Orzeł krzyczy, inwestor się wstydzi

Weronika KosmalaWeronika Kosmala
opublikowano: 2016-07-10 22:00

O wino Screaming Eagle lepiej nie zadawać bezpośrednich pytań, bo warta kilkanaście tysięcy złotych butelka może tego nie wytrzymać.

Rynek kolekcjonerskiego wina regularnie syci inwestorów opowieściami o tajemniczych hektarach za średniowiecznymi murami, które — mimo nastrojowych przymrozków o brzasku — obradzają w grona tak cenne, że cena butelki nie spada poniżej kilku tysięcy dolarów. Jak się jednak okazuje, mistrzami tego gatunku poezji wcale nie są winiarze bordoscy, ale przedsiębiorcy z nasłonecznionej Kalifornii, których skrzynki mają być tak gęsto owiane tajemnicą, żeby potencjalny inwestor nawet nie wiedział, czy słynne Screaming Eagle to prawdziwy krzyk ostatnich sezonów, czy może tylko przykład na to, że wino również może stroić się w cudze piórka.

ORZEŁ W KORONIE:
ORZEŁ W KORONIE:
Screaming Eagle należą do wąskiej grupy kolekcjonerskich kalifornijskich win, których średnia cena za butelkę to ponad 11 tys. zł. Za taką z pierwszego rocznika trzeba zapłacić trzykrotnie więcej.
CHRISTIE’S

Trybunał Parkera

O tym, jak wysoki potencjał upatrywany jest w kalifornijskim czerwonym winie, można się przekonać, nie tylko zauważając, że etykiety z Napa Valley coraz częściej pojawiają się na aukcjach, ale też śledząc życiowe decyzje najbardziej wpływowego krytyka branży Roberta Parkera. Tej wiosny w Bordeaux odbyła się pierwsza kampania sprzedaży najświeższego rocznika, w której ekspert oficjalnie nie uczestniczył w związku z deklaracją, że nie zaprzestanie wydawania swoich surowych wyroków, ale będą one padały głównie w Kalifornii. Jeśli sądowniczy wydźwięk miałby wydać się trochę przesadny, wystarczy przejrzeć którąś z mnóstwa analiz londyńskiej giełdy win, w której oceny Parkera i wykresy cenowe będą tak silnie skorelowane, że będzie się można znudzić. Jaskrawym przykładem takiej zależności są właśnie butelki z czarno-białym wizerunkiem orła, na które branża prawie zupełnie nie zwracała uwagi aż do 1995 r., w którym Robert Parker przyznał zawartości notę 99/100. Od tamtego momentu wzrostowym trendem nic nie było już w stanie zachwiać, a butelka rocznika 1992 — czyli wina, które wprowadzono do obiegu w 1995 r. — z początkowej ceny poniżej 100 USD podrożała na rynku wtórnym powyżej 9 tys. USD (36 tys. zł). Wbrew pozorom, nie zdecydował o tym sam Robert Parker, ale też fachowo zbudowana struktura — a o strukturze mówi się przecież i w kontekście aromatów wina, i w marketingu.

Orła cień

Filarem przekazu, który amerykańska winnica kieruje do inwestorów, jest natomiast tajemnica. Do etykiet Screaming Eagle już w latach 90. przylgnęła historia, że grona wykorzystywane w produkcji pochodzą tylko z jednoakrowego pola, które zostało kupione przez założycielkę w ramach prawie 60-krotnie większego obszaru, z którego mogłoby powstać kilka tysięcy skrzynek, a nie tylko 225, jak w przypadku pierwszego rocznika. Niska podaż istotnie podrożyła wino na rynku wtórnym, ale W. Blake Gray z Wine Searcher sugeruje, że właściwie nie wiadomo, ile Screaming Eagle produkuje, bo zwykle podaje się tylko, że bardzo mało. Poza niską podażą w wątpliwość podawane są w dodatku same noty Parkera, bo krytycy wyraźnie podkreślają, że sytuacja mogłaby wyglądać zdecydowanie inaczej, gdyby wino degustowane było bez znajomości jego nazwy — w ramach tzw. blind tests — a nie w winnicy i w obecności producenta. Nie ujmując jakości alkoholu, Screaming Eagle wskazywany jest jako podręcznikowy przykład efektu halo, który polega na tym, że pozytywne wrażenie ma tak duży wpływ na odbiorców, że przenosi się w końcu na fachowe oceny i ceny w obiegu.

Rynek na kozetkę

Do 12 lipca rosnącym stawkom będzie można się przyglądać na internetowej aukcji w Christie’s, bo w ogólnie dostępnym katalogu „The All American Style” ceny różnych roczników Screaming Eagle aktualizowane są na bieżąco. Zazwyczaj w takich przypadkach dom aukcyjny udostępnia też jakieś kolekcjonerskie rady, ale tym razem poważnie rozmijają się one z zapotrzebowaniem inwestora, bo oś wywodów stanowią tajemniczość i magiczność, a nie na przykład potencjał starzenia. W związkuz tym, że do win mogących długo dojrzewać w butelkach zaliczają się w większości te czerwone, zupełnie abstrakcyjne wydaje się przełożenie cen amerykańskiego cabernet sauvignon na stawki za sauvignon blanc. Znowu pokazał się efekt halo — w związku z rynkowym sukcesem czerwonego wina, wypuszczenie do obiegu 600 butelek białego wywołało taki apetyt inwestorów, że lista oczekujących rosła mimo ceny 250 USD (1 tys. zł) za butelkę. Na rynku wtórnym rocznik 2010 zdrożał błyskawicznie do kilkunastu tysięcy złotych, a średnia dla wszystkich butelek z różnych lat przebija teraz 14,5 tys. zł. Wśród kalifornijskich win polecanych inwestorom jako urozmaicenie aktywów etykiety z orłem bezsprzecznie przodują i nawet Robert Parker okazał się być bezsilny, bo nie zdołał zatrzymać rozkręconej przez siebie machiny. Rocznik 2013 kosztuje nawet ponad 13 tys. zł za butelkę sauvignon blanc, chociaż wpływowy recenzent wypowiedział się o nim jasno — nie ma w tym winie niczego niesamowitego i można byłoby znaleźć z tuzin innych sauvignon blanc z okolicznych winnic, które będą bogatsze, lepiej zbudowane i znacznie tańsze niż to, którego stawka jest absurdalna. Tym razem rynek zaprezentował efekt wyparcia.