wcześniej zeznającej osoby, pytając jedynie, czy tak było. Stwierdził też, że „nie wydaje mu się”, by kopiował odpowiedzi z jednego protokołu do drugiego. Gdy sędzia Agnieszka Boczek zaczęła czytać wątpliwe zeznania, trzykrotnie przyznał, że odpowiedzi są takie same.

- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak wytłumaczyć fakt, że te odpowiedzi są identyczne – odpowiedział policjant na kolejne pytanie Leszka Kieliszewskiego.

Po chwili zaznaczył, że wydaje mu się, iż protokoły odzwierciedlają „spontaniczne” odwiedzi na pytania, a świadkowie nie byli przygotowani do przesłuchania.

W procesach co rusz wypływa kwestia tego, że same zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa składane przez obligatariuszy są w obszernych fragmentach jota w jotę takie same.

- Czy samodzielnie pani przygotowała zawiadomienie do prokuratury? – zapytała Patrycja Ciechomska pokrzywdzoną doktor habilitowaną nauk humanistycznych w trakcie procesu menedżerów.

- Samodzielnie. A kto miał mi pomagać? Mąż by mnie zmordował, gdyby wiedział [że kupiła obligacje –red.] – zapewniła obligatariuszka.

Adwokat Michał Hajduk, broniący jednego z byłych członków zarządu Idea Banku, dopytywał jednak, czy korzystała z jakiegoś wzoru.

- Wydaje mi się, że nie mam problemów z formułowaniem myśli na piśmie – odparła humanistka.

Chwilę później przyznała jednak, że kwestia zawiadomienia „być może” była omawiana na jakimś spotkaniu obligatariuszy oraz wspierała się wzorami uchylenia się od skutków oświadczenia woli i zawiadomienia do prokuratury, jakie krążyły wśród nabywców obligacji GetBacku.

W łódzkim procesie sędzia uchyliła pytanie jednego z obrońców do Jana W. dotyczące tego, dlaczego jego zawiadomienie jest łudząco podobne do zawiadomień innych pokrzywdzonych. Stwierdziła, że świadek nie jest uprawniony do wypowiadania się na temat zawiadomień składanych przez inne osoby.

No, można się pomylić

Jan W. to 66-letni emeryt. Gdy kupował obligacje GetBacku, nie miał 60 lat. W sądzie sam przyznał, że rozmawiał w domu z żoną o inwestycji w obligacje, jak również stwierdził, że on i żona mieli świadomość kupowania obligacji. Nie przeszkodziło mu to jednak w skierowaniu do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez pracownika Idea Banku, który uczestniczył w sprzedawaniu mu tych papierów. Dlaczego to zrobił? Bo – jak stwierdził na sali sądowej – w momencie składania zawiadomienia o przestępstwie (a więc ponad rok po zakupie obligacji) uważał, że inwestycja rzędu 200 tys. zł ma być lokatą.

Na to, że pretensje obligatariuszy względem bankowców wynikają bardziej z utraty pieniędzy niż braku świadomości, że kupują obligacje, wskazują też inne zeznania.

45-letni doktor socjologii z Uniwersytetu Warszawskiego, zeznając w łódzkim procesie, stwierdził, że robiąc przelew, miał świadomość, że wysyła pieniądze do PDM. Odpowiadając na pytanie sądu dodał, że nie zastanawiał się, jaka była rola PDM. Założył jednak, że jest pewna procedura nabycia obligacji, której znać nie musi, i PDM jest pewnym ogniwem w tym ciągu. Odpowiadając na pytanie adwokata jednego z oskarżonych dodał, że zapoznał się z warunkami emisji obligacji.

Wtedy sędzia przypomniała zeznania świadka ze śledztwa, a wersja, jaką przedstawiał, radykalnie się zmieniła. Stwierdził, że skoro tak zeznawał w postępowaniu przygotowawczym, to z warunkami zakupu obligacji na moment ich zakupu się nie zapoznawał, a zrobił to dopiero po wybuchu afery.

Brakami w dokumentacji wykładowca akademicki raczej nie może się zasłaniać, bo za zgodą sądu skorzystał na sali rozpraw z telefonu. Stwierdził po tym, że do mejla, jaki otrzymał z PDM, załączona była informacja o ofercie, warunki emisji obligacji i sprawozdanie finansowe GetBacku za 2016 r. Jako cele emisji wskazane było m.in. pozyskanie kapitału na spłatę istniejących zobowiązań. Mimo to socjolog uważa, że nie został skutecznie poinformowany o tym, że pieniądze pochodzące ze zbycia obligacji zostaną przeznaczone właśnie na spłatę zobowiązań.

