Onkologiczny car patrzy na Polskę

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-04-24 20:00

O tym, jak Polska wypada pod kątem badań klinicznych i co regulatorzy robią, by leki szybciej trafiały na rynek mówi Richard Pazdur, odpowiedzialny w FDA za badania onkologiczne.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się;

  • co dyrektor Centrum Doskonałości Onkologii FDA robił w Polsce,
  • co zmieniło się w podejściu amerykańskiego regulatora do przeprowadzania badań klinicznych,
  • co firmy biotechnologiczne robią, by ich leki zostały szybciej dopuszczone na rynek,
  • z czego wynikają różnice w podejściu do leków amerykańskiego i unijnego regulatora,
  • co polski Orbis ma wspólnego z międzynarodowym programem współpracy przy rejestracji leków.
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„Onkologiczny car" - tak w amerykańskich mediach branżowych opisuje się Richarda Pazdura, dyrektora Centrum Doskonałości Onkologii w Agencji ds. Żywności i Leków (FDA). Centrum – jeden z ośmiu działów agencji bezpośrednio podlegających komisarzowi FDA i jedyny wyspecjalizowany w konkretnym obszarze terapeutycznym – odpowiedzialne jest m.in. za monitorowanie badań klinicznych i prowadzenie procedur rejestracyjnych nowych terapii, pozwalających walczyć z nowotworami. Oznacza to, że rozstrzyga o losach wartych często setki milionów dolarów projektów lekowych, które bez dopuszczenia na największy na świecie rynek farmaceutyczny w USA tracą sens biznesowy.

W połowie kwietnia „onkologiczny car" spędził kilka dni w Polsce – na zaproszenie związku firm biotechnologicznych BioInMed oraz Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych Infarma przyjechał do Krakowa i Warszawy, gdzie m.in. wziął udział w panelach dyskusyjnych na temat badań nad nowymi lekami. Udzielił też wspólnego wywiadu redakcjom Pulsu Biznesu i Rynku Zdrowia.

- Po pierwsze, nie jestem „onkologicznym carem”, to określenie jest niewłaściwe. Przyjechałem do Polski przede wszystkim dlatego, że w FDA widzimy coraz więcej danych klinicznych pochodzących z prowadzonych tu badań, chciałem więc zobaczyć na własne oczy, jak wygląda tutejsza infrastruktura. Poza udziałem w konferencjach branżowych mogłem też spotkać się z przedstawicielami polskich organów regulacyjnych – mówi dr Richard Pazdur.

Badawcza różnorodność

Liczba badań klinicznych w Polsce rośnie, ale w znacznie szybszym tempie rośnie liczba badań prowadzonych w państwach azjatyckich. Azja - przede wszystkim Chiny - odpowiada już za blisko 60 proc. badań pierwszej fazy, prowadzonych na świecie. Rodzi to pewne problemy.

- Obecnie USA odpowiada jedynie za ok. 20 proc. pacjentów, uczestniczących na poziomie globalnym w badaniach klinicznych. Z podobnymi problemami boryka się Unia Europejska. Musimy pracować nad zwiększeniem naszej konkurencyjności, przyspieszeniem procedur i poprawą rekrutacji do badań. Polska pod względem liczby pacjentów, którzy uczestniczą w badaniach, wypada dobrze, i to jeden z powodów, dla których tu jestem. Oczywiście jesteśmy świadomi, że firmy farmaceutyczne opracowują leki z myślą o rynku globalnym. Musimy jednak wymagać od nich więcej. Jeśli dla przykładu mamy do czynienia z lekiem, który w całości został opracowany w państwie azjatyckim, jak możemy mieć pewność, że w USA, w ramach amerykańskiego systemu ochrony zdrowia, wszystko będzie tak samo? - mówi Richard Pazdur.

FDA w ubiegłym roku ogłosiło Projekt Equity, w ramach którego przedstawiła nowe wymagania dotyczące rekrutacji pacjentów w badaniach klinicznych.

