Odeon: przyzwoita przeciętność
Zlokalizowana w jednym z budynków warszawskiego MDM-u restauracja Odeon idealnie nadaje się na chwilowy przystanek dla zmęczonych marszrutą po centrum stolicy.
Największym plusem Odeonu jest położenie w samym centrum Warszawy. Zadowolone z pobytu w tym miejscu będą raczej osoby, którym zależy jedynie na zapełnieniu żołądka, a nie nastawione na kulinarną maestrię. To niewątpliwie dobre miejsce na spotkanie biznesowe, wymagające koncentracji i spokoju, ponieważ brak klienteli stwarza idealne warunki do poważnych rozmów. Ponadto uszy prawie nie rejestrują beznamiętnej muzyki. Jest to o tyle dziwne, że ściany lokalu udekorowano licznymi zdjęciami i płytami Elvisa Presleya. Widocznie zadaniem króla rocka jest w tym miejscu jedynie smętne zaglądanie gościom w talerze.
Kuchnia Odeonu to typowa i ostatnio niemiłosiernie rozpowszechniona śródziemnomorszczyzna. Na przystawkę warto zamówić caprese z serem mozarella i awokado doprawione dressingiem bazyliowym. Zdecydowanie nie polecam borowików w śmietanie. Rozkoszą dla oczu jest sałatka z awokado i owocami morza marynowanymi w imbirze i czosnku. Jako że jestem fanką delikatnego posmaku czosnkowego, wiele sobie obiecywałam po tym daniu. Niestety czosnku nie było w ogóle czuć, natomiast jego brak nadrobiono zbyt dużą ilością koperku, którego od dzieciństwa unikam. Żółta kartka.
Rozczarowanie niwelowała sprawna kelnerka, dyskretna, ale pojawiająca się zawsze wtedy, kiedy należało.
Wśród dań głównych na wyróżnienie zasługuje pasta papardele z grzybami leśnymi. Na talerzu dużo i smacznie. Szczerze zdziwiłam się wyglądem smażonych kotlecików jagnięcych z sosem ze świeżej kolendry i kaszą kuskus. Gdyby nie dar przekonywania kelnerki, nie odważyłbym się spróbować tego dania. Smakowało przeciętnie, i było zbyt tłuste.
Karta trunków nie pozostawia szczególnych wspomnień. Bardziej zapamiętałam natarczywe przypomnienie o obowiązku uiszczenia opłaty za szatnię.
