Czyje głowy spadną po spotkaniu Piotra Woźniaka z urzędnikami Brukseli? Faworytem jest wiceprezes Stoczni Gdańsk.
Na 10 lipca zaplanowano spotkanie, podczas którego Komisja Europejska (KE) może zdecydować o ewentualnej akceptacji stoczniowych programów naprawczych. Po niedawnym spotkaniu Piotra Woźniaka, ministra gospodarki, z jej urzędnikami sprawa wydaje się przesądzona — jeśli do końca czerwca stocznie nie ograniczą mocy i nie znajdą inwestorów, KE odrzuci plany, a wówczas będą musiały upaść.
Czemu Bruksela właśnie teraz postawiła sprawę na ostrzu noża?
— Spotkanie w dużej części było poświęcone Stoczni Gdańsk i opiniom wyrażanym przez kierownictwo tej firmy na temat unijnych urzędników — mówi jeden z przedstawicieli sektora.
Chodzi o tekst w norweskim „Trade Winds”, w którym napisano, że Andrzej Buczkowski, wiceprezes Stoczni Gdańsk, powiedział, że KE jest szalona, a jej żądania prędzej czy później doprowadzą do upadku polski sektor stoczniowy.
— Wczoraj minister Woźniak wyprosił wiceprezesa ze spotkania z przedstawicielami sektora, zapowiadając, że postara się o jego dymisję — mówi jeden z naszych rozmówców.
Trudno się dziwić. Nie można jednak winą obarczać tylko wiceprezesa. Rząd też nie zrobił nic, by zrestrukturyzować stocznie i porozumieć się z Brukselą.
Andrzej Buczkowski nie chciał wczoraj udzielać oficjalnych komentarzy. Ostatnio nie ma najlepszej prasy. „Gazeta Wyborcza” pisała, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego bada wynegocjowany przez wiceprezesa kontrakt na niemiecki kontenerowiec.