Oceny prezydenta mocno podzielone

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-08-04 20:52

Największym generalnym osiągnięciem prezydenta Andrzeja Dudy było dbanie o szeroko rozumiane bezpieczeństwo. Największą klęską było natomiast nieprzestrzeganie Konstytucji RP, której strażnikiem teoretycznie miał być.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Aż trudno uwierzyć, że czas biegnie tak szybko – ale 5 sierpnia 2025 r. naprawdę kończy się długa prezydencka dekada Andrzeja Dudy. Konstytucyjny zwierzchnik sił zbrojnych po południu pożegna się z wojskowym sztandarem, przyjmie dymisje kancelaryjnych sekretarzy i podsekretarzy stanu oraz prześpi ostatnią noc jeszcze na urzędzie. Teoretycznie mógłby 6 sierpnia z rana coś tam jeszcze podpisać czy zawetować aż do momentu, gdy Karol Nawrocki chwilę po godzinie 10 wypowie przysięgę, ale to już raczej żart.

Od wielu dni trwają publiczne podsumowania podwójnej kadencji 2015-2025. Według samego Andrzeja Dudy była ona wręcz doskonałością, czemu trudno się dziwić, wszak samochwalba od lat dominowała w każdej jego wypowiedzi, każdym geście, każdej minie. Badania opinii publicznej potwierdzają pęknięcie w społecznych ocenach odchodzącego prezydenta, co jest całkowicie oczywiste wobec wyników niedawnych wyborów jego następcy. Andrzej Duda nawet nie udawał, że zależy mu, aby być „prezydentem wszystkich Polaków”, bo jest to po prostu niemożliwe. Kiedyś Aleksander Kwaśniewski próbował i trochę mu się udało, co potwierdził zdobyciem reelekcji w pierwszej turze. Andrzej Duda otwarcie dbał przede wszystkim o interes swojego elektoratu, w większości pokrywającego się z grupą wyborców jego partii PiS.

Wręcz kosmicznym, teoretycznie nieprawdopodobnym życiowym jego sukcesem było oczywiście samo zdobycie prezydentury. Przy czym trzeba przypominać zobiektywizowaną prawdę, że w 2015 r. to absolutnie nie Andrzej Duda wybory wygrał, lecz Bronisław Komorowski wręcz beznadziejnie swoją drugą kadencję przegrał. To ogromna różnica przyczynowo-skutkowa, chociaż arytmetycznie w urnach suchy wynik wychodzi jednakowo bez względu na powody. Natomiast w 2020 r. Andrzej Duda reelekcję już rzeczywiście wygrał, chociaż okoliczności tamtych pandemicznych, przekładanych wyborów były anormalne. W sumie miał wyjątkowe polityczne szczęście, ponieważ przez 80 proc. dekady rządy sprawowała jego macierzysta partia. Konstytucja RP z 1997 r. nadała Polsce ustrój parlamentarno-gabinetowy z jedynie domieszką prezydencką, której znaczenie zależy od relacji z rządem. Ponieważ Andrzej Duda w ogóle nie musiał zajmować się trudną z definicji kohabitacją, miał komfort spijania prezydenckiej śmietanki.

Przeuwielbiał politykę międzynarodową, chociaż nie w wymiarze jej skuteczności, lecz po prostu bywania. Po zakupieniu przez rząd PiS za grube miliardy nowoczesnej floty powietrznej fruwał po świecie zarówno z sensem, jak też często bez sensu. Kompletnym absurdem było ciągnięcie się w międzykontynentalnych wyprawach prezydenckich za jego Boeingiem 737… drugiego identycznego jako rezerwy dla komfortu głowy państwa. Swoją drogą ciekawe byłoby zliczenie, ile budżet wydał na bezsensowne loty tych maszyn towarzyszących.

Największym generalnym osiągnięciem prezydenta Andrzeja Dudy było dbanie o szeroko rozumiane bezpieczeństwo. Bez jego aktywności w Polsce nie stacjonowałby 10-tysięczny kontyngent amerykański. Obecny rząd kontynuuje tę politykę, ale zapoczątkował ją nawet nie rząd PiS, lecz fizycznie prezydent. Największą klęską Andrzeja Dudy było natomiast nieprzestrzeganie Konstytucji RP, której strażnikiem teoretycznie miał być. Ciężkim grzechem pierworodnym było niezaprzysiężenie w 2015 r. wybranych prawidłowo jeszcze przez Sejm kadencji 2011-2015 trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego (bo jeszcze dwóch zostało wybranych przez PO nielegalnie). Od tamtego jego fatalnego błędu zaczął się w Polsce głęboki kryzys praworządności, z którego po dekadzie prezydentury wyjścia nie widać.