- Po pandemii zmieniliśmy podejście do kwestii różnorodności w ramach badań klinicznych. Wymagamy w nich od firm przeprowadzających badania większej niż wcześniej różnorodności wśród uczestników oraz kładzenia przy ich przeprowadzaniu większego nacisku na czynniki wewnętrzne, związane z ludzką biologią, oraz zewnętrzne, związane z systemem opieki zdrowotnej, trybem życia czy miejscem zamieszkania. Z jednej strony chodzi o różnorodność etniczną, pozwalającą lepiej zbadać zachowanie leków w przypadku różnic genetycznych. Z drugiej - o większą reprezentację mniejszości w badaniach, bo jedną z lekcji z pandemii jest to, że trzeba budować powszechne zaufanie do systemu ochrony zdrowia – podkreśla szef Centrum Doskonałości Onkologicznej FDA.

Onkologiczny progres

Richard Pazdur pracuje w FDA od 1999 r. W 2017 r. został szefem stworzonego wtedy Centrum Doskonałości Onkologii.

- W onkologii odchodzimy od tradycyjnych, cytotoksycznych [niszczących komórki - red.] terapii, które dominowały od lat 70 do 90. Teraz priorytetem są terapie celowane i biologiczne. Dzięki temu powstają leki bardziej skuteczne, wywołujące pozytywną odpowiedź u większej liczby pacjentów. Leki onkologiczne odpowiadają za blisko 40 proc. wartości całego rynku farmaceutycznego. W ciągu ostatnich 15 lat, wraz z rosnącym zrozumieniem mechanizmów reakcji układu immunologicznego i działania cząsteczek na poziomie komórkowym, ich skuteczność znacznie wzrosła, a toksyczność zmalała – mówi Richard Pazdur.

W ubiegłym roku Centrum wydało 83 pozytywne decyzje dla leków onkologicznych. W 14 przypadkach były to zupełnie nowe cząsteczki lub leki biologiczne. W pozostałych chodziło o nowe wskazania dla dostępnych już na rynku farmaceutyków.

- Nigdy nie można być zadowolonym z liczby nowych leków dopuszczonych na rynek, zawsze mogłoby być ich więcej. Nie koncentrujemy się jednak na liczbach, kluczowa jest jakość terapii. Patrzenie przez pryzmat pojedynczego roku może być też mylące - rozwój leków to wieloletni, szczegółowo zaplanowany proces, który ma przynosić korzyści w długim terminie. Widać to z dłuższej perspektywy: dla przykładu w ciągu ostatnich dwóch dekad zarejestrowaliśmy 15 nowych leków na szpiczaka mnogiego. gdy przychodziłem do FDA, na rynku były tylko dwa leki na ten nowotwór. Efekt jest taki, że przeciętna przeżywalność pacjenta, która w momencie, gdy przychodziłem do FDA wynosiła dwa lata, teraz wynosi dziesięć lat - mówi dyrektor Centrum Doskonałości Onkologii FDA.

Regulacyjne ułatwienia

Liczba pozwoleń wydawanych co roku dla nowych terapii onkologicznych wyraźnie wzrosła w ciągu ostatniej dekady. To nie tylko efekt większej aktywności firm farmaceutycznych, ale także tego, że leki onkologiczne, jako ratujące życie, mogą często liczyć na niestandardowo szybką rejestrację. Firmy farmaceutyczne mogą wnioskować o objęcie ich przez FDA m.in. procedurą „szybkiej ścieżki” lub „przełomowej terapii”, by lek mógł pojawić się na rynku bez przejścia po drodze przez wszystkie punkty długiej drogi badań klinicznych.

Czasem rzeczywistość negatywnie weryfikuje tę procedurę. W lutym tego roku FDA zdecydowała o wycofaniu z rynku po trzech latach leku na szpiczaka mnogiego Pepaxto, opracowanego przez firmę Oncopeptides. Lek ten ciągle jest dostępny w Unii Europejskiej.

- Jesteśmy elastyczni i możemy dopuścić obiecujący lek na rynek szybciej, ale wymagamy, by jego producent przeprowadził szeroko zakrojone badania po rejestracji, weryfikujące na dużej grupie pacjentów skuteczność i bezpieczeństwo. Jeśli badania nie są prowadzone albo wyniki będą niezadowalające, możemy cofnąć pozwolenie, o ile korzyści ze stosowania leku nie będą przeważały nad ryzykiem – tłumaczy Richard Pazdur.

W ostatnich latach FDA zaostrzyła wymagania wobec firm, które chcą skorzystać z trybu szybkiej ścieżki. Spotkało się to z krytyką przede wszystkim ze strony mniejszych firm biotechnologicznych, których przedstawiciele uważają, że bez przyspieszonej zgody Agencji mogą mieć problemy ze sfinansowaniem najdroższych, szeroko zakrojonych badań weryfikacyjnych już po wstępnym potwierdzeniu skuteczności leku.

