Partia rządząca państwem bardzo nie lubi niektórych urzędów. Więc je likwiduje. Władza wykonawcza sporządza szybki projekt ustawy likwidującej, władza ustawodawcza równie szybko go zatwierdza. I już. A że w ten sposób uniemożliwia się normalną pracę władzy trzeciej i czwartej, opisującej trzecią, o tym już nikt nie pomyślał. A może właśnie pomyślał?
Oto wokanda Izby Gospodarczej Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA) z jednego tylko dnia w zeszłym tygodniu: cztery sprawy przeciwko Urzędowi Regulacji Telekomunikacji i Poczty (URTiP), jedna przeciw Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji (KRRiT), ważna, bo o koncesję na nadawanie dla jednej z największych ogólnopolskich stacji radiowych. Tyle że ani URTiP, ani KRRiT już nie ma. Zmiotło je w niebyt.
Z URTiP jeszcze pół biedy. Zastąpił go Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE — w pośpiechu gdzieś zagubiła się poczta) — ciało o niezbyt dokładnie wyjaśnionych kompetencjach, ale przynajmniej istniejące. Wprawdzie ani sąd, ani skarżący nie pamiętają, jak się to ciało nazywa, ale to nie przeszkadza w osądzeniu sprawy. Ciągłość organu administracji państwowej została zachowana. Inna sprawa, że prawnikom byłego URTiP cofnięto pełnomocnictwa, UKE nowych im nie dał, więc na sprawy nie chodzą. Pal sześć — NSA orzeka na podstawie dokumentów i przemowy pełnomocników niewiele tu zmieniają. Jednak urząd na własne życzenie zamyka sobie prawo do sądu. A każda sprawa przegrana przez organ państwowy to koszty dla podatnika.
Ale z KRRiT jest jeszcze gorzej, bo jej, po prostu, nie ma. Starą rozwiązano, nowej nie powołano. Nie ma kogo sądzić. Sprawy nie ułatwia fakt, że KRRiT to tak naprawdę dwa organy: sama rada, która jest konstytucyjna, więc nie ma prawa jej nie być, oraz jej przewodniczący, który m.in. wydaje decyzje koncesyjne. Ale jego też nie ma.
Sądy się męczą. Warszawski Wojewódzki Sąd Administracyjny dzień wcześniej wydał werdykt, że KRRiT to „organ nieobsadzony”. Nowe pojęcie w prawie administracyjnym. NSA zawyrokował, że KRRiT to „organ bez zdolności sądowej”. Też czegoś takiego jeszcze nie było. Może to będzie nasz wkład w zjednoczoną Europę. Europę prawa i sprawnego państwa.
A tym, którzy pociągają za sznurki, życzę wyhodowania wreszcie własnego organu.