Z punktu widzenia polskich firm transportowych spełnia się czarny scenariusz dla jednolitego rynku. Unia Europejska, od zawsze kojarzona ze wspólnym rynkiem, wolnością przepływu towarów, usług i ludzi – staje się ofiarą protekcjonistycznych działań ze strony związków zawodowych z tzw. twardego jądra, przede wszystkim niemieckich i francuskich. Pakiet wysoko podnosi poprzeczkę socjalnych i rynkowych aspektów prowadzenia transportu drogowego. Wprowadza m.in. całkowicie niezgodny z tzw. europejskim zielonym ładem przepis nakazujący ciężarówkom… wracanie do odległego kraju macierzystego raz na 8 tygodni, choćby całkiem na pusto. A także 4-dniowy okres karencji, podczas którego przewoźnik nie może wykonywać operacji na terytorium danego państwa unijnego. Absolutnie wykluczony staje się także nocleg kierowcy w najbardziej nawet komfortowo przystosowanej kabinie ciężarówki podczas przerwy odpoczynkowej – nakazane jest zapłacenie za motel czy hotel. Przepisy te oczywiście uderzą kosztowo w nasz sektor transportu.

Polskim europosłom nie udało się na poziomie TRAN przegłosować poprawek, które przywracałyby pakietowi zbalansowany i probiznesowy charakter. Szukali poparcia kolegów nie tylko z Europy Wschodniej, lecz również pojedynczych m.in. z Irlandii, a nawet Belgii czy Austrii. Okazało się jednak, że tak naprawdę decyzyjne były negocjacje trójstronne z udziałem Komisji Europejskiej i wspomnianej Rady UE, w których uczestniczyły rządy.
Obecnie pozostaje już tylko wiara, że podczas głosowania na lipcowej sesji plenarnej PE uda się odrzucić najbardziej szkodliwe zapisy pakietu. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, ale akurat w tym wypadku...