- Nie zwracamy i nigdy nie będziemy zwracali uwagi na potrzeby kapitałowe spółek, które pracują nad lekami. Stosowanie podwójnych standardów wobec mniejszych spółek i dużych koncernów byłoby zwyczajnie niewłaściwe – ucina Richard Pazdur.

Część polskich firm biotechnologicznych liczy na skorzystanie z innej furtki, ułatwiającej prowadzenie badań i zmniejszającej ich koszty. Chodzi o tryb dla „chorób sierocych”, w ramach którego przy prowadzeniu badań można korzystać z ulg podatkowych, a po rejestracji – z wydłużonego okresu ochrony przed konkurencją.

- Spodziewam się coraz większego zainteresowania segmentem leków na choroby sieroce: rynek farmaceutyczny jest coraz bardziej rozdrobniony i nawet przy relatywnie małej populacji pacjentów prace nad lekiem mogą być opłacalne. Z drugiej strony kładziemy spory nacisk na poszukiwanie nowych wskazań dla leków, które już zostały dopuszczone na rynek. Tak jest na przykład w segmencie leków wykorzystujących przeciwciała anty-PD1 i anty-PD-L1, które w ciągu ostatniej dekady sprawdziły się w mnóstwie dodatkowych wskazań onkologicznych - tłumaczy Richard Pazdur.

Polska inspiracja

Konferencja zorganizowana przez BioInMed była dla Richarda Pazdura drugą okazją do wizyty w Polsce.

- Pochodzę z polskiej rodziny, wywodzącej się z Zakopanego. Urodziłem się w USA, mieszkaliśmy oczywiście w Chicago. W Polsce byłem wcześniej raz - w 1985 r. przyjechałem tu na wycieczkę z żoną. Wtedy wszystko wydawało się szare, teraz różnica jest olbrzymia - mówi Richard Pazdur.

Poprzednia wizyta i polskie pochodzenie stały się po latach źródłem inspiracji przy jednym z projektów FDA.

- Gdy byliśmy tu w latach 80., niemal wszystko, z czym jako zagraniczni turyści mieliśmy styczność, było orbisowe: hotele, ręczniki, reklamówki, autobusy itd. Na biurku mam cały czas zdjęcie żony, stojącej przy autobusie z logo Orbisu. Gdy myślałem nad nazwą dla jednego z naszych programów onkologicznych, spojrzałem na to zdjęcie i pomyślałem „Bozia sent this” - mówi dyrektor Centrum Doskonałości Onkologii FDA.

Program Orbis funkcjonuje od maja 2019 r. W jego ramach firma farmaceutyczna może aplikować o wspólne rozpatrzenie wniosku rejestracyjnego przez regulatorów z USA, Australii, Brazylii, Kanady, Izraela, Singapuru, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii,

- Celem Projektu Orbis jest to, by leki sprawniej przechodziły proces oceny w wielu krajach i mogły szybciej trafiać do pacjentów. Do tej pory w ramach tej procedury wydaliśmy zgody dla blisko 100 leków – mówi Richard Pazdur.

W projekcie nie uczestniczy Europejska Agencja ds. Leków (EMA), czyli unijny regulator, który samodzielnie analizuje wnioski firm farmaceutycznych i czasem ocenia je inaczej niż FDA.

- Często jestem pytany, dlaczego niektóre leki są dopuszczane w USA, a nie w Unii Europejskiej albo na odwrót. EMA nie jest FDA Unii Europejskiej i jej przedstawiciele często to podkreślają, a ja się z tym zgadzam. Funkcjonujemy w nieco inny sposób, ale co do zasady mamy wspólne standardy. Regularnie, co miesiąc, spotykamy się zresztą z przedstawicielami EMA oraz agencji ze Szwajcarii, Australii, Kanady i Japonii, by szczegółowo przedyskutować różnice w podejściu do poszczególnych terapii. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nie ma czegoś takiego, jak perfekcyjne badania kliniczne, które rozstrzygną odpowiedzi na wszystkie pytania. Ostatecznie w procesie rejestracyjnym pozostaje pewien element subiektywności w interpretacji danych, z którego wynikają te różnice - mówi Richard Pazdur.