W telefonie podczas rozprawy grzebała także Ewa K., zeznająca w procesie toczącym się w Lublinie. Ona również znalazła tam propozycję nabycia obligacji. W sądzie stwierdziła, że nie pamięta, czy ją czytała.

- Po prostu przyszło, to wpłaciliśmy pieniądze [z mężem – red.] i to wszystko – stwierdziła.

Według wersji, jaką przedstawiała w sądzie, jej mąż raz - i to krótko - rozmawiał z pracownikiem lubelskiej placówki Lion’s Banku, a jej przy tej rozmowie nie było. Wtedy odczytano jej zeznania ze śledztwa, w których stwierdziła, że… była obecna i całą rozmowę słyszała.

- Pytano mnie o to na policji, teraz po latach tutaj. No, można się pomylić – broniła się Ewa K., zeznając w 2023 r.

Ugoda skłaniająca do milczenia

Nie ulega wątpliwości, że pamięć obligatariuszy GetBacku bywa wybiórcza. Wspominany już pracownik grupy PZU w śledztwie wspominał o tym, że inwestował w ubezpieczeniowy fundusz kapitałowy World One (być może World One II), oferowany swego czasu przez towarzystwo ubezpieczeniowe Europa.

W sądzie unikał wzmianki na ten temat, kilkakrotnie przyznając się jedynie do obligacji GetBacku, produktu, który określał jako Multi Asset, a w końcu i śladowych inwestycji w zwykłe fundusze inwestycyjne. Word One wymsknęło mu się w odpowiedzi na pytania obrońców oskarżonych.

- My wszyscy wiemy, że pan inwestował, bo znamy pana zeznania [ze śledztwa – red.]. Ale dlaczego pan o tym nie mówił? – pytała sędzia.

Świadek wyjaśnił, że kilka lat temu podpisał z Europą umowę, w której zobowiązał się do zachowania poufności w zamian za zrekompensowanie części strat.

Jeszcze w 2023 r. Bogumił Zygmont, adwokat jednego z członków zarządu Idea Banku, pytał obligatariuszkę niebędącą z pochodzenia Polką o odręczne dopiski cyrylicą na jednym z dokumentów, który sama złożyła do akt. Początkowo twierdziła, że to wewnętrzne sprawy rodziny. Potem okazało się jednak, że jest tam liczba i cena kupionych obligacji GetBacku, a także adnotacja, że ona jest obligatariuszką, a GetBack emitentem.

Przed rozpoczęciem zeznań sąd poucza każdego świadka o odpowiedzialności za składanie nieprawdziwych zeznań, tłumacząc przy tym, że składanie nieprawdziwych zeznań to zarówno zeznawanie nieprawdy, jak i zatajanie prawdy.

Prokuratura z pewnością umieszcza na liście świadków osoby bardziej tego świadome. W marcu 2025 r. w procesie menedżerów wystąpiła 36-letnia Dominika C., była pracownica biurowa Idea Banku (nosiła wtedy inne nazwisko). Formalnie jest niekarana, ale tylko dlatego, że jej wyrok uległ tzw. zatarciu. Karana była zaś za… składanie fałszywych zeznań.

To pytanie nie na miejscu

- Jestem z wykształcenia lekarzem, a nie ekonomistą, i uważam, że pytania typu „co to są obligacje korporacyjne", są co najmniej nie na miejscu – oburzyła się żona pewnego profesora medycyny z Lublina po pytaniu prokuratora Przemysława Ścibisza.

Pytania o wiedzę ekonomiczną Polaków wydają się jednak jak najbardziej na miejscu.

- Kiedy nabywałem obligacje GetBacku, nie wiedziałem, czym są obligacje korporacyjne, i do dzisiaj nie wiem – mówił jej mąż, który nieco później przyznał jeszcze, że nie orientuje się, jaki jest limit kwot gwarantowanych przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.

- Nadal nie wiem, czym różni się lokata od obligacji – przyznał inny świadek zeznający tego samego dnia w tym samym sądzie.

Przy takim stanie wiedzy nie dziwi, że po stracie pieniędzy uważają się za wprowadzonych w błąd. Przekazywane im obiektywnie prawdziwe informacje interpretowali w sposób zupełnie nieuzasadniony. Wspomniana już lekarka stwierdziła np., że informacja o wejściu GetBacku na giełdę utwierdziła ją w przekonaniu, że jego obligacje to inwestycja „zdecydowanie” bezpieczna.

- Ja sądziłem, nie mając wiedzy ekonomicznej, że KNF jest instytucją potwierdzającą kondycję finansową podmiotów, które emitują papiery wartościowe – tłumaczył miesiąc wcześniej inny świadek oskarżenia.