W Excelach GUS jest coraz więcej zielonych pól. W październiku sprzedaż detaliczna liczona w cenach stałych wzrosła w Polsce o 2,8 proc. rok do roku po spadku o 0,3 proc. we wrześniu (dotyczy to tylko firm zatrudniających co najmniej 10 osób). Jest to pierwszy dodatni odczyt tego wskaźnika od stycznia, choć wolumeny sprzedaży z miesiąca na miesiąc zwiększały się już od połowy roku (patrz wykres).
Bardzo pozytywnie wypadły też wyniki badań nastrojów konsumentów prowadzone przez GUS co miesiąc. Wyprzedzający wskaźnik ufności konsumentów — pokazujący, jak ludzie patrzą na przyszłość gospodarki i swojego budżetu — wzrósł w obecnym miesiącu do najwyższego poziomu od marca 2020 r. Bardzo wyraźnie zwiększył się wskaźnik przyszłych zakupów, który odzwierciedla skłonność gospodarstw domowych do dokonywania większych wydatków. Z badań wynika jednocześnie, że obawy gospodarstw domowych przed inflacją i bezrobociem są generalnie niskie.
W twardych danych natomiast jeszcze nie widać, by konsumenci biegiem ruszyli do sklepów po droższe towary — tzw. trwałe dobra konsumpcyjne. W październiku najbardziej zwiększyła się sprzedaż paliw ze względu na hojne promocje Orlenu oraz odzieży ze względu na późniejsze nadejście jesieni i nadrabianie odkładanych we wrześniu decyzji o zakupie cieplejszych ubrań. Sprzedaż mebli natomiast oraz sprzętu RTV/AGD obniżyła się w porównaniu z wrześniem i wciąż notuje dwucyfrowe spadki w ujęciu rocznym.
Jak wyjaśnić tę rozbieżność między deklaracjami z ankiet a wynikami sprzedaży? Najprostsza odpowiedź może być taka, że badania nastrojów pochodzą z listopada, a dane o sprzedaży z października. Bardzo możliwe, że w listopadzie zobaczymy przyspieszenie sprzedaży dóbr trwałych. Ale niewykluczone jest też, że konsumenci bardziej myślą o przyszłym roku jako o momencie rozpoczęcia większych zakupów, a na razie wstrzymują się z większymi wydatkami. Zobaczymy, zweryfikujemy to wkrótce.
Pozostaje jeszcze jeden dylemat. Czy ożywienie popytu konsumpcyjnego nie zagraża przypadkiem dezinflacji? Sądzę, że na razie nie, oba trendy — rosnąca sprzedaż i spadająca inflacja — są ze sobą w pełni zbieżne i wynikają z jednej fundamentalnej przyczyny: ustępowania wstrząsu podażowego, w tym głównie kryzysu energetycznego. Ceny rosną wolniej, realne płace przyspieszają, konsumpcja rośnie. Wygaszenie wstrząsu podażowego sprzyja niższym cenom i większym zakupom.
W najbliższych miesiącach natomiast będziemy mieli do czynienia z paroma zjawiskami, które z punktu widzenia inflacji już mogą wyglądać niebezpiecznie. Chodzi przede wszystkim o możliwą ekspansję fiskalną związaną z realizacją obietnic wyborczych opozycji, na którą może nałożyć się wyraźne przyspieszenie akcji kredytowej dla sektora prywatnego.

